• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Centralny Londyn > Pokątna > Aleja Alchemków
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
07-11-2025, 10:36

Aleja Alchemków
Jedną z odnóg ulicy Pokątnej, pomiędzy sklepem z eliksirami Pippina a starą apteką, nazywa się nieoficjalnie Aleją Alchemików. To szeroki, brukowany zaułek, gdzie panuje zauważalnie większy spokój niż na głównej ulicy. Wdłuż niego stoją stragany: niektóre wystawione przez alchemików, którzy nie dorobili się jeszcze własnego sklepu, inne przez handlarzy ingrediencjami, jeszcze inne to stanowiska łowców magicznych stworzeń i zielarzy przyjmujących zamówienia specjalne. Plotki głoszą, że w niektóre dni można tu dostać mniej legalne bądź naprawdę rzadkie składniki i przedmioty - jak na przykład jad akromantuli. Ściany budynków mają różne kolory i gdzieniegdzie są zniszczone przez opary sprzedawanych tu eliksirów oraz magiczną parę buchającą znad kociołków, bo nierzadko przygotowywane są one na bieżąco.
Na skrzyżowaniu z kolejną wąską uliczką znajduje się stary obelisk z czarnego kamienia, uznawany za punkt orientacyjny i służący za częste miejsce spotkań.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Keith Croft
Akolici
Wiek
23
Zawód
Pracownik restauracji
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
8
0
OPCM
Transmutacja
9
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
7
6
Siła
Wyt.
Szybkość
10
8
8
Brak karty postaci
10-10-2025, 16:12
14.03.


Sam do końca nie wiedział czy to dobry pomysł. Cały czas rozważał wszystkie za i przeciw tej decyzji, ale w sumie na daremno. Było już zdecydowanie za późno żeby się wycofać, listy zostały wymienione, spotkanie umówione i klamka zapadła. Nie mógł teraz się tak po prostu nie pojawić, jakby to wyglądało i jakie świadectwo by mu to wystawiło. Mężczyzna, z którym miał się spotkać nie był byle kim, z całą pewnością był zajętym człowiekiem i nie mógł tak zmarnować jego cennego czasu. Nie wiedział co prawda jakim jest człowiekiem, ale od znajomego, który mu go polecił, dostał zapewnienie, że jeśli chce się czegoś nauczyć to właśnie on, tak długo działający w szeregach Akolitów, uzdrowiciel i spec od toksykologii, jest osobą, do której powinien zwrócić się o pomoc. Croft długo zbierał się zanim wysłał pierwszą sowę. Opisał w liście swoją sytuację, wyrażając chęć nauki, chęć pomocy, a przede wszystkim chęć działania, a kiedy nadeszła odpowiedź, której się tak naprawdę nie spodziewał, gapił się w kartkę papieru dobre piętnaście minut zanim dotarła do niego jej treść. Potem jeszcze do tego listu wracał wielokrotnie, nie mogąc uwierzyć własnemu szczęściu.
I to właśnie dlatego stał teraz kroczył przez Pokątną na miejsce ich spotkania. W torbie miał swój stary i trochę już zużyty zielnik, który lata temu dostał od pani Lian, jak również notatki ze swoich raz udanych, a raz nie, prób uwarzenia eliksirów leczniczych czy procesów tworzenia maści pod pilnym okiem starszej aptekarki. Jeśli pan Prince będzie chciał zobaczyć co do tej pory robił i co umie, będzie mu mógł to pokazać. Co prawda jego nie był kompletnym laikiem jeśli chodziło o magię leczniczą, ale wiedział, że w porównaniu do uzdrowicieli wiedział tyle co nic. Pierwsza pomoc, której udzielał czasami znajomym w porcie czy proste zaklęcia leczące pomniejsze rany, były niczym w porównaniu z wiedzą prawdziwych uzdrowicieli. Miał jednak nadzieję poszerzyć swoją wiedzę pod pilnym okiem pana Prince.
Tego dnia nie kombinował z włosami. Zostawił je takie jakie były od małego, kruczoczarne, może ewentualnie trochę dłuższe, ale zaczesał je do tyłu. Kosmyki mimo wszystko opadały mu czasami na oczy czy wychodziły zza uszu, ale szybko je odgarniał dłonią. Wyciągnął z szafy na tą okazję jedną ze swoich lepszych koszul i czarne spodnie, nie chciał wyglądać jak łachmaniarz. Nie miał niestety marynarki, kurtka musiała wystarczyć.
Kiedy przekroczył granicę dzielącą ulicę Pokątną z Aleją Alchemików przez moment miał wrażenie, że znalazł się w innym świecie. Zafascynowany przyglądał się każdemu straganowi, starając się odgadnąć co mogą dokładnie sprzedawać. Nie zatrzymał się jednak przy żadnym, na zwiedzanie przyjdzie pora innym razem, a może nawet dzisiaj, ale to dopiero po spotkaniu. Miał jednak wrażenie, że często będzie tu gościem kiedy będzie odwiedzał Londyn.
