• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Organizacja > Akta postaci > Zaakceptowane > Czarodzieje > Mildred Crabbe
Mildred Crabbe
Obrazek postaci
Dusza
Personalia rodziców
Anthony Crabbe, Porticia Baudelaire
Aspiracje
Kierownik w św. Mungu na Oddziale Zatruć Eliksiralnych
Amortencja
Zapach truskawek w cukrze
Różdżka
giętka, 9 cali, kieł zouwu, oliwka
Hobby, pasje
Malarstwo, wędrówki po Londynie
Bogin
Akromantula
Umysł
Data urodzenia
12.02.1937
Miejsce urodzenia
Londyn
Miejsce zamieszkania
Londyn
Język ojczysty
angielski
Genetyka
Czarownica
Ukończona szkoła
Ravenclaw, Hogwart
Zawód
alchemik w św. Mungu
Czystość krwi
Czysta
Status majątkowy
Stabilna sakiewka
Ciało
25
166
62
Wiek
Wzrost
Waga
Niebieski
Blond
Kolor oczu
Kolor włosów
Budowa ciała
Średniego wzrostu i o przeciętnej budowie ciała, typowo dziewczęca sylwetka kogoś, kto nie przywykł do uprawiania aktywności fizycznej poza okazjonalnym tańcem
Znaki szczególne
Wiecznie poplamione farbami palce
Preferowany ubiór
Nie przywiązuje do niego większej wagi, bo często niszczy ubrania farbą lub eliksirami. Oficjalna prezentacja: długie, dopasowane suknie w ciemnych kolorach. Nieoficjalne domowe pielesze: ubiór swobodny, koszule z podwiniętymi rękawami, spodnie, długie spódnice, ale nadal w ciemnych barwach
Zajęty wizerunek
Melissa Benoist
Obrazek postaci

1937-1946 - dzieciństwo w podróżach

Trudno było nazwać moje dzieciństwo zwyczajnym i spokojnym; nie było nic zwyczajnego w zmienianiu miejsca zamieszkania średnio raz w roku, ani nic spokojnego w wychowywaniu dziecka niemal dosłownie na walizkach, jako że pan Crabbe – zapalony podróżnik, znawca magicznych artefaktów i równie płomiennie zakochany w swej małżonce z domu Baudelaire – ciągał naszą małą rodzinę po całym globie, nie bacząc nawet na trudy wojennej zawieruchy. Dziwnym trafem udawało mu się osiadać zawsze tam, gdzie nie docierały ani czarodziejskie, ani mugolskie fronty walki. Mogliśmy sobie na to pozwolić, bo nasza rodzina była dość bogata, mimo że nigdy nie znalazła się w gronie tych, które zaliczano do błękitnych. Nigdy też specjalnie o to nie zabiegaliśmy: interesy lepiej było robić w cieniu niż na świeczniku, zwłaszcza gdy były to interesy handlowe, rozwijane od wielu pokoleń i bazujące na nie zawsze legalnych i bezpiecznych źródłach. Zgromadzone przez lata w ten sposób środki były jednak wystarczające do tego, by członkom rodziny Crabbe zapewnić może nie opływające w luksusy, ale stabilne życie i zabezpieczenie finansowe.


 

Sprzeciw wobec takiego wręcz koczowniczego trybu życia, jakkolwiek ciekawego i ekscytującego, moja rodzicielka zgłosiła dopiero po kilku latach, gdy uznała, że jej jedyne dziecko przed pójściem do Hogwartu musi zaznać odrobiny cywilizacji, a nie wychowywać się w buszu (jak łaskawie określała nieanglojęzyczne kraje). Kiedy więc skończyłam lat dziewięć, wróciłam wraz z rodzicami do Londynu, do rodzinnej kamienicy Crabbe'ów, gdzie pod okiem stęsknionej babci Crabbe rozpieszczającej mnie do granic możliwości i licznego kuzynostwa musiałam w tempie niemal błyskawicznym nabyć podstawowe umiejętności Angielki. 



