• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Szkocja > Edynburg > Zatopiony Ogród przy Leith
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
06-10-2025, 19:32

Zatopiony Ogród przy Leith
Za ogrodzeniem z siatki, w miejscu, które kiedyś było tak uwielbiane przez lokalną społeczność, znajduje się wspomnienie po pięknym ogrodzie. Dziś jest opuszczony, zarośnięty, zalany wodą aż po kolana. Szklarnie, niegdyś pełne egzotycznych roślin, są wybite, szyby pęknięte, a metalowe ramy pokryte rdzą. Woda mętna, cicha, porasta ją rzęsa i bliżej nieokreślona, dzika roślinność. Pośrodku zatopionego klombu wystaje rdzewiejący hydrant. Pomiędzy zaroślami czasami kręcą się dzieci z sąsiedztwa, czasem też ktoś przynosi tu radio, zostawia butelkę, siada na ceglanej krawędzi i patrzy w wodę bez słowa. Miejsce nie należy do żadnego człowieka, natura dawno zagarnęła je dla siebie. Stare tabliczki z nazwami roślin są nieczytelne, ale wiszą uparcie. Wszystko, co rosło, teraz gnije powoli pod cienką warstwą wilgoci i wspomnień. Nikt tego nie porządkuje, nikt nie dogląda. Mieszkańcy Edynburga uszanowali wolę przyrody i nie próbują zmieniać obecnego stanu rzeczy.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Clarence Sullivan
Czarodzieje
looking for the light
that's nowherе to be found
Wiek
32
Zawód
pisarz, twórca koszmarów
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
20
0
OPCM
Transmutacja
5
15
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
9
7
Brak karty postaci
08-05-2025, 15:59
| 2.03

Było już dosyć późne, marcowe popołudnie, a świat, w którym się poruszał, przypominał blednącą fotografię - kształty, zwilżone miękką, posępną akwarelą cienia, kołysały się śpiąco, odległe i nieuchwytne, zupełnie, jakby zza ciasnych ulic miały zamiar szarżować go przeczuciem, że do nich nie należy, że pozostanie obcy bez względu na własne chęci i ilość włożonych starań. Surowy, gotycki pejzaż Edynburgu nie był dobrym lekarstwem, w przeciwieństwie do tego, o czym został kilka tygodni wcześniej zapewniony - tworzył niewielki okład na rozoranej, krzyczącej rozmiarem dziurze, niezdolny, aby przynosić choć wątły zew ukojenia. Pustka, rozsiadająca się niepochlebnie w jego życiu, nie potrafiła wytrwać w postanowieniu żadnej, dostępnej mu definicji, nie umiał nigdy wyjaśnić, dlaczego ją właśnie czuje, dlaczego nosi ją zawsze przy lśniących kącikach swoich oczu i w broczącym grymasie lekko uniesionych ust. Z każdym, stawianym krokiem utwierdzał się w przekonaniu, jakby patrzył na wszystko będąc zaledwie uczestnikiem jakiegoś przedstawienia, ugoszczonym w czerwieni aksamitu, zupełnie wpatrzonym w scenę, choć pozbawionym wpływu na korowody sunących w pobliżu zdarzeń. Wszystko, co napotykał, było pokryte grubą i przezroczystą błoną, każdy cierń, każda chwila, każda łodyga drzewa, ołtarz nieba z liturgią ułożonych na jego podłożu białych chmur, przechodnie rozsypani na grzbiecie kamiennego chodnika, latarnia rozpalona jak drobna, zupełnie przyziemna gwiazda - pomiędzy wszystkim układał się gęsty dystans, sprawiając, że przestawał być pewny, czy rzeczywiście żyje, czy każdy, ściszony oddech umieszczony w wiklinie jego żeber jest prawdziwy i własny, zamiast stać się jedynie marną, rozpuszczoną atrapą.
Pozostawał więc tak nieporadny i całkowicie skrzywiony w przykurczu własnej stagnacji, w więzieniu, jakie sam stworzył, bez namacalnych emocji, dlatego, że od dłuższego czasu zwyczajnie ich nie odczuwał. Strącił to przeświadczenie zaledwie drobnym uśmiechem, zatrzymując się naprzeciwko pomarszczonej, zmętniałej tafli wody, z której bezzębnych dziąseł wychylały się pogrzebane ruiny pięknych ogrodów. Przeszłość, okryta tutaj powłoką zaledwie niemrawych fal rozniecanych pośpiechem wiatru, miała odmienną barwę, przemawiała inaczej niż kiedykolwiek wcześniej, sumiennie i autentycznie, nieznaną, subtelną pieśnią. Czuł dziwną więź z tym terenem, zupełnie, jak gdyby wszystko przed wypadkiem w szpitalu miało stać się podobnie niewyraźną tajemnicą, o jakiej sam nie chciał mówić, a która wychylała się zza powierzchni leniwie ruinami dokonań. Drgnął, gdy usłyszał kaskadę kolejnych stąpnięć, innych, nienależących do niego, po czym odwrócił się, z zastygłą, spokojną gracją, dając złudne wrażenie świadomości, że przewidywał następne, mające nastąpić ruchy, że spodziewał się, tutaj, teraz, w tym jednym odłamku czasu.
