• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Irlandia > Gaj w Glenveagh
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
08-14-2025, 21:09

Gaj w Glenveagh
Ukryty wśród gór i jeziora, Gaj w Glenveagh jest miejscem ciszy tak głębokiej, że słychać własny oddech. Rosną tu jałowce i cisy, a ich skręcone pnie wyglądają jak zastygłe w ruchu. Ziemia porośnięta jest drobnym mchem i niskimi wrzosami, a w powietrzu unosi się słodko-gorzki zapach kwitnących krzewów. Ścieżki prowadzą nad brzeg jeziora, gdzie woda styka się z lasem bez żadnego przejścia – jakby oba żywioły były jednym. Legenda głosi, że w Glenveagh każdy, kto usiądzie na starym pniu w samym sercu gaju, zobaczy we śnie miejsce, do którego należy jego dusza.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Jasper Prince
Akolici
Wiek
38
Zawód
Uzdrowiciel, toksykolog
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
15
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
6
Brak karty postaci
11-13-2025, 04:25
3.04?

Lubił początek kwietnia, gdy pomimo chłodu w powietrzu czuć już było zapowiedź nadchodzącej wiosny. Lubił preteksty do wyrywania się w nowe miejsca i widok nowych krajobrazów. Lubił słuchać dawnych legend, a ktoś w gospodzie opowiedział mu już o legendzie o snach zsyłanych przez stary pień w środku gaju w Glenveagh. To mogło być naprawdę miłe popołudnie i mógł spędzić ten dzień w szampańskim humorze—gdyby pojechał tutaj na wycieczkę z Leonie, albo nawet samotnie zagospodarował te kilka wolnych godzin dnia. Zostałby wtedy w gospodzie dłużej i posłuchał opowieści barmana, ciekaw plotek zarówno o powrocie Grindelwalda (czy ktokolwiek tutaj się tym interesował?), jak i o pogodzie czy zaginionych krowach. Był ciekaw świata i głodny wrażeń, nowych ludzi, nowych miejsc, a nawet irlandzkiej kuchni.
I oto znalazł się w nowym miejscu, całkiem urokliwym, choć widok poskręcanych pni budził nieokreślony niepokój. Mógł podziwiać naturę, a lada moment będzie mógł porozmawiać z człowiekiem, który pewnie był całkiem interesujący i pewnie w swoim fachu dużo podróżował. Mógł spędzić ten dzień miło.
Zamiast tego, od wyjazdu z Londynu bezskutecznie walczył z falami irytacji.
List od Marcusa, choć uprzejmy, zdawał mu się roszczeniowy. Szukał między słowami brata drugiego dna, choć były jedynie prośbą o pomoc. Młodszemu Prince'owi wypadło coś pilnego—Jasper oczekiwałby chociaż, że napisze co, ale wtedy pewnie ze złością roztrząsałby ten powód jako nieadekwatny.
Uważasz, że moje plany na popołudnie są mniej pilne, bo nie prowadzę rodzinnej pracowni tylko nie wiem, ratuję ludzkie życia w Mungu? - miał ochotę odpisać (właściwie rzadko myślał o sobie jako o kimś ratującym życie, bo choć zdarzały się takie przypadki, to o wiele częstsze były dzieci wkładające do usta nieodpowiednie i jedynie lekko trujące rośliny; tym niemniej ostatnio Leonie komplementowała jego zdolności w taki sposób i w chwili złości to jej słowa miał ochotę zacytować Marcusowi). Albo myślisz, że spędzam samotnie popołudnia, bo moja żona tragicznie zmarła, a tobie rodzice znaleźli taką, w której przyszłości nie ma chyba nagłej śmierci i która nie zdradziłaby cię z chirurgiem? Albo—ścisnął wtedy pióro tak mocno, że aż rozbolały go palce—myślisz, że mój czas jest mniej warty, bo nie mam dzieci? Albo może a ty kiedy zrobiłeś coś dla mnie, albo chociaż dla Eileen? (Cóż, o Eileen już nie rozmawiali, a na zrobienie czegoś dla siebie od dawna nie dał Marcusowi szansy; prędzej zwróciłby się do prawie-nieznajomego akolity niż poprosił o pomoc brata).
Ostatecznie wziął kilka głębokich wdechów i porzucił te gorzkie myśli. To i tak nie miało sensu, pozory szczerości między nim i Marcusem już dawno upadły. Odpisał mu z lodowatą uprzejmością i lekko złośliwym przytykiem—to będzie trudne (w sumie nie było, nie aż tak), ale da radę wyrwać się do tej Irlandii po odbiór ingrediencji.
Był zdenerwowany i urażony (a im bardziej dławił te emocje, tym silniej potem wybuchały), ale choć odwiedzał Manchester coraz rzadziej i choć mówił o sobie coraz mniej i choć od lat bardzo chciał zerwać więzy z rodzinną pracownią... nigdy nie odmówił Marcusowi pomocy.
Może właśnie to było problemem, to, że nikt nigdy niczego Marcusowi nie odmawiał.
A może po prostu nie dało się przestać być starszym bratem, nawet jeśli utrata tego najstarszego—gdy Severus żył, nigdy się z Marcusem nie kłócili, pomimo różnic charakterów—nieodwracalnie zerwała coś w ich więzi.
Gdy znalazł się w gaju sam, z dala od sympatycznej obsługi w gospodzie i nieobciążony już logistyką dotarcia na miejsce, negatywne emocje znów powróciły. Miał ochotę kopnąć jakiś konar (nie zrobił tego) i wyzwać Marcusa w myślach (zrobił to). Właśnie dlatego nie lubił zbyt długo milczeć ani rozpamiętywać przeszłości (ani tym bardziej przyszłości), nie lubił wtedy samego siebie.
Na szczęście, nie był długo sam. Marcus opisał mu umówione miejsce, a Jasper rozpoznał w nieznajomym brunecie czarodzieja, z którym miał się tu spotkać.
- Pan Rineheart? - nazwisko go zaintrygowało, ale dostał list od Marcusa zbyt późno by zdążyć spytać o to Neda. Nie myślał zresztą o tym zbyt wiele, w Angli można było spotkać dalekie kuzynostwo Prince'ów, z którymi pomimo wspólnego nazwiska samemu nie utrzymywał kontaktu. - Jasper Prince. - wyciągnął rękę, przywołał na twarz sympatyczny i dobrze wyćwiczony uśmiech. Nie był zirytowany. - Był pan umówiony z Marcusem, ale mój młodszy - uściślił to niepotrzebnie i z niepotrzebnym przekąsem - brat nie mógł przybyć, więc jestem w zastępstwie. - w jego ton wkradła się jakaś gorzka nuta, chyba jednak był zirytowany. Odchrząknął, Vincent Rineheart nie miał przecież z jego rodzinnymi niesnankami nic wspólnego. - Miło pana poznać. Zwykle pracuje pan w Irlandii? - dodał o wiele łagodniej, chcąc zagłuszyć czymkolwiek ciszę i własne emocje. Prawdę mówiąc, nie wiedział dlaczego się tutaj spotkali, poza tym, że Marcusowi wypadło coś zbyt pilnego by przełożyć lub opóźnić spotkanie i jego miejsce; ingrediencje musiały trafić do pracowni dzisiaj wieczorem.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 10:22 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.