• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Organizacja > Akta postaci > Zaakceptowane > Czarodzieje > Axel Devereaux
Axel Devereaux
Obrazek postaci
Dusza
Personalia rodziców
Jean Delacour i Chloé née Martin
Aspiracje
Wystąpić w prawdziwym spektaklu baletowym, wyrwać się z Nokturnu i stać się sławnym tancerzem.
Amortencja
Piżmowe perfumy, kwiat pomarańczy z aromatem kawy.
Różdżka
13 i pół cala, elastyczna, kieł Zouwu, sosna
Hobby, pasje
Balet, odgrywanie ról, tworzenie nieprawdziwych tożsamości, poszukiwanie przyjemności.
Bogin
Postać, która wskazuje na niego i śmieje się wyśmiewając go niekontrolowanie.
Umysł
Data urodzenia
13.02.1937
Miejsce urodzenia
Paryż, Francja
Miejsce zamieszkania
Śmiertelny Nokturn, Londyn
Język ojczysty
Francuski
Genetyka
Czarodziej
Ukończona szkoła
Beauxbatons, Papillonlisse (wydalony ze szkoły w ostatniej klasie)
Zawód
Tancerz, Złodziej, Kelner w Białej Wiwernie
Czystość krwi
Czysta
Status majątkowy
Zakurzona sakiewka
Ciało
25
185
65
Wiek
Wzrost
Waga
Zimny niebieski
Czarne
Kolor oczu
Kolor włosów
Budowa ciała
Szczupła, gibka i sprężysta. Pod skórą wyraźnie widoczne zarysowane mięśnie, które przy jego szczupłości mogą wydawać się nienaturalne.
Znaki szczególne
Kilka blizn na nadgarstkach, blizna przecinająca lewą brew, kolczyk w prawym uchu.
Preferowany ubiór
Luźne, przyduże ubrania. Na codzień nie wyróżnia się z tłumu, trzymając się powszechnych kolorów, krojów i połączeń. Widać, że lubi się stroić, bo zawsze stara się chociaż odrobinę stylizować ogólny image.
Zajęty wizerunek
Alex Storm
Obrazek postaci
Oh… chcesz posłuchać o mnie? Hmm… lecz o której wersji mnie najbardziej? Nie wiesz? O tej prawdziwej? 
Hmm… szczerze? - Z moich ust wydobywa się ciche parsknięcie.
Nic, nic. Ahhh… chyba sam nawet nie pamiętam tego dokładnie. - Opieram głowę na ścianie i zaciągam się skrętem. Przymykam oczy, kiedy obraz lekko się rozmazuje. Po chwili zaczynam opowiadać.