- Wiedziałem, że tutaj przyjdziesz - wygłosił chytrze, nie kłamiąc w swoim stwierdzeniu, przekonany, że wspomnieniem ogrodów w swoim ostatnim liście będzie w stanie go dostatecznie zainteresować, tak, aby wyściubił nos spoza portu i tawern parujących od gwaru, pokrzykiwań i rozproszonych oddechów. Jak długo się nie widzieli? Tygodnie, miesiące, lata? Czas był zaledwie konceptem, lepkim oraz zmiennym jak wosk podgrzewany od warstwy opuszek palców. Czas nie miał więcej znaczenia, nie teraz, kiedy uniknął śmierci, stając na wpół obecny obok dawnego przyjaciela - człowiek i przy tym duch.
- Wolałeś bardziej zobaczyć mnie - pomiędzy włókienka głosu wplótł nutę pewnej, żartobliwej prowokacji - czy obejrzeć to miejsce?
We could fly if you let me in
Feel the weight lifting from our limbs
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Kenneth Fernsby
Czarodzieje
Wiek
31
Zawód
Kapitan "Złotej Łani", przemytnik
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
11
11
12
Brak karty postaci
08-06-2025, 09:37
Ledwie wczoraj zszedł na ląd, a już zdążył przebyć połowę Angli za pomocą proszku Fiuu, aby załatwić własne sprawy. Mógł korzystać z teleportacji chociaż nie miał licencji na nią i od jakiegoś czasu myślał, żeby jednak ją wyrobić. Nigdy jednak nie było mu po drodze do gmachu Ministerstwa Magii. Dlatego pozwalał sobie na teleportację bez licencji wiedząc, że może później odbić mu się to czkawką. I dzisiaj nie miał ochoty ani czasu na zajmowanie się takimi sprawami. Ściskając pod pachą dwie książki udał się do miejsca, gdzie miał nadzieję spotkać starego znajomego. Jego świat zawsze zdawał się być przygaszony, istniejący za przedziwną zasłoną przez którą nieśmiało zaglądają promienie słoneczne. Skurczony, stłumiony uciekał od innych. Kenneth nie miał w zwyczaju pochylać się nad innymi, daleko mu było do wielkoduszności, ale…no właśnie.
Spotkanie było niespodziewane, wieża astronomiczna służyła do tajnych schadzek lub do nauki. Nie raz i nie dwa zdarzyło mu się wystraszyć jakąś migdalącą się parkę, a jednej nocy spotkał chłopaka rok starszego, który siedział i wpatrywał się w gwiazdy. Przyszło im zgłębiać tajniki astronomii razem, chociaż każdy z nich miał inne pragnienia i potrzeby. Z czasem spotkania na szczycie wieży stały się ich rytuałem, a starszy kolega się otwierał przed sarkającym Kennethem, który zdawał się zupełnie nie przejmować niedostępnością tego drugiego. W liście opisywał to miejsce dość enigmatycznie, w skreśleniu paru słów, a jednak bardzo barwnie. Potrafił w jednym zdaniu zamieścić cały oraz wraz z emocjami. To musiał być dar pisarzy, którzy wiedzieli jak zaklinać słowa, podobnie jak czarodzieje zamykali magię w jednej inkantacji.