Wszystkie nauki babci, ciotek i starszych kuzynek o tym, jak zachować się przy stole, jak nie mówić z pełnymi ustami, jak odzywać się do starszych i inne głupie - wtedy - dla mnie rzeczy przyswajałam z trudem, tęskniąc za spokojem i samotnością jaką dawały nasze podróże. To nie tak, że byłam dzikim dzieckiem, które dopiero co zeszło z drzewa, ale na pewno odstawałam na tle swoich rówieśników, którzy całe życie spędzili w wielkim mieście. Pamiętam, że mama już wcześniej próbowała mi wpoić te wszystkie zasady, ale kiedy nie miałam ich gdzie wykorzystywać, bo w dalekich krajach nikt nie kroił kaczki dwuzębnym widelcem - ta wiedza szybko mi umykała. Jedna z kuzynek podzieliła się ze mną swoją pasją, pokazując mi swoje obrazy i ucząc podstaw malarstwa, w które wsiąkłam już jako dziecko, odkrywając tym samym zupełnie przypadkowo swój pierwszy talent. Bardzo szybko okazało się, że to właśnie malowanie dawało mi namiastkę tego wyciszenia, za którym tak tęskniłam. Jeszcze przed wyruszeniem do szkoły stworzyłam swoją pierwszą, dziecięcą, ale Bardzo Poważną Wystawę Prac, którą cała rodzina Crabbe podziwiała z absolutnym zachwytem.  



Inna kuzynka z kolei namówiła mnie do tańca, w którym mogłam spożytkować swoją energię. Ćwiczyłyśmy razem i choć daleko nam było do profesjonalistek, w każde kolejne wakacje spędzałyśmy długie godziny na wymyślaniu i ćwiczeniu kolejnych kroków, póki mój szanowny ojciec nie postanowił sprezentować mi na szesnaste urodziny profesjonalnego kursu tańca, dzięki któremu znacznie zwiększyłam swoje podstawowe dotąd umiejętności. Taniec zresztą towarzyszy mi do dzisiaj - jakkolwiek nie przepadam za wielkimi zgromadzeniami i uroczystościami, a obecność tłumu mnie peszy, jeśli pojawia się muzyka i tańce, staję się niemal innym człowiekiem i pierwsza biegnę na parkiet.



1948 - rozpoczęcie nauki w Hogwarcie

W Hogwarcie Tiara Przydziału wysłała mnie do Ravenclawu, najwyraźniej uznając, że dom celujący w szlachetność nauki będzie sprzyjającym dla mnie środowiskiem do rozwoju i rzeczywiście tak było. Byłam uczennicą niesprawiającą problemów, ceniącą sobie zasady i regulaminy, bo to one dawały mi poczucie stabilności. Dążyłam przede wszystkim do tego, aby wiedzę powiększać, a nie ją bezsensownie pochłaniać; starannie wybierałam dziedziny, które mnie interesowały jak eliksiry, które już od pierwszej klasy stały się moją bezwarunkową miłością, a także w nieco mniejszym stopniu zielarstwo, ONMS i zaklęcia, poświęcając im więcej czasu, zaś wszystkie pozostałe traktowałam jako dodatek. Ważny w magicznej karierze, równie ważny w szkole, ale taki, z którym nie wiązałam swojej przyszłości - zamiast wybitnego całkowicie zadowalały mnie z nich oceny powyżej oczekiwań. 