 1937 - 1947 - Dzieciństwo 

Taniec… z dzieciństwa pamietam głównie to, to jest coś co jest dla mnie najważniejsze. Od zawsze jest ze mną, za to rzeczywiście jestem wdzięczny rodzicom, a raczej matce. Ona tańczyła i ja również, twierdziła że kiedy tylko postawiłem pewnie stopę na ziemi i zacząłem chodzić, to już tańczyłem. Dzięki temu wytańczyłem sobie względy matki, przynajmniej na większą część mojego dzieciństwa. To ona stanęła murem za moimi predyspozycjami i pomimo niechęci ojca, wywalczyła jego zgodę, abym uczył się pod jej okiem i potem w szkole baletowej w Paryżu. Szkoła baletowa stała się dla mnie drugim domem do rozpoczęcia nauki w Beauxbatons, a potem w wakacje i wolnym czasie, który spędzałem w domu, nadrabiałem zajęcia z baletu na prywatnych lekcjach. Poza tym obowiązkowo przyjmowałem nauki dotyczące etykiety i savore-vivru, w końcu Delacour nie było byle jakim nazwiskiem we Francji, więc nie można było przynieść wstydu. 
Moja rodzina to była taka powiedzmy, że typowa rodzina czysto krwistych czarodziei z Francji o wyższym statusie. Jean Delacour, czyli mój ojciec prowadził rodzinny biznes i handlował w całej Europie specjalizując się w handlu magicznymi przedmiotami i eliksirami. Pamiętam go jako surowego i bardzo wymagającego, bardzo męski, nienaganny i schludny. Matka była tak naprawdę jego ozdobą, pozwalał jej na wiele, bo chyba tak bardzo ją kochał, że ulegał jej prośbom. Dlatego pewnie na początku niewiele ingerował w jej sposób wychowania mnie, jedynie naciskał na naukę języka angielskiego, by jego dzieci znały nie tylko rodzimy język. W międzyczasie na swat przyszło jeszcze dwoje rodzeństwa, Francois i Charlotte.
Magia objawiła się we mnie w spontaniczny sposób, jak to u dzieci najczęściej się zdarza. Muzyka wyzwalała we mnie od zawsze wiele emocji, potrafię ją dostrzec w kolorach i kształtach i tak któregoś razu wyczarowałem pasma świateł, które drgały w rytm muzyki. Iluzja zawsze była moją mocną stroną i upiększałem swoje występy z pomocą magii. 
Pasja i talent były dla mnie najważniejsze, taniec i wszystko wokół stanowiło oś mojego świata. 
„Mon cherie, ca va?” Pytała matka, a ja kiwałem głową, kiedy znów ojciec nie zjawił się na występach w szkole baletowej, a ja starałem się wstrzymać łzy. Mój zapał niestety gasił ojciec, który nie rozumiał sztuki i piękna tak bardzo jak matka, dla niego było to marnotrawienie potencjału i dyrdymały dla kobiet. Dlatego z czasem po prostu zaczął mnie ignorować, uznając swojego pierworodnego za zniewieściałe wynaturzenie. Do dziś nie wiem, jakim sposobem nie przerwał mojej edukacji tanecznej, pewnie matka postawiła na swoim wykorzystując jego słabość do niej i to, że pozwolił jej na swobodę w wychowywaniu mnie i podejmowaniu decyzji odnośnie moich predyspozycji. Z moim młodszym bratem było inaczej, on od początku bardziej przypomniał ojca i spędzali więcej czasu razem, widać było, że to Francois jest mu bardziej bliższy niż ja. 
„Pourquoi ne peux-tu pas être normal?” - Wywarczał do mnie po którejś wigilii, kiedy babcia zażyczyła sobie, abym pokazał fragment układu świątecznego, bo nie mogla przyjść na występ do szkoły baletu. Zatańczyłem idealnie, większość rodziny była zachwycona, bili mi brawo. A on wyszedł zacisakajc usta, pobiegłem za nim nie rozumiejąc jego zachowania. I wtedy jego słowa zabolały, a potem pierwszy raz w życiu mnie uderzył zostawiajac na ciele ślady, rozcinając głęboko brew. Widzisz? Taką pamiątkę po nim mi została. 
Może gdybym stal się sławnym tancerzem… Eh. Mniejsza. Wtedy też przestałem być „idealnym” dzieckiem, coraz więcej kłamałem, stałem się nieznośny i łamałem reguły. Tym często zwracałem uwagę ojca na siebie, lecz była to zwykle negatywna uwaga, złość wymalowana na jego twarzy i wstręt w oczach były gorsze od wbijanych w ciało szpil. A ja zamiast dać sobie spokój, grzęzłem w tym bagnie i doszukiwałem się już tylko jakiekolwiek uwagi, nieważne czy pozytywnej czy nie. Wykradłem z szafki ojca żyletkę i kiedy miałem gorszy dzień, kaleczyłem ręce. Ból odwracał moją uwagę od złych myśli, ale rany negatywnie wpływały na moją motorykę i płynność ruchów. Nie trwało to długo, ale ślady zostały.
Byłem najstarszy, ale nie byłem postrzegany za tego, który miał stać się prawą ręką ojca. Mój młodszy brat ponoć się do tego lepiej nadawał i rzeczywiście, ojciec wziął go na wspólnika. Szyld zmienił się na J. Delacour et le fils, chociaż to "le" jest zbędne, lecz ważne bo Jean Delacour miał dwóch synów, ale uznaje tylko jednego. Ale mniejsza o tym. 