Widząc mężczyznę stojącego pod obeliskiem, gdzie byli właśnie umówieni, od razu wiedział, że to on. Nigdy go nie spotkał i tak naprawdę nie wiedział jak wygląda, ale od mężczyzny biła taka aura, że nie dało się go pomylić z nikim innym. Ruszył w jego kierunku pewnym krokiem, ale im bliżej był tym zaczęły go atakować kolejne wątpliwości. Przecież Prince nie wiedział jak on wyglądał, nie spodziewał się młodego Azjaty, nawet jeśli z naleciałościami urody Brytyjskiej. A co jeśli nie będzie go chciał uczyć przez jego pochodzenie? Nie, co za głupota, przecież oboje byli Akolitami, przecież wyznawali te same idee, jego wygląd nie będzie miał znaczenia. Z resztą i tak już było za późno na odwrót.
- Pan Prince? - mimo wszystko zapytał zatrzymując się przed mężczyzną- Keith Croft, wymienialiśmy korespondencje. Bardzo dziękuję, że zgodził się pan ze mną spotkać. - powiedział wyciągając w kierunku mężczyzny dłoń w formie powitania.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Jasper Prince
Akolici
Wiek
38
Zawód
Uzdrowiciel, toksykolog
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
15
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
6
Brak karty postaci
10-15-2025, 04:36
14.03

List go zaskoczył, choć z powodów, których nie do końca potrafił określić. Przecież to nic zaskakującego, że akolici wiedzieli, że mogą się do niego zwrócić z prośbą o pomoc uzdrowicielską. I że znajomy, któremu pomógł kiedyś w medycznym kryzysie—z punktu widzenia toksykologa dość błahym, ale z punktu widzenia pacjenta poważnym (problemy żołądkowe potrafią być dla każdego końcem świata)—może gorąco polecać i może nawet nieco idealizować jego umiejętności. Zaskakująca była chyba sama prośba o naukę, nie pomoc... i to, jakie emocje w nim wzbudziła.
W jego rodzinie od pokoleń szanowano i kultywowano naukę oraz stosunki mentorskie. Jasper był należał do nielicznych Prince’ów, którzy ukończyli Evershire, a w najbliższej rodzinie był jedynym, który się na to uparł. Jego ojciec oraz bracia przyjmowali się na praktyki do innych alchemików oraz—podtrzymując sieć kontaktów i wymiany wiedzy—przyjmowali własnych uczniów. Jego starszy brat, Severus, zginął właśnie gdy odbywał praktykę w Londynie... a młodszy Marcus już od dawna szkolił innych alchemików w pracowni, którą odziedziczył po rodzicach. Pracowni, która miała przypaść Severusowi, a potem Jasperowi, który stanowczo odmówił i właściwie (co rozumiał z perspektywy lat,  wtedy wydawało mu się to szczerą chęcią) wymyślił Evershire tylko po to, by się od tego wszystkiego odciąć.
Nie był już jednak zbuntowanym młodzieńcem i właściwie, z perspektywy lat, trochę zazdrościł Marcusowi jego uczniów. W szpitalu nie miał regularnych praktykantów i nigdy nie nadawał się do kariery naukowej wykładowcy, zdecydowanie wolał działać. Struktury Munga i Evershire sprawiały, że czuł się w tym działaniu dość samotny; podczas gdy jego brat z najwyraźniej z łatwością godził badania w swojej pracowni z doszkalaniem alchemików. Może Jasper był o to trochę zazdrosny, a może uznał, że list jest doskonałą okazją żeby samemu sprawdzić się w roli nauczyciela. Zwłaszcza, że Keith Croft był akolitą i wydawał się rozumieć, że pracujący na etacie Prince może nie mieć czasu na regularne spotkania. Pewnie każdy marzył o wyrozumiałych menotrach, ale Jasper wiedział, że uczniowie też musieli wykazać się pewną wyrozumiałością żeby układ działał. A że spodobał mu się ton listu Crofat... co szkodziło spróbować?
W pamięci szukał nazwiska chłopaka, bo właściwie wydawało się niejako znajome: poprzez rodzinę albo pracę Jasper kojarzył przynajmniej ze słyszenia większość zamożniejszych czarodziejów czy czystokrwistych rodzin z Londynu i Manchesteru. Czy Croftowie mogli do nich należeć, czy raczej nie? A może to walijska rodzina, skoro listy przybywały z Cardiff? W głowie jednak chwilowo miał pustkę, więc szybko się poddał—wiedział jedynie, że nie kojarzył rodziców Keitha z akolitów, bo to na pewno by zapamiętał.
Pojawił się punktualnie, ale Keith też—Jasper czekał pod obeliskiem bardzo krótko, zanim podszedł do niego młody chłopak... o bardzo nieangielskich rysach twarzy. Prince faktycznie zdecydowanie się tego nie spodziewał i przez kilka sekund na jego twarzy odbiło się szczere zaskoczenie, ale szybko się opanował i przybrał pokerową minę. W pracy, a zwłaszcza w trakcie potajemnej działalności dla akolitów, nauczył się nie okazywać emocji, więc na zawołanie przybrał na twarz uprzejmy uśmiech i uścisnął wyciągniętą dłoń chłopaka. Po kilku sekundach na ochłonięcie zawstydził się zresztą własnego zdziwienia, wynikającego głównie z angielskości imienia Keith—przecież jego własna rodzina przybyła do Anglii zza granicy, przecież jego żona i matka były cudzoziemkami. Może z bliższych zakątków świata niż Azja, ale właściwie to jedynie podsyciło ciekawość Jaspera.