Eliksiry były jednak tym, co już wtedy zdefiniowało moje życie. Magia ukryta w kilku kroplach wywaru, która mogła zabić? Zniszczyć? Rozkochać? Fascynowało mnie wszystko, co było związane z wywarami, a im byłam starsza, tym więcej rzeczy chciałam wiedzieć, nie tylko to, co znajdowało się w programie nauki w Hogwarcie. Nauczyciel eliksirów widząc moją pasję i chęć zgłębiania wiedzy, sam podsuwał mi książki i traktaty na ten temat wykraczające poza podstawę, dzięki czemu jeszcze w szkole wiedziałam więcej od swoich rówieśników. W czasie wakacji, gdy nie siedziałam w malarskiej pracowni, buszowałam w londyńskich księgarniach i bibliotekach magicznych, szukając kolejnych dzieł alchemicznych, by na własną rękę poszerzać swoją wiedzę. To było niemal jak narkotyczny stan, z którego trudno było mi się wyrwać, jak pasja zamieniająca się w cichy fanatyzm.



Lubiłam przesiadywać w bibliotece, lubiłam ciszę zakątków, w które nie docierali inni uczniowie, lubiłam kłócić się i rywalizować z Macnairem, przesiadując nierzadko w ciemną noc w pokoju wspólnym i wyjaśniając mu, dlaczego to malarstwo jest naddziedziną sztuki. Był jedną z nielicznych osób, do których się przekonałam w czasie swojego nastoletniego życia. Większość czasu w szkole spędzałam więc na tym, co w szkole powinno się robić: na nauce, przechodząc kurs teleportacyjny zakończony później egzaminem licencyjnym w MM i oczywiście egzaminy końcowe z alchemii, będące ostateczną przepustką do mojej przyszłości.



1955 - ukończenie szkoły, rozpoczęcie kursów alchemicznych i stażu w św. Mungu

Zaprocentowało to po skończeniu edukacji, gdy dostałam się na kursy alchemiczne, gdzie też nierzadko męczyłam wykładowców o prywatne listy książek i dzieł o alchemii, które mogłabym zgłębiać poza programem, a następnie zatrudniono mnie w św. Mungu. Najpierw na niezbędnym stażu, który wdrażał mnie w nowe obowiązki, dopiero później już na samodzielnym stanowisku szpitalnego alchemika.



1960 - praca jako samodzielny alchemik

Dla młodej mnie była to praca marzeń - samotność pracowni alchemicznej, ograniczony kontakt z innymi ludźmi, możliwość skupiania się na tym, co uwielbiałam i kochałam. Przykładałam się do swoich obowiązków, nie tyle licząc na awans, co ze względu na fakt, że dobrze wykonywane zadania pozwalały mi się rozwijać. Pracując w Mungu miałam dostęp do znacznie większej liczby ingrediencji, ale też możliwość tworzenia zupełnie nowych wywarów i praktykowania alchemii, jakiej nie znałam ze szkoły. 



Eliksiry stały się w jakimś stopniu moim fanatycznym celem samym w sobie. Zapisywałam się na wszelkie możliwe szkolenia, kursy i wykłady doskonalące, o jakich tylko się dowiadywałam, a które choć w minimalnym stopniu były związane z alchemią. Mój przełożony w szpitalu nie musiał nawet pytać, czy nie chcę brać dodatkowych dyżurów, bo doskonale wiedział, że nie odmówię. W zamian za to kontaktował mnie ze swoimi znajomymi, specjalistami w różnych dziedzinach eliksirów, bym mogła z nimi porozmawiać, wypytać o ich pracę i prowadzone badania. Jeden z nich widząc mój potencjał zaproponował mi rolę asystentki podczas swoich eksperymentów, ale ponieważ wiązałoby się to z kilkumiesięcznym wyjazdem z Anglii, musiałam odmówić. Pozostawałam jednak w listownym kontakcie z wieloma poznanymi w ten sposób doświadczonymi mistrzami eliksirów i korzystałam z ich rad w swojej codziennej pracy, znacznie polepszając swój warsztat alchemiczny. 