 1947 - 1955 - Edukacja 

Do Akademii Beauxbatons poszedłem pełen entuzjazmu i byłem przeszczęśliwy, kiedy moim domem stało się Papillonlisse. To tam znalazłem atencję i uznanie, poza tym moje umiejętności magiczne bardzo mocno związały się z zaklęciami wykorzystującymi iluzję i manipulującymi dźwięki. Czerpałem głównie z zajęć o urokach, chociaż obrony przed czarną magią liznąłem dopiero później, by nauczyć się podstaw obrony. Poza tym poznałem uroki transmutacji, która w późniejszym czasie okazała się szalenie przydatna. W Beauxbatons również kontynuowałem szlifowanie swoich umiejętności tanecznych chodząc na zajęcia z tańca magicznego i po lekcjach chodziłem na dodatkowe zajęcia z tańca z elementami baletu. 
Jako uczeń niestety nie byłem idealny, roznosiła mnie energia i pomimo, że nie miałem w szkole zbyt wiele kontaktu z ojcem, to wciąż wracałem myślami do niego i tego, że mnie nie akceptuje. Kłamstwo stało się moim językiem, a reguły jedynie sugestiami, jak tak patrzę na siebie z perspektywy czasu, to sam strzeliłbym siebie w łeb w tamtym czasie. Ale cóż, byłem nastolatkiem i myślałem, że zwojuję świat. Ale to moje wojowanie z regułami, zasadami i zakazami wyszło mi na gorsze, niż lepsze. 
Listy do rodziców przychodziły regularnie, uwagi sypały się a ja zamiast skupiać się na nauce, uczyłem się tego czego chciałem i mnie interesowało, bo w tańcu to byłem wybitny i chciałem być jeszcze lepszy. Dlatego moje oceny nie zachwycały, frekwencję też miałem kulawą, bo dla mnie było lepiej ćwiczyć w pokoju niż siedzieć i słuchać o Buchorożcach na zajęciach z opieki nad magicznymi stworzeniami, czy jak się destyluje niektóre eliksiry. Na urokach i transmutacji uważałem, na obronie też gdzieś tam jednym uchem i okiem poświęcałem uwagę. A o reszcie to wolę już nie wspominać. A Quidditch to absolutnie nie dla mnie, jeszcze nabawiłbym się kontuzji. 
Rodzice upominali mnie, matka prosiła i błagała, ojciec zdobył się na kilka listów pełnych grozy. Ale już wtedy średnio mi zależało na jego uwadze, zwłaszcza że w Akademii nie mógł mi zbyt wiele zrobić.

 1955 - Wygnanie 

Moja siostrzyczka Charlotte miała pięć lat, kiedy widziałem ją po raz ostatni. Uczyłem ją kroków i cierpliwie kibicowałem, kiedy próbowała mnie naśladować.  Ostatni raz widzieliśmy się w dniu, kiedy zabrałem swoje rzeczy z domu. Strasznie plakala i krzyczała za mną „Axel! Axel! Où vas-tu? Restez avec moi!” A ja nie mogłem zostać, byłem już dorosły i wyrzucili mnie ze szkoły, za czym poszła stanowcza decyzja ojca, który postanowił i wyrzucił mnie z domu. Akademia Beauxbatons usunęła moje imię i nazwisko z listy uczniów niesprawiedliwie! Przecież nie zrobiłem nic złego, nic co by komuś zagrażało, a to że nie chodziłem na lekcje, czy kłamałem i wykradałem rzeczy ze szkolnych magazynków, czy uczniom to przecież nie jest ogromna zbrodnia. W szkole trzymałem się raczej z łobuzami, którzy nauczyli mnie tego i owego, miedzy innymi jak otwierać zamki i nauczyłem się łamać proste zabezpieczenia magiczne. Potem już To było wołanie… ale to już za mną (śmiech). 
Pożegnałem przedwcześnie Papillonlisse i bez dyplomu i z kilkunastoma złotymi monetami postanowiłem szukać szczęścia w Londynie. 
Z krwi jestem Delacour, ale przyjąłem inne nazwisko, aby nikt mnie nie znalazł. Nie chcę wracać do przeszłości, stałem się wolny i… 
We Francji jest łatwiej jeśli się jest artysta bez dyplomu. Liczy się kunszt i talent, ale to nie jest od razu przepustka do sukcesu. Dostaniesz mała, marginalna role, ale zawsze to cos, zarobisz. A Londyn? Tutaj to co innego.