Zapyta o pochodzenie potem, to niegrzeczne przy pierwszym spotkaniu.
- To ja. - odpowiedział, mocno uścisnąwszy dłoń chłopaka. - Dziękuję za listy i dla wygody - i może też dlatego, że bycie nauczycielem, a co dopiero panem Prince odrobinę go krępowało (czego oczywiście nie okaże, musiał utrzymać autorytet) - proponuję od razu przejść na ty. Chodźmy, muszę kupić kilka ingrediencji, a ty od razu powiesz mi, które potrafisz rozpoznać i właściwie co obecnie wiesz. I... dlaczego uzdrawianie? - spytał poważnie, choć nadal się uprzejmie uśmiechał. W listach wymienili jedynie ogólniki, a Jasper szczerze był tego ciekawy. Lepsze perspektywy na pracę? Coś osobistego? Chęć pomocy pacjentom brzmiała bardzo ogólnikowo, ale może trafił na idealistę?
Tak czy siak, samemu zbyt dobrze rozumiał bariery odgradzające Keitha od oficjalnej nauki i Ars Medica. Prince'om powodziło się dobrze, ale nie dość dobrze by nawet Jasper trafił tam bez stypendium. Może dlatego uważał, że każdy powinien mieć szansę na naukę, nawet jeśli nie każda nauka będzie gwarantowała etat w szpitalu św. Munga.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Keith Croft
Akolici
Wiek
23
Zawód
Pracownik restauracji
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
8
0
OPCM
Transmutacja
9
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
7
6
Siła
Wyt.
Szybkość
10
8
8
Brak karty postaci
10-16-2025, 18:53
Może nie był specjalistą od odczytywania ludzkich emocji, jednak nawet taki laik jak on zauważył cień zaskoczenia na twarzy mężczyzny kiedy ten pierwszy raz na niego spojrzał. Chłopak automatycznie się spiął. Czyżby miał racje? Czyżby naprawdę mężczyzna miał mu odmówić udzielania lekcji kiedy już wie jak ten wygląda? Nie, na pewno nie. Zawzięcie powtarzał sobie w głowie, że na pewno tak nie będzie, czekając aż ten się odezwie. A kiedy to w końcu zrobił i uścisnął jego dłoń, Keith miał wrażenie, że kamień spadł mu z serca. Miał tylko nadzieję, że Prince nie słyszał tego huku w jego klatce piersiowej.
Co prawda dawno już przyzwyczaił się, że w jego przypadku ludzie oceniali książkę po okładce. Dla jednych był odmieńcem, dla innych ciekawą, egzotyczną ciekawostką. Przywykł do tego, ale zawsze cieszył się kiedy ktoś jednak traktował go jak człowieka, nie zważając na jego niecodzienną urodę. Po wyprowadzce z Londynu odnalazł w Cardiff nową rodzinę, nie złączoną więzami krwi, ale dziedzictwem kulturowym. Ci ludzi przyjęli go jak swojego i nigdy nie oceniali, najwyżej pan Hao albo jego zona zganili go za to, że raz jakiś czas cierpiał na kaca mordercę po całej nocy zabaw na potańcówkach albo w tawernie ze znajomymi. Tam jednak czuł się jak w domu i wiedział, że oni go akceptują.
- Oczywiście. - pokiwał lekko głową nie mając żadnych obiekcji aby przejść na „ty”.
Sam oczywiście by tego nie zaproponował. Mimo wszystko odebrał dobre wychowanie, ojciec zawsze od niego wymagał by wiedział jak się odpowiednio zachowywać. Prince był od niego starszy, ale nie tylko wiekowo. Miał większe doświadczenie, nieporównywanie większe od niego, a jego wiedza była zdecydowanie o wiele bardziej obszerna.
Ruszył więc obok mężczyzny w tylko Jasper’owi znanym kierunku. Był tutaj pierwszy raz i naprawdę wymagało od niego wiele wysiłku aby nie rozglądać się z fascynacją. Stragany w Cardiff nie umywały się do tego czego teraz był świadkiem. Wiedział jednak, że nie przystoi się tak zachowywać w tym momencie, a na pytania przyjdzie czas, a tych miał naprawdę sporo. Nie chciał jednak od razu zasypywać nimi Prince’a. Słysząc pytanie o to skąd w ogóle u niego zainteresowanie uzdrawianiem musiał się chwilę zastanowić.
