• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Domostwa > Manchester, Palatium Librae > Mała jadalnia
Mała jadalnia
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
09-01-2025, 09:53

Mała jadalnia
Pomieszczenie usytuowane na pierwszym piętrze we wschodnim skrzydle. Pełni rolę jadalni rodzinnej użytkowanej na co dzień, jedno z nieformalnym miejsc na spotkania rodzinne. Centralną pozycje zajmuje długi stół z drewna orzecha, mogący pomieścić do szesnastu gości. Elegancki, o ciemniejszym kolorze i szlachetnym wyglądzie. Na suficie umocowany żyrandol z licznymi świecami, o których stan dba domowy skrzat. Na ścianach zawieszone liczne obrazy przedstawiające martwą naturę oraz pejzaże. Plafon ozdobiony sztukaterią w postaci fresku przedstawiającego zachmurzone niebo.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta

Strony (2): « Wstecz 1 2
Odpowiedz
Odpowiedz
#11
Rafael Crouch
Czarodzieje
Wiek
32
Zawód
Dep. Międzynar. Współpracy Czarodziejów
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
13
0
OPCM
Transmutacja
13
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
5
Siła
Wyt.
Szybkość
10
10
10
Brak karty postaci
10-07-2025, 11:35
Spojrzenie w oczy własnemu bratu powinno był banalnie proste, zwłaszcza gdy wychowywało się razem przez całe swoje życie, znało niemal każdy wstydliwy sekret z dzieciństwa i przeszło przez tysiące kłótni i sprzeczek, zakończonych niekiedy nie całkiem udanymi zaklęciami i próbami zamienienia drugiej osoby w kaktusa. Rodzeństwo powinno sobie ufać i wierzyć, mieć wzajemne oparcie i bać się zdradzić tego, co leży w najgłębszych zakamarkach sumienia i myśli. Tak działała przecież rodzina mimo wszystkich rozpalających ją od środka napięć.
A jednak stojąc teraz przed nim z trudem udawało mi się spojrzeć mu w oczy. zupełnie jakby ten dziwny rodzaj wstydu, ta niepewność drażniąca każdy z nerwów, nie pozwalała mi po prostu zatopić się w znajomych tęczówkach hardością własnego spojrzenia. Wiedziałem, że Zach był zbyt rozsądny, by zareagować gwałtownie; zbyt czuły w ten specyficzny sposób znany tylko starszym braciom; zbyt doświadczony piątką własnych dzieci i mnóstwem cierpliwości. Może dlatego wybrałem go podświadomie na tego, któremu pierwszemu zdradziłem swoje zamiary.
- Uwierz mi, myślę od tym od lat – odpowiedziałem gorzkim tonem, puszczając mimo uszu początkową oschłość, jaką mnie uraczył. Miał do tego prawo, zresztą mogłem się spodziewać kolejnej reakcji; musiałem jednak kuć żelazo, póki było gorące. Poczekałem kilka sekund, aby moje słowa przebrzmiały właściwie, by Zach miał pewność, że nie robię sobie żartów, ani że nie jest to chwilowy kaprys. - Zmieniłem stanowisko, ale to niewiele dało. Chwilowy entuzjazm i możliwość liczniejszych podróży to mała rekompensata za to, żebym... - Pokręciłem głową, nie chcąc się nad sobą roztkliwiać i tłumaczyć, że była to marna zapłata za kolejne miesiące męczarni, jakie przechodziłem w pracy, której nienawidziłem. Inni mieli gorzej; nieodmienny argument, który zawsze padał w takich sytuacjach. Ciesz się, że masz świetną pracę i alternatywy rozwoju. Nie myśl tylko o sobie. Doceń to, co masz.
Doceniałem. I chciałem się rozwijać. Po prostu... nie w ten sposób.
- Domyślam się reakcji rodziny. - Usiadłem z powrotem przy stole, a właściwie ciężko opadłem na krzesło, które skrzypnęło w sprzeciwie pod moim ciężarem. Zach miał rację, spodziewałem się, że Crouchowie nie przyjmą spokojnie mojej decyzji i będą ją sabotować na każdy możliwy sposób. Nie znosili niesubordynacji. To znaczy: nie znosiliśmy niesubordynacji. Reputacja była ważniejsza niż cokolwiek innego, a syn Crouchów opuszczający mury ministerstwa nie wpisywał się w jej utrzymanie, lecz był wyraźnym jej nadszarpnięciem. - Dlatego szukam... staram się znaleźć jakieś alternatywne rozwiązanie. Może mógłbym zmniejszyć swój etat urzędnika? - Spojrzałem na brata z nadzieją, jakby to właśnie on był tym, który znajdzie odpowiedź na nurtujące mnie pytanie. - Tylko jak to uzasadnić ojcu i wujowi? Nie znam argumentów, które by ich do tego przekonały. - Odejście z pracy wbrew pozorom było banalnie proste, jednak o wiele trudniejsze było to, co miało nastąpić później. Rozczarowanie i gniew, konsekwencje nie tylko finansowe, ale i emocjonalne. Słabość, którą by mi przypięto jak łatkę do końca życia.
Czułem na sobie jego spojrzenie, znajomo troskliwe, choć na swój sposób duszące frustrującą świadomością, że jego być może też zawodzę i to mimo tego, że postrzegałem go nieco inaczej niż całą resztę rodziny. Właśnie dlatego, że znalazł w sobie siłę, aby się jej przeciwstawić, mimo że od dziecka uczono nas obu, że odejście od rodzinnej tradycji to jeden z najgorszych grzechów, od którego trudno uzyskać rozgrzeszenie.