 1955-1957 - Wyjazd i szukanie nowego życia 

Tutaj byłem nikim, nadal jestem. Mija powoli siedem lat od kiedy postawiłem stopę na północnym brzegu Tamizy. Świat Mugoli we Francji był dla mnie obcy, a w Londynie to właśnie wśród nich przyszło mi rozpocząć nowe życie. Wcześniej miałem sporadyczne kontakty z mugolami i raczej podchodziłem do nich z dystansem. Ojciec jasno wyrażał się o nich jako o kimś gorszym, chociaż nigdy przez to nie wypracowałem w sobie wrogości wobec niemagicznych. Z jednej strony trochę mnie intrygowali, a z drugiej przerażali tą swoją niewiedzą i brakiem magii w życiu. Lecz nowe okoliczności sprawiły, że musiałem się zaadaptować również w mugolskim świecie. 
Z bezwartościowa walutą w dłoni zobaczyłem plakat, Opera wystawiała "Jezioro Łabędzie" i niewiele myśląc, poszedłem tam. Lecz nawet teraz nie wiem, czego się spodziewałem. Oczywiście nikt nie chciał słuchać chłopaka, który mówił angielsku z wyraźnym akcentem i twierdził, że potrafi tańczyć. Ktoś złośliwy zasugerował mi, żebym poszedł do Soho. Wtedy nie wiedziałem, co to za miejsce i co tam znajdę. Ale kiedy się tam znalazłem, dotarło do mnie jak bardzo ze mnie zakpiono. Ale to nie był ostatni raz, kiedy tam zawędrowałem. O nie… ja tam zostałem. Obszedłem kilka lokali i znalazłem zatrudnienie w nocnym klubie i lichy nocleg, za który oczywiście odliczano mi z wypłaty. 
Odkryłem całkowicie nowy wymiar sztuki, cielesności i ekstazy. Byłem wolnym ptakiem, który ma to coś, co przyciąga ludzi. W Soho znalazłem ludzi podobnych do mnie, mających talent, pasje i kulawe szczęście. Moje zaprowadziło mnie w sam środek tego centrum rozrywki Londynu. Poczatki były ciekawe, nigdy nie spodziewałem się, że moje umiejętności taneczne zostaną docenione przez kluby o niekoniecznie dobrej reputacji, gdzie tańczyłem początkowo na scenie, a potem na ladach. To było lepsze niż nic, mogłem w pewien sposób robić coś, co kochałem i dostawałem za to pieniądze. Powoli przyzwyczajałem się do dotyku obcych dłoni, do zbliżeń i łamania mojej przestrzeni osobistej, granice tym bardziej się zacierały, kiedy w grę w chodziły narkotyki i alkohol. Na szczęście nie dałem się ponieść nałogom i pomimo, że nie odmawiam sobie od czasu do czasu działki, czy małej libacji, to staram się nie przesadzać. To źle wpływa na kondycję. 
Nauczyłem się wtedy jak mamić czyjeś zmysły i dawać mu przyjemność, a dzięki temu zarabiałem nawet znośnie. To również w tym czasie zacząłem obserwować ludzi i czytać ich, wychwytując ich emocje, zgadując ich myśli i podsuwającym im to, czego pragnęli by tylko zyskać ich przychylność i pieniądze. Moje umiejętności i budowa ciała nadawała się nie tylko do tańca i zadowalania klientów, ale również do złodziejstwa. Wspinałem się bez problemu i bardzo szybko opanowałem działanie wytrychów, które z czasem sobie kupiłem za zarobione pieniądze. Tak więc czasami wychodziłem od klienta nie tylko bogatszy o należność za usługi ale i też z cięższą kieszenią pełną biżuterii i pieniędzy. Złodziejstwo było ryzykowne, ale dawało sporo satysfakcji i adrenaliny. 
Lecz nie zapominałem o swoich marzeniach, ćwicząc po godzinach choreografie klasyków, ucząc się nowych ruchów, sięgając do akrobatyki, która robiła wrażenie. W pustym barze, nucąc melodie pod nosem wykorzystywałem opustoszałą scenę i to były takie moje momenty, kiedy odrywałem się od przytłaczającej rzeczywistości, by po prostu na chwilę zapomnieć.