- Szczerze mówiąc nigdy nie łączyłem swojego życia z uzdrawianiem. - odparł zgodnie z prawdą zerkając na mężczyznę - W zasadzie przez większość życia nie miałem w ogóle na siebie pomysłu. W szkole i po jej ukończeniu zawsze interesowałem się zielarstwem i eliksirami, ale nie specjalnie planowałem kierować się tym przy wyborze kariery. Z czasem jednak zainteresowanie ziołolecznictwem i eliksirami leczniczymi stała się sporą częścią mojego życia i postanowiłem się w tym kierunku kształcić. Początkowo po to by móc pomagać w razie potrzeby w porcie, gdzie pracowałem dla ojca. Dwa lata temu jednak… - zamilkł na chwilę, bo chociaż minęły już dwa lata, to nadal był dla niego ciężki temat - Dwa lata temu mój ojciec przegrał walkę z Psidwaczym Szałem. Jego organizm nie wytrzymał. - pokręcił lekko głową.
Nie chciał i nie mógł na razie głośno mówić, że podejrzewał swoją macochę o celowe nie podawanie ojcu leków. Nie miał na to żadnych dowodów, macocha nigdy się do tego nie przyznała. Mając jedynie nadal niewykupione recepty i zalecenia lekarza spisane na kartkach, które wykradł z domu przed wyprowadzką, nie miał szans na udowodnienie jej niczego.
- I wtedy coś się zmieniło. - ponownie spojrzał na Jasper’a i tym razem ten mógł zobaczyć determinację w jego oczach - Od tamtej pory w każdej wolnej chwili się uczę, poszerzam swoją wiedzę w zakresie, którym mogę robić to samodzielnie. Jednak magia lecznicza niestety pozostaje poza moim zasięgiem…jak na razie znam podstawy ale chciałbym zdecydowanie więcej.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Jasper Prince
Akolici
Wiek
38
Zawód
Uzdrowiciel, toksykolog
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
15
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
6
Brak karty postaci
10-30-2025, 03:24
W ciągu działalności zarówno w akolitach, jak i w szpitalu św. Munga, Jasper nauczył się bycia uważnym na ludzkie stresy i emocje, czujnym na niewypowiedziane komunikaty i ostrożnym w dobieraniu własnych słów. Część z tych umiejętności wynikała zresztą z tego samego faktu, dzięki któremu zwrócił uwagę na list Keitha—większość lat nastoletnich Prince spędził w przyjemnym poczuciu przywileju jako czystokrwisty czarodziej z szanowanej rodzniy, ale na studiach pierwszy raz zderzył się z ludźmi o wiele zamożniejszymi od siebie. Prześladowany dodatkowo koszmarami i wizjami, pierwszy raz poczuł się gorszy; co nauczyło go czytania innych. Chciał w końcu być lubiany. Chciał ukrywać swój dar jasnowidzenia. Chciał zarazić innych ideologią Grindelwalda, ale zarazem nie chciał zaufać niewłaściwej osobie czy rzucić na siebie podejrzeń. W szpitalu chciał dojść do prawdy kryjącej się za stanem zdrowia pacjenta—niektóre zatrucia bywały fascynujące niczym kryminalne łamigłówki—ale zarazem nie chciał utracić zaufania tego pacjenta i chciał móc nakłonić tych trudnych do regularnego zażywania gorzkich antidotów, nawet jeśli ceną za powrót do zdrowia były nieprzyjemne skutki uboczne.
Keith miał dziś zarazem pecha i szczęście, bo teraz Jasper nie chciał żadnej z tych rzeczy ani nie wszedł z żadną z wyuczonych ról—co znaczyło, że Croft poznał właśnie Prince'a bardziej prywatnie, ale i że uzdrowicielowi umykała nieco skala stresu chłopaka. Jasper chciał go poznać, ale dzięki poręczeniu innego akolity nie czuł potrzeby ostrożności; co więcej dzisiejsze plotki o powrocie Grindelwalda oraz nadmiar bodźców w Alei Alchemików (och, mógłby uzupełnić zapasy fruwających cebul, albo pokazać Keithowi bezoar, czy Leonie uznałaby ten okaz fruwokwiatu ze zdrowy albo właściwy do eliksirów, ale chwila, może lepiej kupić go w jej sklepie i mieć pretekst by—?) skutecznie go rozpraszały.
- O, byliście powiązani z handlem? - wychwycił z tym lekkim roztargnieniem, nie wiedząc jak interpretować pracę dla ojca w porcie—to mogło być wszystko, od marynarza po kontrolę celną, ale sposób w jaki Keith podkreślił ziołolecznictow nasunął Jasperowi myśl o ingrediencjach. Może wynikającą głównie z jego własnego doświadczenia, Prince'owie interesowali się siecią dostaw. Jego młodszy brat Marcus pewnie doskonale orientował się w tym, co jest dostarczane do Cardiff i pewnie miał z trzech własnych uczniów (lekka zazdrość dodała Jasperowi dodatkowego zapału, by przyjąć do siebie Keitha)... Podszedł do jednego ze stoisk i już miał ocenić krytycznym wzrokiem czy ich bezoar jest cokolwiek warty, gdy...