- Nie chciałem zrzucać na ciebie tego ciężaru, wiem, że to moja sprawa i moja walka – powiedziałem, unosząc jednocześnie dłoń, jakbym chciał go powstrzymać od ewentualnego sprzeciwu – ale musisz wiedzieć jako pierwszy, żeby się... przygotować i nie oberwać rykoszetem. - Czasem nachodziła mnie myśl, że nasze życie to nieustanne szukanie równowagi między tym, kim chcemy być, a tym, kim każą nam być inni i czego od nas oczekują. On już kiedyś odnalazł tę odwagę, by iść własną drogą. Ja dopiero próbowałem i obawiałem się, że demony przeszłości mogą powrócić do Zacha kolejnym wypominaniem mu jego wyborów. Jakby to jego wina, że brat zdecydował się na ten sam krok. - I chciałem też zapytać... jak udało ci się przez to przejść? - Nie wiem, co będzie dalej. Nie mam planu. Wiem tylko, że jeśli zostanę w ministerstwie, przestanę być sobą zupełnie. A żeby odejść, musiałem wiedzieć, jak to zrobić i jak sobie poradzić z tym, co miało nadejść.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#12
Zacharias Crouch
Czarodzieje
Wiek
36
Zawód
pracownik naukowy Evershire College
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
17
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
14
12
6
Brak karty postaci
10-08-2025, 20:52
Kiedy okazało się, że brat postanowił zwierzyć się w tak bardzo delikatnej kwestii, początkowo lekko zaniemówił. Wprawdzie zawsze utwierdzał go w przekonaniu, że mogą na siebie liczyć lecz słowa miały tendencję do szybkiego ulatywania, a życie płynące własnym tempem, poprzetykane rozlicznymi dylematami, dodatkowo nie sprzyjało momentom szczerości, bo i zwyczajnie nie było ku nim sposobności.
Po pierwszym odczuciu zaskoczenia, kiełkować począł w nim spokój, a przede wszystkim rozczulenie, bo choć sprawa nie należała do prostych, niosąc gorycz prawdy o ich sytuacji rodzinnej, to jednak swym gestem Rafael ukazywał mu szczyt zaufania, którym mógł go obdarzyć. Wyżej chyba nie mógłby sięgnąć.
W nachmurzonych oczach pojawił się refleks łagodnego zrozumienia, wsparcia, które chciał mu oferować w miejscu, gdzie każda decyzja niezgodna z kanonem mogła skutkować tragicznymi konsekwencjami. Znali przecież swych rodziców doskonale, potrafili bezbłędnie odgadywać ich reakcje i emocje, które rodziły się w momentach zawodu. I choć Rafael być może nie doświadczył tego tak mocno na własnej skórze, to jednak bycie świadkiem starczało aż nadto. Musiało, skoro byli przy tej rozmowie.
Zach sięgnął ponownie po swoje szkło z alkoholem. Obserwował lekkie drżenie tafli trunku i chmury, które odbijały się w złocistym kolorze nadającego im przedziwnie fantazyjnego wydźwięku – nie pasującego zupełnie do atmosfery przypominającej swą konsystencją stężałą zupę.
Byłby zaskoczony, jeśli Rafael zanegowałby to, iż sytuację przemyślał. Nie należeli mimo wszystko do tego typu osób i jak wiele można było zarzucić jego młodszemu bratu, tak w kwestiach tak wiążących zdawał się on być bardzo twardo stąpającym po ziemi. Nie miał więc powodu, aby mu nie ufać, skoro mówił, że próbował już wielu rozwiązań, by nieco odroczyć decyzję. Nie odezwał się początkowo, cierpliwie oczekując, że brat najpierw powie mu wszystko to, co ciążyło na jego barkach. Chciał też dokładnie przemyśleć własne słowa, rzadko dawał się nieść chwilowym emocjom, co nieco wydłużało cały proces, ale i gwarantowało, że raczej nie padną tu żadne słowa, których później będzie żałował. Wielu mógłby poczytać to za brak spontaniczności i naturalności lecz z dwojga złego wolał być uznawany za zbyt ostrożnego, ale dobrze rozumianego niż emocjonalnego furiata.
— Uzasadnianie tego komukolwiek powinno być twoim ostatnim problemem — wyznał gorzko, bo fakt, iż jakikolwiek dorosły człowiek miał tłumaczyć się ze swoich decyzji rodzinie zakrawa o szaleństwo. Niestety nie w ich realiach, dlatego jego stwierdzenie było raczej pobożnym życzeniem niż faktyczną próbą wzburzenia Rafaela przeciwko uzasadnianiu. Realnie musiał się liczyć z tym, że każdy będzie domagał się brutalnie prawdy.
Troska brata wyraźnie go rozczuliła, westchnął cicho nie dając sobie jednak przyzwolenia na bardziej wyraźną reakcję.
— Jeśli obwinią mnie o to, że zmąciłem jasność twojego umysłu w tych kwestiach, to i tak niewiele z tym zrobię. Doceniam jednak twoją troskę — Ostatecznie uzewnętrznił to, co w nim siedziało. — Powiedz mi tylko, co uwzględniasz jeszcze w swoich alternatywnych planach, lub raczej… co zawierałoby twoje idealne rozwiązanie sytuacji, czego pragniesz? — Nigdy nie mówili o rzeczach podobnych i choć taka wizualizacja mogła nigdy nie pokryć się z rzeczywistością, to była warta zwerbalizowania. Miałby dokładniejszy obraz tego, z czym zmaga się Rafael.