 1958-1959 - Nadzieja 

Z czasem dzięki pewnym kontaktom i chyba ludzkiej litości dostałem wskazówki, aby przyjść na przesłuchanie do spektaklu w jednym z teatrów w tej dzielnicy. Nie celowałem w główna rolę, ale pragnąłem wciąż występować w sztukach. Dostałem ją! Pierwsza moja rolę! I wtedy zacząłem wieść podwójne życie. Za dnia i wczesnymi wieczorami ciężko pracowałem w teatrze, a nocą schodziłem w podziemia Soho, gdzie poza przehandlowywania własnego ciała nauczyłem się kłamać i kraść. Zabawiałem kobiety i mężczyzn, dotrzymywałem towarzystwa i przez mój francuski akcent raczej byłem traktowany jak maskotka, co wykorzystywałem z coraz większą premedytacją. Z czasem jednak postanowiłem porzucić nocne życie i przeniosłem się do magicznej części Londynu  wynajmując pokój na poddaszu na Nokturnie, gdzie dorabiałem jako kelner w Białej Wiwernie kilka godzin dziennie. Przez ten czas szlifowałem angielski, przez długi czas nie mogłem się wyzbyć paryskiego akcentu, teraz jest praktycznie jest nie do odróżnienia, chyba że się zdenerwuję, wtedy R mnie zdradza.
Teatr to była moja nadzieja, promyk słońca, który przebił się przez chmury. Udało mi się tam spędzić rok, pilnie trenując, mialem swoje miejsce w choreografii. Ale byłem jednocześnie kimś, kogo pozostali nie akceptowali. Moje nazwisko, to prawdziwe i to przyszyte nie pasowało, mój akcent - bo na potrzeby szkoły jednak nie udawałem anglika, i to, ze przyszedłem z nikąd. To był czas, kiedy naprawdę się starałem i byłem czysty, nie kradłem i przestrzegałem zasad. Ale ktoś dotarł do mojej drugiej tożsamości, chociaż w Soho bywałem sporadycznie, to moja reputacja legła w gruzach i żeby tego było mało… 
James, on nigdy nie akceptował mnie i robił wszystko, by w choreogriafi pozostała tylko jedna rola męska, chcac mnie zepchnąć do roli dublera, który i tak nigdy nie wyjdzie na scenę. Lecz scenariusz przewidywał dwóch tancerzy. Ale kiedy dotarły do niego plotki o mnie, nie czekał ani chwili. Wszystko zostało wyszarpnięte na światło dzienne i czułem się wtedy, jakby ktoś wyrywał mi wnętrzności, obnażając do gołej skóry. Zdjęcia były dowodem nie do złamania, a ja… Znów zostałem z niczym. 