- Psidwaczym Szałem? - obrócił się raptownie do Keitha i spojrzał na niego z nagłą uwagą, z całkowitym skupieniem. Na nazwie choroby i jej implikacjach, bo—niestety!—zdołał przegapić wszystkie sygnały świadczące o tym, że chłopak nie chce o tym mówić. Może po tej rozmowie uświadomi sobie, że przecież bez problemu mógł to zobaczyć i spojrzy na własną ciekawość ze wstydem, ale na razie pochłonęła go bez reszty, bo opisany przez Crofta przypadek medyczny był... niesłychany. Rzadki w 1962 roku,  w Anglii, gdy świadomość choroby była większa. Pacjent musiałby być bardzo nieodpowiedzialny, albo ugrzęznąć gdzieś bardzo daleko od pomocy medycznej, albo... och, czy ojciec Keitha pochodził z dalekich krajów? Czy wypadało spytać? - Co się stało? - spytał w zamian, wprost. - Przecież Psidwaczy Szał jest uleczalny, zdiagnozowano to za późno albo... na statku? - dopytywał z zacięciem detektywa oddanego swojej pracy toksykologa, dopóki nie zobaczył wyrazu twarzy Keitha i nie ugryzł się w język. - Przykro mi. - zreflektował się, że to od tego rozmowę należało zacząć.
- Rozumiem. - powiedział o wiele łagodniej. Jego własne zainteresowanie uzdrawianiem też pojawiło się niejako na gruncie osobistej straty—choć nie zastanawiał się wtedy nad tym, czy życie starszego brata można było ocalić; a głównie nad tym, że chce robić w życiu cokolwiek innego niż przejęcie rodzinnej pracowni, która należała się martwemu pierworodnemu. - Jakich podstaw się nauczyłeś? Zaczniemy na sucho, chyba, że któryś z twoich znajomych będzie potrzebował podstawowej pomocy. O antidotach opowiem ci za to od razu, warzyłeś kiedyś jakieś? Potrafisz rozpoznać przydatne składniki? - przeszedł do konkretów, trochę znienacka, ale brzmiąc jakby podjął już decyzję co do pomocy Croftowi (zapomniał tylko zaznaczyć to wprost).
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Keith Croft
Akolici
Wiek
23
Zawód
Pracownik restauracji
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
8
0
OPCM
Transmutacja
9
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
7
6
Siła
Wyt.
Szybkość
10
8
8
Brak karty postaci
11-04-2025, 19:32
To było naprawdę ciekawe doświadczenie. Nie codziennie poznawało się kogoś o takim doświadczeniu, o takiej renomie. Croft miał zamiar czerpać z tej znajomości jak najwięcej. Był naprawdę ciekaw czego postanowi go nauczyć uzdrowiciel. Nie przyszedł też nieprzygotowany. W miarę swoich możliwości zaciągnął języka gdzie trzeba, starając się być przy tym jak najbardziej subtelny. Na tyle na ile mógł dowiedział się, że ma do czynienia z szanowanym toksykologiem z rodziny alchemików, którzy prowadzili swoją własną pracownie. Nie mógł mu się trafić lepszy nauczyciel.
Keith nigdy nie był dobry w ukrywaniu swoich emocji. Najczęściej zdradzała go w tym metamorfomagia, która uaktywniała się pod wpływem silnych emocji. Tak w każdym razie było w przeszłości, kiedy kompletnie nie panował nad swoimi zdolnościami. Co prawda nawet teraz potrafił jedynie bez przeszkód zmienić swoje włosy i kolor oczu, reszta jednak była nadal poza jego zasięgiem. Do tego potrzebował kogoś o jego zdolnościach, kogoś kto miał to opanowane i będzie mu w stanie przekazać odpowiednie wskazówki. Zdecydowanie jednak lepiej szło mu panowanie nad swoją mimiką czy tikami nerwowymi, chociaż w silnych emocjach i z tym miewał problem. Tym razem Jasper akurat nie patrzył w jego kierunku kiedy ten mu wszystko opowiadał, więc poniekąd miał szczęście.
- Może nie do końca handlem, bardziej transportem. Ojciec kiedyś prowadził firmę w Singapurze, ale mugolska wojna zmusiła nas do wyjazdu. Rozwinął ją na nowo już w Anglii, miał filię w Londynie i w Cardiff. Kilka statków, które udostępniały swoje ładownie dla pragnących przewieść transport między kontynentami. - uściślił, nie mając już oporów aby o tym opowiadać.
Kiedy opuścił dom przestał się interesować rodzinnym interesem. Podejrzewał, że macocha rozpuściła ciężko zarobione pieniądze, firma najprawdopodobniej upadła jako, że kobieta nie miała zielonego pojęcia o interesach. Interesowało ją tylko wygodne życie, nic więcej. Istniała nadzieja, że wspólnicy ojca jednak zareagowali w czas i udało im się coś uratować. Nie wiedział tego jednak, z uporem maniaka omijając tą część portu w Cardiff, w której kiedyś mieścił się hangar należący do ojca.
Zatrzymał się przy Jasperze i zaczął przyglądać się ingrediencjom wystawionym na tym straganie. Dostrzegł kilka fiolek z sokiem z czyrakobulwy, na miseczce obok leżały kły węża, a zaraz obok niej liście mandragory. Pochylił się lekko na moment nad bezoarem, a po chwili jego uwagę przykuła spora karafka. Czy to była krew salamandry? Moment później jednak stracił tym wszystkim zainteresowanie słysząc pytania Jaspera. Wyprostował się i spojrzał na mężczyznę lekko zakłopotany.