Kiedy powrócił myślami do przeszłości, na jego twarz padł cień. Przepracował to już wiele lat temu i nie tyle sama ówczesna sytuacja rodzinna go przybijała,co inne wydarzenia prowadzące go ostatecznie do podjęcia decyzji. Śmierć Melchora nigdy nie przestała go boleć. Mówił jednak o tym, o co pytał go brat.
— Pewnie cię tym rozczaruję, ale bardzo długo nie potrafiłem tego znieść. Akceptacja dla nowego stanu rzeczy zajęła mi naprawdę wiele, wiele czasu. Długo też wahałem się czy na pewno dobrze zrobiłem. Czy pójście własną drogą było warte tych wszystkich upokarzających momentów i jawnej agresji — nie mówił o tym nigdy tak otwarcie. — Nie mam dla ciebie jakiegoś planu, który pozwoliłby przejść przez to bez szwanku, jeśli o to pytasz... Sam wiele straciłem, ale chyba byłem z tym pogodzony, przynajmniej teoretycznie, zanim wyjawiłem swe plany. I cóż, ostatecznie było jeszcze gorzej — zaśmiał się, choć wcale reakcja ta nie pasowała do tematyki. — To nigdy nie odbywa się bez kosztów i potem jest inaczej… I też nie od razu czuć, że było warto…
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#13
Rafael Crouch
Czarodzieje
Wiek
32
Zawód
Dep. Międzynar. Współpracy Czarodziejów
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
13
0
OPCM
Transmutacja
13
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
5
Siła
Wyt.
Szybkość
10
10
10
Brak karty postaci
10-09-2025, 12:28
Nie planowałem żadnych dramatów w swoim życiu, gdy po raz pierwszy świadomie zastanawiałem się nad swoją przyszłością. Miałem wtedy szesnaście, może już siedemnaście lat i wiedziałem, jaką ścieżkę kariery szykuje dla mnie rodzina. Nawet jeśli czułem rozpalające się zarzewie buntu, byłem zbyt młody i zbyt samotny, aby przejść przez nie bez uszczerbku na swoim dotychczasowym życiu. Byłem zwyczajnie wygodny; przywykłem do pieniędzy, wygody i dostatku, jakie towarzyszyły nazwisku Crouch i nie byłem gotowy na to, aby je utracić w imię swoich ideałów i swobody. Wtedy nie; wtedy bałem się być kimś zwyczajnym. Dzisiaj za tym tęskniłem, za możliwością robienia tego, co chciałem robić, co mnie fascynowało i pociągało, co sprawiało, że chciałem rano wstać z łóżka, a nie przewracać się z boku na bok z nienawiścią do całego świata, że znów czeka mnie nudny dzień w biurze.
A jednak dramaty przyszły same; dorastały wraz ze mną, dojrzewały w mojej podświadomości, aby przez ostatnie lata męczyć mnie i prowokować, doprowadzając w końcu do chwili, gdy byłem już niemal pewny podjętej decyzji. Niemal... ale jeszcze nie do końca. To nie była kwestia wątpliwości co do słuszności mojego kroku, nie, tego byłem absolutnie pewien. Nie chciałem powtarzać więcej każdego dnia w tym samym scenariuszu, widzieć codziennie tych samych korytarzy i brać udział w pozornych rozmowach o niczym. Chodziło wyłącznie o moją rodzinę i jej reakcję. Rodzinę, która była murem, chłodnym i stabilnym oparciem podczas największych życiowych pożarów, murem porośniętym bluszczem wspomnień i lojalności. Nie chciałem tego stracić.
- Nie powinno być problemem, a jednak jest największym – mruknąłem gorzko w odpowiedzi, topiąc kilka kolejnych niewybrednych słów w alkoholu, który przelał się przez moje gardło. Przez chwilę milczałem, wsłuchując się w Zacha i próbując wyrazić swoje uczucia najlepiej, jak tylko umiałem. - Ja w zasadzie niewiele potrafię. - Przyznanie się do tego nie stanowiło dla mnie problemu, ani powodu do wstydu, było raczej stwierdzeniem oczywistego faktu. Byłem wykształcony, dobrze wychowany, miałem potężne zaplecze naukowe, ale pod względem praktyki byłem nikim. Musiałbym w większości zawodów zaczynać od nowa, a w moim wieku i z moją pozycją tylko wywołałoby to frustrację.
- Trudno więc mówić o wielu alternatywach. Myślałem o tym, aby ograniczyć działalność w ministerstwie i zaoszczędzony w ten sposób czas poświęcić na... - zająknąłem się, po raz pierwszy czując coś na kształt wątpliwości, czy brat mnie zrozumie – naukę uzdrawiania. To mnie zawsze pociągało i tkwiło gdzieś w tyle głowy. Tak, wiem – parsknąłem głucho – wybrałem cholernie trudną ścieżkę, ale nic na to nie poradzę. - Wzruszyłem ramionami, bo nawet niemożliwa to przejścia droga wydawała się lepszą opcją niż dalsze tkwienie po łokcie w ministerialnym bagnie. Praca tam była jak pokuta; wypełnianie cudzej woli, by zadowolić wszystkich oprócz siebie za to, że nigdy nie byłem idealny.