Oprócz tego interesowałam się zielarstwem - ze względu na roślinne pochodzenie wieku składników alchemicznych - magicznymi zwierzętami - z tego samego powodu - i z racji pracy w szpitalu, także magią leczniczą, choć w niej ograniczyłam się do absolutnych podstaw. Pozostałe dziedziny magii po prostu istniały; przydatne i znane, ale nigdy nie ukochane tak bardzo jak eliksiry.



październik 1961 - powrót przyjaciela marnotrawnego

Praca na dość długo przyćmiła mi wszystko inne, od bywania w towarzystwie i podtrzymywania odpowiednich kontaktów z odpowiednimi ludźmi, po finalny cel prawie każdej młodej damy: znalezienie męża. O ile w tym pierwszym nie przoduję do tej pory, wybierając zwykle samotne wieczory niż wspólne plotkowanie na salonach, o tyle los był na tyle uprzejmy, że podesłał mi prezent w postaci narzeczonego. Zaskakujący i niespodziewany przypadek sprawił bowiem, że po kilku latach od skończenia Hogwartu znów wpadłam na Macnaira i choć początkowo nic nie wskazywało, by ta odnowiona znajomość miała się przeistoczyć w coś więcej...



luty 1962 - zaręczyny

Cóż, oto jestem; sprowadzona na złą drogę, uwiedziona, zdeprawowana przez tego okropnego przystojniaka, ale przynajmniej z pierścionkiem na palcu.



Moja rodzina przyjęła to z wyraźną ulgą; może i nie byłabym całkowitą jej zakałą, tkwiąc w stanie panieńskim, ale jednocześnie wiedziałam, że zależy im na budowaniu nowych i cennych sojuszy z ważnymi i wpływowymi rodami. W niespokojnych czasach każde wsparcie było bardzo cenne, zwłaszcza że rodzina Crabbe niespecjalnie angażowała się w politykę. Jak wspominałam, interesy lepiej robić w cieniu. Sama też wolałam w tym cieniu pozostawiać, oddając polityczne kwestie w męskie ręce - a przynajmniej w ręce kogoś, kto się na tym znał. Dochodziły do mnie oczywiście plotki o Grindelwandzie, widziałam pewien niepokój wśród starszej części rodziny spowodowany niestabilną sytuacją polityczną, ale dla mnie nie miało to większego znaczenia. Póki nie wpływało na moją pracę ani malarską pasję, świat mógł płonąć nawet w kolejnej wojnie.



Nie miałam zresztą czasu na polityczne dywagacje, gdy większość wolnych chwil spędzałam w pracowni, tworząc i planując nowe obrazy. Bywały dni, ba!, tygodnie, gdy moje życie kurczyło się do pracy w Mungu zamiennej z twórczym szałem wśród farb i pędzli. Pasja dkryta w dzieciństwie i stale rozwijana przez kolejne lata, wydawała w końcu swoje owoce w postaci licznych obrazów kumulujących się w mojej pracowni. O ile jednak w szkole moje malarstwo było dość infantylne, proste, nieco naiwne, o tyle wraz z wiekiem nabierało o wiele bardziej bezpośrednich kształtów. Nie uciekałam od kontrowersji; sztuka przemawiała tam, gdzie bałam się wypowiedzieć słowa na głos. Pisałam do europejskich malarzy i malarek z prośbą o spotkanie i choćby krótkie wpuszczenie do ich pracowni, gdy przybywali na Wyspy ze swoimi wystawami. Gdy tylko trafiała się taka okazja, spędzałam w ich atelier dzień, dwa, trzy, podglądając ich przy pracy, zadając pytania i ucząc się od samych mistrzów. Taka różnorodność stylów i nauk była inspirująca i bardzo rozwijająca, motywowała mnie do jeszcze większej i cięższej pracy nad własnym talentem. Im więcej malowałam, tym bardziej ćwiczyłam; im więcej ćwiczyłam, tym doskonalsze były moje dzieła. Nawet na tyle, że nieśmiało zaczęłam myśleć o wystawieniu swoich prac w jakiejś galerii lub poszukania mecenasa wśród przedstawicieli błękitnej krwi, który pchnąłby moją karierę naprzód.