- Eee…ciężko powiedzieć szczerze mówiąc. - pokręcił głową na moment odwracając wzrok - Dowiedziałem się o chorobie ojca kiedy była już w zaawansowanym stadium. Wiem, że byli u niego uzdrowiciele, przepisywali recepty na odpowiednie eliksiry. Byłem wtedy w Cardiff, a kiedy wróciłem do Londynu ojciec był w takim stanie, że już nic nie można było zrobić. Zmarł trzy tygodnie później. - powiedział siląc się na spokój, jednocześnie chowając dłonie w kieszenie kurtki, zaciskając je w pięści, nieświadomie również sprawiając, że jego włosy, do tej pory w odcieniu ciemnego blondu, na moment przybrały ciemniejszy, bardziej naturalny kolor.
Mimo upływu czasu temat był dla niego ciężki. Nie chodziło już nawet o śmierć ojca, to już przepracował, ale najgorsze były te podejrzenia. Był wręcz święcie przekonany, że to właśnie macocha stała za śmiercią ojca, może nie przyłożyła ręki do tego, że zapadł na tą chorobę, ale z całą pewnością zaniechała udzielenia mu pomocy kiedy najbardziej jej potrzebował. Zmusił się do lekkiego uśmiechu i skinął głową słysząc kondolencje padające z ust uzdrowiciela.
- Pierwszą pomoc mam opanowaną, udzielałem jej marynarzom w porcie i w sumie nadal to robię jeśli jest taka potrzeba. Kiedy tylko mogę pomagam w małej aptece w Cardiff, pani Lian tworzy maści i podstawowe eliksiry uzdrawiające. Dużo bazuje na medycynie chińskich uzdrowicieli, ale pokazała mi kilka mniej skomplikowanych receptur. Kilka razy ważyłem podstawowe antidotum pod jej czujnym okiem. - odpowiadała na pytania mężczyzny starając się nie pominąć żadnego szczegółu, a po chwili znów skierował spojrzenie na stragan przed nimi - Te bardziej powszechne, tutaj na przykład mamy bezoar, kły węża, liście mandragory, sok z czyrakobulwy i jeśli się nie mylę, tutaj chyba jest krew salamandry. - wykazywał palcem na ingrediencje, które wcześniej przykuły jego uwagę.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Jasper Prince
Akolici
Wiek
38
Zawód
Uzdrowiciel, toksykolog
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
25
15
Siła
Wyt.
Szybkość
5
10
6
Brak karty postaci
11-13-2025, 03:06
- W Singapurze! - momentalnie oderwał uwagę od straganów i spojrzał z żywym zainteresowaniem w stronę Keitha, rozumiejąc już dlaczego chłopak mógł wyglądać na azjatyckie pochodzenie. Jasper miał na tyle taktu, by nie pytać wprost o urodzenie czy matkę Crofta, ale angielskie nazwisko i streszczenie interesów jego ojca podpowiedziały mu wystarczająco dużo, by pewne rzeczy sobie dopowiedzieć. Mniej-więcej, bo nie sądził, że odgadnie czy wydedukuje całą historię nowego ucznia i na razie wcale tego nie potrzebował. Zakładał, że w miarę upływu czasu poznają się lepiej—bo właściwie nie mógł w sobie tego opanować, ciekawości świata i ciekawości ludzi i ciekawości do poznawania ich lepiej. Czasami łapał się na myśli, że to niekoniecznie pragmatyczne podejście. Wiele znajomości wśród akolitów pozostałoby bezpieczniejszymi, gdyby były stricte profesjonalne, bez przekraczania granicy między współpracą, a przyjaźnią. Z drugiej strony nie był pewien, czy potrafi się całkowicie zdystansować, a budowanie więzi pomagało w wypracowywaniu zaufania.
- Byłeś tam? - zagaił Keitha, nie zakładając z góry czy się tam urodził. - Albo ojciec ci o nim opowiadał? Nigdy nie spotkałem czarodzieja z tak daleka. Jak tam jest? - och, na targu porozmawiają tylko o sprawach neutralnych, ale nie mógł się już doczekać aż znajdą się kiedyś w cichej i bezpiecznej pracowni i będzie mógł zasypać Crofta bardziej szczegółowymi, politycznymi pytaniami: czy Kodeks Tajności działa tam tak samo? Jak żyją tam mugole i czarodzieje? Jaka mugolska wojna?
Wyczuł zakłopotanie Keitha, ale nie znał jego przyczyn—nie przypisywał też chłopakowi nieszczerości. Nawet to, że nie wiedział o chorobie ojca, Jasper przełknął bez żadnej wątpliwości; samemu też utrzymywał kontakt z rodziną zdecydowanie zbyt sporadycznie i był w stanie uwierzyć w brak wieści przez kilka tygodni. Ale coś i tak nie zgadzało mu się w tej historii. Może Croftowi też, a może nie, ale—zanim przemyślał czy warto się wtrącać—i tak postanowił go oświecić. Na jego miejscu samemu chciałby wiedzieć...