Znów uniosłem kieliszek do ust, znów poczułem palące poczucie chwilowej ulgi, szybko stłumionej przez kolejne słowa brata. Słowa Zachariasa zawisły w powietrzu jak ciężki dym z fajki ojca: gęsty, nieprzejrzysty, gryzący w gardło przy każdym wdechu. Nie liczyłem na receptę na moje problemy, ale choćby na płomyk nadziei, że nie czeka mnie paskudny los, a tymczasem musiałem zaakceptować, że nie będzie ani łatwo, ani trudno, tylko niemożliwie. Oparłem łokcie na stole i zasłoniłem twarz dłońmi, jakbym chciał się ukryć przed światem.
- Wspaniale. - Powiedziałem głucho spomiędzy palców. Zamknąłem oczy, pragnąc przez tę jeszcze jedną warstwę opuszczonych powiek po prostu zniknąć. Niektórych więzów nie da się przeciąć. Są zbyt mocne, zbyt głęboko wrastają pod skórę; tak jak te rodzinne, które już na zawsze będą krążyły w krwi, co jednak nie oznaczało, że nie można się od nich odseparować na inny sposób. - Ale czy żałujesz? Podjąłbyś tę decyzję ponownie? - Zza uchylonego lekko okna wdarł się podmuch powietrza, poruszając zasłoną. Na sekundę pomyślałem o ogrodzie: o tym chłopaku, który tam pracował i o spokoju, który bił z jego ruchów.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#14
Zacharias Crouch
Czarodzieje
Wiek
36
Zawód
pracownik naukowy Evershire College
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
17
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
14
12
6
Brak karty postaci
10-12-2025, 22:03
Oczywiście, że był to problem z rodzaju tych całkiem sporych, nawet jeśli obydwoje uważali to za nonsens. Niestety, świat wielkich rodzin zdawał się rządzić własnymi prawami, ale można było mieć podejrzenia, że i wśród prostych czarodziejów jakikolwiek sprzeciw rodowym tradycjom budził znaczący opór. Zach myślał wprawdzie o tym nie mając żadnego poparcia w realnych przykładach, lecz tak było o wiele łatwiej. Pewne uwspólnienie niesprawiedliwości sprawiało, że problem stawał się bardziej znośny.
Przyglądał się wciąż badawczo bratu, próbując choć na chwilę wejść w jego skórę, bo nawet jeśli dzielili podobne przeżycia, to zdawali się być ulepieni z zupełnie innej gliny. Jakże przedziwnym było, iż dwójka tych samych rodziców osiągała zupełnie inny rezultat wychowawczy w przypadku każdego dziecka. Niezmiernie go to fascynowało, przez co próbował nie jeden raz bardziej refleksyjnie spoglądać na własne pociechy. Czy miało to przynieść jakikolwiek rezultat? Nie potrafił ocenić, dlatego łudził się tylko, że być może w przyszłości oszczędzi im rozczarowania.
Stwierdzenie, że niewiele potrafi w jakiś sposób go zasmuciło. Czy mówił tak zupełnie szczerze czy tylko w przypływie słabości, gdy stał na rozdrożu? Nigdy nie uważał Rafaela za człowieka pozbawionego wartościowych umiejętności. W jego umyśle brat jawił się zawsze jako ten, który potrafił przede wszystkim korzystać z życia, tak po prostu. Nawet jeśli w ostatnim czasie widział więcej frustracji i ucieczki w kolejnych podróżach. Zawsze sądził, że Rafael dobrze odnajduje się w pełnionych obowiązkach i może dlatego, że obraz ten runął, czuł się wyraźnie zbity z tropu. Pewne przekonania nie miały, jak się okazuje, pokrycia w rzeczywistości. Zaraz próbował jednak usprawiedliwić wszystko tym, że przecież w ich rodzinie nie dało się inaczej: trzeba było udawać, a swój kunszt aktorski wynosić ku wyżynom, by sprostać zadaniu. W innym wypadku codzienność stawała się nie do zniesienia.
— Nauka uzdrawiania… — powtórzył niczym echo próbując zrozumieć i wydobyć z pamięci choćby szczątkowe przekonanie, że faktycznie jego brat miał ku temu pociąg. Było to jednak ciężkie jak dla kogoś, kto po uszy siedział zanurzony we własnych badaniach. — Jeśli chciałbyś o tym jeszcze porozmawiać, jeśli potrzebujesz jakiejś pomocy… — Już zaczął myśleć czy w gronie swoich znajomych ma uzdrowicieli chętnych do dzielenia się swoją wiedzą, przynajmniej na początku to powinno wystarczyć laikowi. Potem pomyślał, że może nie powinien, bo była to droga, którą powinien podążyć sam. Nie chciał jednak, by czuł się wyobcowany i pozostawiony przez rodzinę. Bo z całą pewnością czekało na niego to właśnie w odniesieniu do znakomitej jej części.
Czy żałował? Mówił wprawdzie, że długo nie było to dla niego jasne i bił się z własnymi myślami. Z biegiem czasu wszystko zaczęło się jednak układać i również jego głowa nieco odetchnęła. Złapał dystans. Nie bez ofiar, ale jednak.
— Nie żałuję. Szczerze. Choć sam proces był bolesny, to dotarło do mnie, że inaczej bym nie potrafił. Że nie było innej opcji, jeśli pragnąłem pozostać jeszcze choć odrobinę sobą — uspokoił go. Odpowiedź na to pytanie była przecież tak prosta. Jeśli tylko miał determinację i pewność na tym etapie, to i satysfakcja, choć okupiona bólem, powinna się pojawić. Musiał tylko być przekonanym co do obranej drogi. — Podjąłbym tę decyzję ponownie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#15
Rafael Crouch
Czarodzieje
Wiek
32
Zawód
Dep. Międzynar. Współpracy Czarodziejów
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
13
0
OPCM
Transmutacja
13
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
5
Siła
Wyt.