 1960 - Nokturn 

Po tym zniknąłem z widoku osobom związanym z teatrem w centrum Londynu. Pracę w Białej Wiwernie rozszerzyłem już na pełen etat, angażując się również w interesy z klientami i działając jako pośrednik w szemranych interesach. Nie zapomniałem, jak się kradnie i kłamie. Dzięki temu dotarłem do półświatka, gdzie zaoferowałem również swoje usługi cielesne, kradzież i wyciąganie informacji. Z moją aparycją i zwinnością to nie było trudne, aby podnieść kompetencje złodziejskie, włamy i ucieczki to moja specjalność, a do tego też udoskonaliłem też umiejętności związane z rozbrajaniem pułapek. Bo to co innego jest okraść czyjś dom, a co innego zrobić włam u kogoś, kto ma wiele do ukrycia. Jako kelner potrafię zdobyć wiele wiadomości od ludzi i na ich temat, a potem przekazać je dalej, lub przerzucać niewielkie towary. A kiedy zamykamy bar, nie idę grzecznie spać. Londyn dopiero wtedy ożywa i jeśli wiesz, gdzie iść, to dopiero zaczynasz swój dzień. Dalej tańczę, bez tego nie potrafiłbym oddychać i wciąż się łudzę, że kiedyś jeszcze zatańczę na prawdziwej scenie. Chodzę już tylko do magicznego teatru, nie chcąc się pokazywać w mugolskich teatrach, bo jeszcze ktoś mnie zaczepi. Póki co jest to mój sposób na chleb, sprzedając swój talent i ciało zyskuję możliwość przetrwania. Do Soho dalej zaglądam, lecz o wiele rzadziej. 
2
Pozostało PP
mixed
10
Pozostało PM
5
10
0
OPCM
Uroki
Czarna magia
5
0
0
Transmutacja
Magia lecznicza
Eliksiry
11
12
16
Siła
Wytrzymałość
Szybkość
Ścieżka VII — Magia uzdrawiania
Pierwsza pomoc
Ścieżka VIII — Historia i kultura magiczna
Znajomość obyczajów i etykiety
Ścieżka IX — Mugoloznawstwo
Historia i kultura mugoli
Mugolskie urządzenia
Ścieżka XII — Przestępczość
Włamywanie się i otwieranie zamków
Zręczne ręce i kradzież kieszonkowa
Ścieżka XIII — Szpiegostwo
Kamuflaż i maskowanie tożsamości
Unikanie pułapek i zabezpieczeń
Skradanie się
Ścieżka XVI — Społeczeństwo i wpływy
sztuka kłamstwa i oszustwa
urok osobisty
odczytywanie emocji i czujność
Ścieżka XVII — Artyzm i twórczość
teatr i aktorstwo
Ścieżka XVIII — Sport
Taniec
Akrobatyka
Ścieżka XX — Poliglotyzm
J. Angielski

drzewko

Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
10-05-2025, 20:32

Witamy na forum Serpens!

Mistrz Gry utworzył dla Ciebie osobisty dział, w którym została umieszczona Twoja skrytka bankowa. Udaj się do niego i opublikuj temat z sowią pocztą oraz umieść tam swój prywatny kuferek. Na start otrzymujesz też od nas skromny prezent – znajdziesz go w swoim ekwipunku.

Możesz już rozpocząć zabawę na forum! Zachęcamy, abyś sprawdził, co Ci się przyśniło, rozeznał się w aktualnych wydarzeniach oraz spytał, kto zaczyna.

Odtąd Twoje słowa, decyzje i sojusze mają znaczenie. Uważaj, komu zaufasz — wężowe języki są zdradliwe. Dobrej zabawy!

Karta zaakceptowana przez: Philippa Moss

    Odpowiedz
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
10-11-2025, 21:43

Axel Devereaux

Ekwipunek

pozostałe przedmioty spoza automatycznego ekwipunku

darmowa sowa pocztowa

Historia rozwoju

[11.10.2025] zatwierdzenie karty postaci, +1 szybkość [prezent powitalny]
[15.10.2025] Zdobycie trofeum: Pierwszy dzień w Hogwarcie, +20 XP
    Odpowiedz
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:03 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.