- Wybacz bezpośredniość, wiem, że to wielka tragedia, ale... zajmuję się takimi przypadkami w szpitalu - czemu nie trafił do szpitala?, cisnęło mu się na język, ale nikogo nie mogli przecież zmusić. - trzy tygodnie, czyli wcześniej musiał być w zaawansowanym stadium... ale mimo wszystko uzdrowiciele dawali mu szanse i zawiedli? Czy Mung był w to włączony czy to było leczenie prywatne? - zapytał bezpośrednio, choć i tak dość subtelnie, biorąc pod uwagę własne wątpliwości i podejrzenia: ktoś popełnił tu medyczny błąd i wina leżała albo po stronie jego kolegów ze szpitala albo to jakiś prywatny uzdrowiciel lub alchemik wykorzystał tą biedną rodzinę. Może ojciec Keitha był już umierający, ale nikt nie powiedział tego szczerze rodzinie, w zamian wciskając im eliksiry, które nie miały szans zadziałać? Oburzające. Pewnie Keith spodziewał się dzisiaj konkretnej lekcji zamiast grzebania w przeszłości i rozważań na temat etyki uzdrowicielskiej, ale dla Jaspera etyka była tak poważnym tematem, że nie chciał (zwłaszcza, że zakłopotany Croft jeszcze go o to nie poprosił) zostawić w milczeniu sprawy, która wzbudzała jego profesjonalne wątpliwości.
- Świetnie! - od powagi przeszedł do uśmiechu, bo ucieszyło go, że Keith znał już podstawy pierwszej pomocy. - Czyli interesują cię bardziej poważne obrażenia? A jak radzisz sobie z podstawami leczenia chorób, tych, które nie wymagają hospitalizacji? - to coś, w czym mógłby pomóc mu już od ręki i coś, na czym chłopak mógłby dorobić sobie w samym Cardiff. - Chińskiej medycynie, mówisz? Czym różni się od naszej? - zapytał, w ustach innego Anglika takie słowa mogłyby brzmieć oskarżycielsko lub lekceważąco, ale Jasper wydawał się szczerze zainteresowany. - Napiszę do ciebie przy następnej okazji, przy której będę warzył prywatnie bardziej zaawansowane antidota. - zadecydował. - Uprzedzam tylko szczerze, że nie wiem kiedy to się zdarzy, w szpitalu mam dostęp do eliksirów. - dodał, w swoim mieszkaniu podejmował się zadań do rzadszych zleceń prywatnych... albo odpowiadał na prośby Marcusa, gdy to w pracowni jego brata brakowało rąk do pracy, a przybywało pilnych zamówień. Trochę to go irytowało, ale jeszcze nie zostawił brata w potrzebie, jakkolwiek napięte nie byłyby ich stosunki. - Dobrze! - skomentował, gdy Keith trafnie rozpoznał większość ingrediencji. Karafkę obrzucił dłuższym spojrzeniem, a potem grzecznie spytał sprzedawcę czy może powąchać jej zawartość. Ostatecznie uiścił zapłatę za liście mandragory, ale nie kupił nic więcej.
- Chodźmy dalej. - zwrócił się do Keitha, prowadząc go ku kolejnym straganom. - I znajdźmy bezoar. W większości przypadków miałeś rację, w ostatnim też, ale ta krew salamandry wydawała się rozcieńczona albo w najlepszym razie nie pierwszorzędnej jakości. Nie da się zepsuć suszenia liści mandragory, więc je kupiłem - tylko z grzeczności, bo zwykle zaopatrywał się w liście w Sennym Fruwokwiacie. Dobrze, że nie potrzebował już chyba pretekstu żeby zobaczyć Leonie - ale w droższe składniki wolę zaopatrzyć się gdzie indziej. - wyjaśniał, szukając wzrokiem jednego z zaufanych sprzedawców.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Keith Croft
Akolici
Wiek
23
Zawód
Pracownik restauracji
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
8
0
OPCM
Transmutacja
9
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
7
6
Siła
Wyt.
Szybkość
10
8
8
Brak karty postaci
11-15-2025, 18:02
Nie dziwiło go zainteresowanie starszego czarodzieja. Dla rodowitych anglików kraje azjatyckie były nie tylko tajemnicze ale też niezwykle egzotyczne. W zasadzie nie znał nikogo, no może oprócz marynarzy podróżujących w takim kierunku, kto byłby kiedykolwiek w jakimkolwiek kraju azjatyckim. Ludzie rzadko kiedy zakładali, że ma jakiekolwiek angielskie korzenie, bo jednak przejął większość genów po swojej matce i typowo azjatycka uroda wprowadzała wszystkich w błąd. Przestał już liczyć ile razy opowiadał, że jego ojciec jest rodowitym anglikiem i w zasadzie i on dzięki temu. Może faktycznie nie urodził się na wyspach, ale mimo wszystko czuł się Brytyjczykiem nie mniej niż otaczający go ludzie. Jedni to akceptowali, inni wątpili, jednak z upływem lat przestał się tym przejmować. Znał swoją wartość i już dawno temu przestało mu zależeć na pełnej akceptacji ludzi w około niego. Był dumny ze swojego pochodzenia, ze swoich korzeni i dziedzictwa.