Szybkość
10
10
10
Brak karty postaci
10-14-2025, 14:11
Przez znaczną część swojego życia żałowałem. Zawsze był ku temu jakiś powód, zawsze znalazła się przyczyna, dla której poddawałem się posępnemu poczuciu, że coś mogłem zrobić inaczej. Lepiej. Nie popełniać błędów. Żałowałem wielu rzeczy po trochu, ale nigdy w pełni, tłumiąc dość szybko ten nieprzyjemny nastrój i zastępując go innym. Zamiennikiem, który pozwalał wyzbyć się poczucia winy, niesprawiedliwości albo... straty. Więc kiedy teraz opanowało mnie to dobrze znajome i równie mocno niechciane uczucie żalu, próbowałem zagłuszyć je kolejnym łykiem alkoholu.
Nie smakował dobrze, ale przynajmniej wypalił we mnie resztki wątpliwości, które w sobie nosiłem. Zach miał rację, zmiany nigdy nie odbywały się bez kosztów, zwłaszcza te, które miały w jakiś sposób wywrócić rodzinny porządek. Jego słowa, boleśnie prawdziwe, uświadomiły mi tylko to, co podskórnie czułem i czego się obawiałem. Wizję powolnego, trudnego procesu, w którym musiałem wziąć udział, jeśli chciałem zawalczyć o siebie.
Domyślałem się, czego mogłem się spodziewać po następnych tygodniach, wymownych spojrzeń, kąśliwych uwag, pełnych zawodu westchnień i licytacji, kto ma większą rację: ja, próbujący być sobą, nawet w egoistycznym pragnieniu, czy rodzina, która dała mi fundamenty, na których budowałem swoje całe dotychczasowe życie.
- Zapewniłem sobie już pomoc, braciszku – powiedziałem, zdobywając się nie tylko na zdrobnienie, ale i nikły uśmiech. - Mam kontakty w medycznym środowisku, poza tym chcę znaleźć prywatnego uzdrowiciela, od którego chcę się nauczyć podstaw, a potem? Nie sądzę, by rodzina zgodziła się na moje oficjalne studia, ale są inne ścieżki rozwoju, które też mam dobrze przemyślane. Nie chcę zapeszać, więc póki co – wzruszyłem ramionami, jakbym chciał mu powiedzieć, że więcej nie mogę mu na ten moment zdradzać. Może i powodował mną przesąd, ale to on był jasnowidzem i doskonale wiedział, jak drobne niuanse mogą wpłynąć na naszą przyszłość.
W świecie mojego brata wszystko wydawało się bardziej uporządkowane niż w moim codziennym chaosie. Dlatego obawiałem się, że ogień, w który ja będę musiał wskoczyć, będzie inny od tego, z jakim on się zmierzył. Nie gorszy, nie lepszy, nie trudniejszy i nie łatwiejszy; inny, z innymi płomieniami i innymi ranami, które po sobie pozostawi. A ja choć raz w życiu chciałem być takim człowiekiem, jakim w mojej wyobraźni był Zacharias. Uporządkowany, pewny swego, z ułożonym planem na życie, w którym znalazła się siła na pokonanie trudności, jakie podarował mu los. Chciałem być człowiekiem, który robił to, co kochał i żył między ludźmi, którzy kochali go takim, jakim był. Jemu zapewniała to żona i dzieci; moje alternatywy były pod tym względem ograniczone.
- Nie brzmi to optymistycznie – powiedziałem kwaśno, ale zaraz dostrzegłem pozytywy w słowach brata. Skoro nie żałował i twierdzi, że zrobiłby to jeszcze raz, to znaczy, że było warto zaryzykować i wystawić się na rodzinny ostracyzm. - A jednocześnie to największa motywacja, jaką mogłeś mi dać. - Decyzja należała do mnie; nie mogłem dłużej pozwalać, by inni ciągle podejmowali ją w moim imieniu, wbrew mnie i moim pragnieniom. Jeśli chciałem coś zmienić, musiałem przestać szukać wymówek i po prostu to zrobić, bez czekania, aż wszystko samo się ułoży. Zasługiwałem na coś więcej niż poddawanie się obcym dłoniom i planom.
- Ale dość tej ponurości. Butelka sama się nie opróżni. - Wstałem, bez słowa podchodząc ponownie po karafkę z alkoholem, przynosząc ją do stołu i uzupełniając braki w kieliszkach. Co ma być, to będzie. Może potrzebowałem właśnie czegoś niemożliwego, żeby przestać się dusić własnym życiem.

z/t x2
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#16
Nathaniel Crouch
Czarodzieje
For a child, the loss of a parent is the loss of memory itself
Wiek
23
Zawód
Student prawa magicznego, lobbysta
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
5
Brak karty postaci
10-29-2025, 21:41
10 kwietnia 1962 roku

Nasza wspólnota jest silniejsza niż echo dawnych sporów
Sławetne słowa. Minister zdawał się mówić wszystko to, co było racjonalne i potrzebne. Właściwe i na odpowiednim miejscu, prawie jakby doświadczony polityk dyrygował za jego plecami. Jego słowa brzmiały jednak wśród fanfar o rebelii i zmianie, wręcz świeżo. Proponowały inną wizję świata, chciały rozsądku w miejsce emocji. Polityka nastawiona na logikę, a nie krzyk i wiarę. Jednak wśród chaosu zdarzeń i emocji, jego słowa brzmiały cicho.