Znajomość łaciny pozwalała mi sięgać po mniej znane receptury eliksirów spisanych w dawnym języku, natomiast dzięki wpojonej mi przez ojca pasji do podróży i odkrywaniu nowych kultur, mogłam dość swobodnie operować wiedzą na ten temat i posiłkować się nią w swojej pracy, gdy trzeba było zbadać nieznany w Anglii wywar. Zaczęłam też interesować się magią bezróżdżkową, uznając ją za przydatną umiejętność, którą warto posiąść. Babcia Crabbe widząc moje zainteresowanie tą dziedziną, zaproponowała pomoc w jej opanowaniu i to pod jej okiem stawiałam swoje pierwsze kroki w tej specyficznej magii. Nie było łatwo: babcia była specjalistką w tej dziedzinie i już od pierwszych lekcji wymagała ode mnie doskonałości. Przekazywała mi jednak swoją wiedzę w sposób na tyle przystępny, najpierw teoretycznie a potem praktycznie, że udało mi się opanować podstawy, co jednak kosztowało mnie sporo nerwów, ćwiczeń i równie wiele nieudanych prób, zanim magia powoli zaczęła się mnie słuchać.



Rzadko kiedy wypuszczałam się poza Londyn; miasto było moim małym światem, w którym czułam się najlepiej, znajomym miejscem, gdzie obeszłam każdą uliczkę i każdy zakamarek. Nawet portowe dzielnice nie były mi straszne, choć miałam na uwadze, że nie jest to odpowiednie miejsce dla młodej dziewczyny. Lubiłam obserwować statki i wyobrażać sobie dalekie podróże, które mogłabym na nich odbyć; czasy dzieciństwa wracały wtedy we wspomnieniach i małych ukłuciach sentymentu.

4
Pozostało PP
mixed
80
Pozostało PM
0
10
0
OPCM
Uroki
Czarna magia
0
5
23
Transmutacja
Magia lecznicza
Eliksiry
5
9
5
Siła
Wytrzymałość
Szybkość
Ścieżka I — Magiczne mikstury
Teoria alchemiczna
Eliksiry i maści
Trucizny i antidota
Analiza i destylacja składników
Ścieżka II — Magiczne rośliny
Zielarstwo
Ziołolecznictwo
Ścieżka III — Opieka nad magicznymi stworzeniami
Wiedza i zrozumienie magicznych stworzeń
Ścieżka IV — Astronomia i wróżbiarstwo
Astronomia teoretyczna
Ścieżka VII — Magia uzdrawiania
Pierwsza pomoc
Ścieżka VIII — Historia i kultura magiczna
Historia cywilizacji
Mitologia i folklor
Ścieżka XVII — Artyzm i twórczość
Malarstwo
Taniec towarzyski
Ścieżka XX — Poliglotyzm
Łacina
Ścieżka XXI — Magiczna umiejętność
Legilimencja

drzewko

Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
07-31-2025, 07:41

Witamy na forum Serpens!

Mistrz Gry utworzył dla Ciebie osobisty dział, w którym została umieszczona Twoja skrytka bankowa. Udaj się do niego i opublikuj temat z sowią pocztą oraz umieść tam swój prywatny kuferek. Na start otrzymujesz też od nas skromny prezent – znajdziesz go w swoim ekwipunku.

Możesz już rozpocząć zabawę na forum! Zachęcamy, abyś sprawdził, co Ci się przyśniło, rozeznał się w aktualnych wydarzeniach oraz spytał, kto zaczyna.

Odtąd Twoje słowa, decyzje i sojusze mają znaczenie. Uważaj, komu zaufasz — wężowe języki są zdradliwe. Dobrej zabawy!

Karta zaakceptowana przez: Lucinda Macnair

    Odpowiedz
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
08-01-2025, 19:40

Mildred Crabbe

Ekwipunek

pozostałe przedmioty spoza automatycznego ekwipunku

darmowa sowa pocztowa

Historia rozwoju

[01.08.2025] zatwierdzenie karty postaci, +1 PP do wytrzymałości
    Odpowiedz
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 16:07 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.