Mimo wszystko ciekawość Prince’a było niejako odświeżająca, może dlatego, że nie była oceniająca. Patrząc na mężczyznę Croft zauważył szczere zainteresowanie, które jak mu się wydawało nie było podszyte żadnymi złymi zamiarami.
- W zasadzie to się tam urodziłem. - odpowiedział na jego pytanie - Kiedy miałem trzy lata zostaliśmy z ojcem ewakuowani z Singapuru właśnie z powodu mugolskiej wojny. Moja matka jednak postanowiła tam zostać razem ze swoją rodziną. Długo nie wiedziałem nic o swoim pochodzeniu, potem ojciec mi co nieco powiedział, jednak najwięcej dowiedziałem się od społeczności azjatyckiej w Londynie i w Cardiff właśnie. Sam jednak nic nie pamiętam. - pokiwał lekko głową.
Zatrzymał na moment spojrzenie na dłużej na mężczyźnie. Nie powiedział mu jednak nic nowego czego by już nie wiedział. Milczał przez dłuższą chwilę, wiedział, że w tym momencie musi ważyć słowa. W tym momencie mieli relacje nauczuczyciel-uczeń, ale to nie wcale nie oznaczało, że ufał mu w tym momencie bezgranicznie. Na to potrzeba było czasu, wymiana kilku listów i pierwsze spotkanie nie było jeszcze tym momentem. Dawno nauczył się, że żeby komuś zaufać w pełni musi minąć dużo czasu, należy się lepiej poznać, nabrać pewności co do tej osoby. Sam miał raptem kilka osób w życiu, którym ufał bezgranicznie.
- Tak, jego stan był bardzo ciężki kiedy przyjechałem. Nie widziałem go co prawda, zamknęli go w pokoju i nie pozwolili do niego wchodzić, bo ojciec już wtedy stanowił zagrożenie dla innych. Rozmawiałem z uzdrowicielem kiedy tam byłem, był długoletnim znajomym rodziny, pomagał nam wiele razy w przeszłości i nigdy nie zawiódł. Nie rozumiał dlaczego leczenie nie pomogło, wypisywał konkretne, przeznaczone dla tej choroby eliksiry, zwłaszcza, że została ona zdiagnozowana na względnie wczesnym stadium, może nie na samym początku, ale w momencie, w którym leczenie powinno jak najbardziej zadziałać. - wyjaśnił jak to wyglądało z jego strony - Po tym wszystkim przeczytałem chyba wszystko co było dostępne na temat Psidwaczego Szału, wiem o tej chorobie naprawdę wszystko, a jednak to co przydarzyło się mojemu ojcu jest nadal dla mnie zagadką. - westchnął lekko przy tym wzruszając ramionami.
Była to jednak półprawda. Nie miał nic do zarzucenia uzdrowicielowi, wiedział, że ten zrobił wszystko co mógł. Odpowiedzialna za śmierć ojca była macocha, tego był pewny. Nie wiedział jeszcze jak jej to udowodnić, nie zamierzał jednak próbować. Za kilka dni miał się spotkać ze znajomą aurorką i o wszystko ją wypytać, a wiedział, że dla niej takie zagadki były jak woda na młyn.
- Szczerze mówiąc nie do końca. Pracuje w restauracji gdzie największe obrażenia to przecięcie palca co najwyżej albo siniak na głowie. Z tym nie mam problemu, jednak chciałbym chyba właśnie bardziej skupić się na rozpoznawaniu i leczeniu chorób, które tak jak powiedziałeś, nie wymagają jeszcze hospitalizacji. Taki…no powiedzmy, uzdrowiciel pierwszego kontaktu w razie choroby. - uśmiechnął się delikatnie i zamyślił się na chwilę - Hm…wydaje mi się, że chińska medycyna sporo opiera się na kadzidłach, specjalnie przygotowanych kadzidłach, których opary wpływają pozytywnie na organizm przyśpieszając jego regeneracji oraz naturalnie na ziołolecznictwie. Tak mi się wydaje w każdym razie, bo niestety nie miałem nigdy do czynienia z typowym chińskim uzdrowicielem. - pokręcił głową zerkając na swojego nowego nauczyciela, a oczy mu się aż zaświeciły na informację, że zostanie zaproszony przy kolejnej okazji do towarzyszenia przy warzeniu bardziej zaawansowanych eliksirów.
- Jasne, rozumiem. Jesteś na pewno zajęty, ja się dostosuje - a w każdym razie zrobi wszystko by to zrobić.
Ruszył po chwili za nim w dalszy spacer wśród straganów, słuchając go z uwagą. Jednocześnie zadowolony, że udało mu się rozpoznać ingrediencje i zrobić chyba niezłe wrażenie na Jasperze.
- W jaki sposób rozróżnić czy krew salamandry jest dobrej jakości? - spytał zainteresowany - Jaki może mieć wpływ na ewentualny eliksir? Pogarsza jego działanie czy całkiem sprawia, że eliksir nie wyjdzie? - nigdy wcześniej sie w sumie nad tym nie zastanawiał, ale prawda była taka, że nie miał jeszcze okazji ważyć żadnego eliksiru, który wymagałby od niego użycia tego konkretnego składnika.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:22 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.