Może mówić wszystko, co słuszne i właściwie – jego krew była balastem. Nieznany i niedoświadczony, zapragnął naprawdę wielkiej rzeczy. Nie mogli jednak kierować się uznaniem, a chłodną kalkulacją, aby obrać właściwą ścieżkę. Zamknął gazetę, by ponownie skupić się na podręczniku, który dyktował jego życiem i czasem w ostatnich dniach.
Podstawy przesłuchać, jakże daleka wizja od jego wymarzonego popołudnia. Wiosna zaczynała narzucać tempo zmian w naturze, kusiła słonecznym promykiem. On zamiast tego zamknięty był w ścianach rezydencji, czasem biblioteki, oddany literaturze, która miała być mu drogowskazem. Nawet drugie śniadanie straciło pewien urokliwy smak, jakby zabrano wszystko co najintensywniejsze z poczęstunku.  Usłyszał kroki, w Palatium nigdy nie było się samemu. Jednakże osoba, która zawitała w progi nie była codziennym gościem tych pokoi.
– Maya Crouch, zaszczyciła domostwo swoją obecnością – skomentował, gdy zbliżyła się do na wystarczającą odległość. Była w pewnym sensie jego ulubienicą, najbliższą mu zainteresowaniem i aspiracjami. Miała w sobie crouchowskie pragnienie wielkości i politycznej ogłady, czego nie można było powiedzieć o jego kuzynach. Zdawało się, że odziedziczyła wszystko, co najlepsze po swoim ojcu – i zapewne wszystko, co najgorsze. Wstał, aby odsunąć jej krzesło obok niego. Ruch automatyczny, prawie niezauważalnie podjęty przez umysł. Stara szkoła zachowania, wpleciona w umysł młodego mężczyzny. Nawet, gdy rola kobiet w ich domu była znacznie istotniejsza i wyrównana niż w innych rodzinach konserwatywnych, pewne zachowania winny być utrzymane. Proste, czasem wręcz prozaiczne odruchy szacunku. Wrócił na swoje miejsce, zamykając na moment swoje tomisko.
– Powiedz, co sądzisz o słowach naszego wspaniałego Ministra? – zapytał, opierając się łokciami o blat stołu. W oddali słyszał krzątającego się skrzata, zapewne niedługo zjawi się, aby obsłużyć kuzynkę, Do tego czasu miał jej pełną uwagę, kolejne bystry umysł tego domu. Lubił czasem ich wszystkich sprawdzać, atakować argumentem, by nigdy nie były za pewni. Może była to sztuka zapisana w nich od dzieciństwa, by zawsze odnajdywać argumenty popierające tezy własnego autorstwa. Maya posiadała również już pewne doświadczenie w Ministerstwie, głosy i szepty docierały do niej z każdego korytarza. Znała sytuacje z innej perspektywy niż on, pod tym względem była doskonałym informatorem. Przed nim zdawało się ludzie często pragnęli ukryć swe sekrety, jakby wyczuwali w nim drapieżnika znacznie szybciej niż było to dla niego korzystne.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#17
Maya Crouch
Czarodzieje
Wiek
25
Zawód
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
panna
Uroki
Czarna Magia
8
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
3
3
Siła
Wyt.
Szybkość
9
10
10
Brak karty postaci
11-01-2025, 23:13
Korytarze rodzinnej rezydencji wypełniała błoga cisza. Zbrodnią byłoby nie docenić powolnego rytmu życia, jakim w porównaniu z Londynem cieszył się Manchester. Czasami tęskniła za spokojem, roztaczającą się wokół posiadłości zielenią i przemierzenia jej w siodle. Czasami. Takich chwil jak ta było wyjątkowo mało - matka wydająca polecenia skrzatom, pocieszne okrzyki pociech Zachariasa i Apollonie, wizg krzeseł przesuwanych po lakierowanej podłodze... Była wdzięczna sobie za pomysł zamieszkania z dala od rodziny. To rozwiązanie pozwoliło jej na prowadzenie względnie swobodnego życia, pozbawionego czujnego spojrzenia rodziców gotowych śledzić każdy, nawet najmniejszy ruch córki. I choć dziś pojawiła się głównie ze względu na konieczność zamienienia kilku słów z ojcem, zachęcona rozchodzącym się po cichych pomieszczeniach spokojem spędziła tu więcej czasu, niż początkowo zamierzała.
Tak natknęła się na studiującego podręcznik Nathaniela.
— Od czasu do czasu wypada pokazać się rodzinie. W innym przypadku bylibyście w stanie zapomnieć, jak wyglądam naprawdę — mrugnęła porozumiewawczo, z wdzięcznością przyjmując podsunięte przez kuzyna krzesło. Dla zachowanie nieformalnej atmosfery rozmowy przewiesiła krwistoczerwony żakiet garsonki przez oparcie i poprosiła krzątającego się nieopodal skrzata o dwa kieliszki czerwonego wina. Miała wrażenie, że odrobina dobrego alkoholu im nie zaszkodzi, zwłaszcza, jeśli znów zamierzali rozpocząć rozmowę dotyczącą tamtych wydarzeń.
— Naprawdę masz ochotę na kolejną dyskusję dotyczącą tego, co stało się podczas zaprzysiężenia? — zapytała z drgającym na ustach uśmieszkiem. Obrazy z rodzinnego spotkania nadal były dość świeże, podobnie jak panująca na nim atmosfera - lepka, gorzka, zgęstniała od nagromadzonego napięcia. Nic dziwnego, że każdy z dalszych krewnych omijał ich szerokim łukiem aż do zakończenia wystawnego bankietu. Mało kto miał ochotę uwikłać się w dyskusję i samowolnie rzucić się lwom na pożarcie. — Sądzisz, że ktokolwiek tak naprawdę go słuchał? Wszyscy byli zbyt przerażeni pojawieniem się Grindewalda i tym, z jaką nonszalancją odnosił się do zebranych. Dumbledore tylko zaognił sytuację, ale zdziwiłabym się, gdyby zachował milczenie. Jest dyrektorem Hogwartu i osobą pośrednio odpowiedzialną za wychowanie młodzieży, która prędzej czy później zajmie czołowe miejsca w Ministerstwie, bankach, urzędach... — westchnęła. Zarówno ona sama, jak i siedzący naprzeciw niej Nathaniel również zaliczali się do tego grona. — Leach nie cieszy się taką popularnością jak on, a przynajmniej tak mi się wydaje. W społeczeństwie, które lubi być prowadzone za nos i podążać za wyborami autorytetów, ktoś z niskim poziomem zaufania nie przetrwa zbyt długo niezależnie od tego, jak bardzo cenią go w Ministerstwie. Jego przemowa nie porwała, była dość... lekka w porównaniu do tego, co powiedzieli pozostali — przyglądała się wszystkiemu z dość bliskiej odległości. Widziała przerażenie malujące się na twarzach czarodziejów i czarownic, zupełnie bezbronnych wobec zagrożenia, z jakim przyszło się im zmierzyć. Większość z obawy o własne życie opuściła ogrody i trudno było mieć do nich o to pretensje. Odpowiedzialna za zachowanie bezpieczeństwa ochrona zawiodła i nie zdziwiłaby się, gdyby w najbliższych tygodniach osoby stojące na czele poszczególnych organów zostały zdegradowane lub całkowicie odsunięte od pracy.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#18
Nathaniel Crouch
Czarodzieje
For a child, the loss of a parent is the loss of memory itself
Wiek
23
Zawód
Student prawa magicznego, lobbysta
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
16
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
10
5
Brak karty postaci
11-10-2025, 20:45
Czasem zastanawiał się czy winien podążyć jej śladem.
Odkryć samotność życia, szumy stolicy kraju. Oddalić się od krewnych i stałości miejsca, aby poszukać nowych wrażeń. Posiadał ten sam pokój od urodzenia, choć przechodził on regularnie renowacje. Sypialnia jego rodziców znajdywała się tym samym piętrze, obecnie była niezajętym pokojem, pełnym dawnych wspomnień. Jego pokój zmieniał się wraz z nim, w czasach szkolnych ściany okupowane były przez zdjęcia przyjaciół, zielono-srebrne barwy wypełniały przestrzenie. Był to zaskakująco chłopięcy i dziecięcy pokój, nie oddający w pełni sztywności wychowania błękitnokrwistej rodziny.
Gdy jednak myślał o opuszczenia rodzinnej rezydencji, zawsze się zastanawiał czy pewne byłoby dla niego miejsce, gdyby wrócił. Było to absurdalne wyrażenie niepewności o przynależność, którą zawsze starał się zwalczać. Czasem jednak wygrywała, a on zostawał na znanym terenie. Kochał jednak Palatium, było dostojne i zaszczytne w swej formie. Wiecznie żywe, pełne gości i głosów społeczności.
– Nigdy nie zapomnimy, twój ojciec pilnuje serii Twoich portretów. Jedenastoletnia Maya ma zawsze obrażoną minę, musiałaś mieć wtedy zły dzień – stwierdził ze zadziornym uśmiechem, w głowie przypominając sobie wizualizacje jego własnego portretu. Jedenastoletni Nathaniel w przededniu wyruszenia do Hogwartu był poważny, melancholijny i nigdy się nie uśmiechał. Powieszony zaraz obok obrazu jego rodziców, którzy trzymali jego małą wersje w swoich ramionach.
Tradycyjne portrety rodziny Crouch wykonywane są iście określonych momentach życia czarodzieja. Pierwszy z rodzicami w wieku roku, który był uwieńczeniem również okresu ich rodzicielstwa. Następnie pierwszy samodzielny konterfekt w wieku jedenastu lat, gdy szkoła ma porwać swojego ucznia. Miał on ukoić stratę rodziców, którzy żegnają się z dzieckiem. Zawieszony zaraz obok był ten prezentujący dorosłego czarodzieja w dniu ukończenia przez niego szkoły. Te które były jeszcze przed nimi obojga stworzone będą w dniu ślubu każdego z nich i z okazji roczku każdego z potomków. Ostatni, gdy kres życia zacznie zabierać ostatnie tchnienie i portret ten zawierać będzie całą mądrość i wiedze człowieka. Do tego ostatniego dołączony będzie cytat pod ramą. Crouchówna może zmienić nazwisko i opuścić rodzinny dom, lecz zawsze cykl jej życia będzie dekorował ściany posiadłości. 
Uśmiechnął się nawet szerzej, oczywiście, że miał ochotę na kolejną dyskusje.
– Leach przemówił ponownie – podsunął kuzynce gazetkę, w której mogła odnaleźć ostatnią odezwę do narodu Ministra Magii. Sam w tym czasie skosztował wina, które idealnie wypełniło jego podniebienie. Alkohol do śniadania, któż akurat po ich dwójce spodziewałby się tego dekadentyzmu. Uwierzyłby gdyby takim zachowaniem dzielił się Raphael, ale ich dwójka? Naprawdę musieli mieć cięższe chwilę lub wręcz przeciwnie, mogli się rozluźnić. – Zgadzam się jednak z Twoją oceną. Ktoś kto będzie miał niskie poparcie nie będzie sprawował tej funkcji za długo, nawet ze wsparciem Dumbledore’a. Leach mówi wszystko, co właściwie, mam wrażenie jednak, że słuszność i rozsądek niewielkie będą miały znaczenie.
Emocje, to one będą znaczyć wszystko. To kto lepiej będzie rozgrywał społeczeństwo, docierał do ich strachów i bolączek. Poda najprostsze metody rozwiązania, które zapewne w żaden sposób nie przyczynią się do poprawy ich sytuacji. Będą jednak głośne i nośne, to wystarczy.
– Twoja matka chciała z Tobą pomówić, usłyszałem wczoraj przed przypadek – było to eufemistyczny opis czynności podsłuchiwania, którego dokonał dnia poprzedniego. Musiała się jednak domyślić, jaki temat ponownie wróci na wokandę. Właściwie był on wręcz oczywisty. Jego ciotka bardzo chciała kolejnego portretu swojej córy.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#19
Maya Crouch
Czarodzieje
Wiek
25
Zawód
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
panna
Uroki
Czarna Magia
8
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
3
3
Siła
Wyt.
Szybkość
9
10
10
Brak karty postaci
11-12-2025, 16:10
Skrzywiła usta w grymasie wyrażającym politowanie, zażenowanie i niezadowolenie jednocześnie. Istnienie tamtego portretu skutecznie wyrzucała z pamięci aż do chwil, w których ktokolwiek o nim wspominał. O wiele bardziej ceniła ten wykonany na zakończenie szkoły, choć z oczywistych powodów mało kto go pamiętał.
Pewnym ruchem chwyciła podsunięte przez Nathaniela wydanie Proroka Codziennego. Przesunęła palcami po gładkiej fakturze papieru od góry do dołu, opuszkami palców chwyciła kanciastą krawędź i przewróciła stronę, a potem kolejną, aż dotarła do wydrukowanego orędzia Leacha. Każde słowo było jawnie nasycone poczuciem sprawczości, przekonaniem, że uda się stłumić rwetes Grindewalda bez rozlewu krwi. Pragnęła wierzyć w roztaczaną przez niego wizję społeczeństwa, które w istocie opierało się na fundamencie prawa, odpowiedzialności i wspólnoty. Dwa z trzech filarów pomagała budować własnymi rękoma, nie tylko przez wzgląd na posiadane nazwisko, a być może przede wszystkim przez żywione przekonania. Choćby dlatego zdawała sobie sprawę, że oprócz czerni i bieli świat składał się odcieni szarości, w których przeznaczenie odgrywało ogromną rolę i dla wielu takich jak ona zazwyczaj oznaczało podążanie za wyuczonym wzorcem. Los bywał wtedy jedynie z pozoru nieskładną, wypełnioną niewiadomymi ścieżką.
Litery rozmyły się przed jej oczami. Podobnie stało się z portretem Ministra, przy czym teraz zamiast niego widziała już tylko nietrudny do odgadnięcia wyraz twarzy matki, spoglądającą na swoją córkę z rozrzewnieniem i niepokojem.
— W takim razie będzie musiała odwiedzić mnie w Londynie. Nie zamierzam spędzić tu całego dnia i mam nadzieję, że jest tego świadoma. Wolałabym nie niszczyć tych drogocennych... planów — westchnęła z rozbawieniem. Wybrała jedno z najłagodniejszych określeń na to, czym były dla niej wyobrażenia matki dotyczące jej przyszłości. Kochała ją i ceniła za otrzymaną miłość, ale wraz z dorastaniem automatycznie nie stawało się gwarantem posłuszeństwa i kartą przetargową, jakby ugięcie karku było formą wyrazu wdzięczności za otrzymanie tak podstawowych elementów szczęśliwego dzieciństwa. — To, czego dla mnie chce, jest równie poprawne i przewidywalne co słowa Leacha zamieszczone w gazecie. Grindewald oferuje coś zgoła odmiennego, bo posługuje się kuszącą metaforą wzniosłego losu i obiecuje, że życie każdego z jego zwolenników naprawdę będzie miało wyjątkowe znaczenie. Dla wielu to wystarczy i nikogo nie obchodzi, kto i kiedy zapłaci za to cenę — mało kto był świadom, z jak ogromnym cierpieniem setek czarodziejów mogłoby wiązać się z dojściem przez niego do władzy. Zacisnęła palce na nóżce kieliszka i zakołysała znajdującym się wewnątrz winem, przy czym ostatecznie nawet nie uniosła szkła do ust. — Tragedia, mój drogi Nathanielu, polega również na tym, że niezależnie od stronnictwa kobiety takie jak ja traktuje się podobnie. Przywdziewamy śnieżnobiałe suknie, korzymy się przed mężami i prowadzimy domy. Moja matka od momentu ukończenia przez mnie Hogwartu łudzi się, że zaakceptuję taki układ bez walki — prychnęła, zbyt późno orientując się, że prawdopodobnie zabrnęła za daleko i odbiegła od tematu. Nie było nic bardziej irytującego od świadomości nieuchronnego końca, dlatego zamierzała korzystać z przywilejów mieszkania w Londynie do samego końca. Perspektywa małżeństwa martwiła ją nie przez wzgląd na konieczność założenia rodziny, ale drastycznego odcięcia się od pracy i tym samym poczucia większego celu.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): « Wstecz 1 2


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:16 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.