Nie należał do romantyków, daleko mu było do wielkich uniesień serca i zachwycania się poezją, choć sztuka nie była mu obca. Skręcił w jedną z alejek zbliżając się do zatopionych ogrodów, domyślając się gdzie mógł się zaszyć dawny znajomy dostrzegł jego sylwetkę z daleka, która drgnęła jak tylko gałązki i żwirek zachrzęściły pod podeszwą butów. Nie bywał tutaj, zwykle sprawy swoje załatwiając w portach gdzie toczyło się jego życie, a jednak jakaś nostalgia objęła też serce kapitana. Uśmiechnął się kącikiem ust. -I to i to, tak sądzę. - Odpowiedział enigmatycznie i wyciągnął w jego stronę dwie książki. -Być może cię zainteresują, pamiętam, że zbierasz unikaty. - A w swoim życiu Kenneth już trochę skarbów zrabował i zarekwirował. Potrafił mniej więcej ocenić czy coś jest warte złamanego sykla, a jak nie potrafił to udawał się do rzeczoznawców i osób bardziej biegłych w tych sprawach. Książek nie umiał oceniać, więc skorzystał z pomocy w określeniu wartości rzeczonych pozycji. Okazało się, że trafił na dość rzadkie egzemplarze, które teraz podawał Sullivanowi.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Clarence Sullivan
Czarodzieje
looking for the light
that's nowherе to be found
Wiek
32
Zawód
pisarz, twórca koszmarów
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
20
0
OPCM
Transmutacja
5
15
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
9
7
Brak karty postaci
08-06-2025, 18:44
Nigdy nie wiedział w jaki dostępny sposób znajdowali się   b l i s k o   , trzymając w ściśniętych dłoniach postronki swojej relacji; obojętni na szkwał przynoszący ze sobą liczne raptowne zmiany, zastygli w podobny sposób pomimo ciężaru lat, pomimo przyniesionego im zupełnego balastu dorosłości. Uważał, że ich pokraczna dość przyjaźń absolutnie nie przetrwa próby czasu i było w tym coś pięknego, w sposobie w jakim niezwykle różnił się od Kennetha, w sposobie dzięki któremu pogrążał się w przeświadczeniu że nigdy nie znajdą żadnej, głębszej płaszczyzny w której zdołają dobrze, niezwykle się porozumieć. Chciał tego, chciał instynktownie; chciał braku ich zrozumienia, braku solidnej więzi, braku, w którym przestawało istotnie im zależeć. Wierzył, że dzięki temu pozbędzie się większych zmartwień, a wszystko dokoła niego pozostanie zaledwie proste i przyjemne. Nie szukał już znajomości, w których musiał się martwić, w przebiegu których czuł strach podchodzący zbrukaną żółcią do gardła. Sięgając do swoich wizji nie chciał w nich widzieć żadnej, wyraźnie bliskiej osoby - z tego powodu Kenneth wydawał się kandydatem który był idealny, człowiek morza i przygód, łowca cennych przedmiotów, nic nie budziło w związku z tym podejrzenia że byli w stanie uważać swojego koleżeństwa za ważny, podstawowy element swojej codzienności. Jak zawsze był w wielkim błędzie - coś (pewna nieznana siła) sprawiało że nadal utrzymywali ze sobą serdeczny kontakt, a on sam coraz częściej pochwycał się na myśleniu czy w pewnym dniu nie zobaczy zatopionego statku, czy nie zobaczy ciała pod słoną i ciemną wodą, bladego jak gruda kredy i odartego z życia. Tak bardzo nie chciał go widzieć.
Otrząsnął się z tych rozważań jak z warstwy gęstego kurzu. Skupił się tylko na tym co działo się tutaj-teraz, na cichym subtelnym szmerze rozhuśtanych łodyg, na własnej strużce oddechu, na barwie głosu Fernsby’ego zaznaczonej w odcinku pomiędzy wyspami ich sylwetek. Ożywił się, widząc księgi, nie skąpiąc zaciekawienia które pomieszkiwało w kręgach poszerzonych źrenic. Przyjął je bez wahania początkowo zanurzając się w milczeniu. Studiował je, przesuwając po obwolutach dłońmi, lekko i delikatnie ważąc obecnie każdy mający nastąpić ruch.
- Są w doskonałym stanie - obwieścił niedługo później. - Tę - podał mu z powrotem określony wolumin - lepiej będzie, gdy opchniesz jakiemuś bogaczowi. Niektórzy za to wydanie daliby się pokroić - dobrze wiedział o pasji majętnych bibliofili u jakich cena od dawna przestała odgrywać rolę, głodnych i żądnych więcej, pragnących poszerzać skarbiec, regały przystrojone w bukietach swoich prywatnych zbiorów. Domyślał się, że Kenneth już dobrze wiedział w jaki sposób mógł wykorzystać tę słabość. Nie miał zamiaru dalej go instruować.
- Często przywozisz z wypraw dzieła sztuki? - dopytał go, odrobinę przy tym zaintrygowany. Sam nie zabiegał o to, na ile były legalne; wierzył że egzemplarze twórczości są skazane by krążyć, tak samo jak krąży wszystko pozostając w przyrodzie. Wolał aby kultura była szerzej dostępna niż pozostała zgodna z czarodziejskim prawem. Nie wiedział zresztą jaki charakter usług okazał się dla Fernsby’ego najbardziej opłacalny, nie starał się w żaden sposób dociekać - aż do teraz.
We could fly if you let me in
Feel the weight lifting from our limbs
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Kenneth Fernsby
Czarodzieje
Wiek
31
Zawód
Kapitan "Złotej Łani", przemytnik
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
11
11
12
Brak karty postaci
08-07-2025, 16:03
Nie rozpowiadał wszem i wobec czym się zajmuje, ani jak wygląda jego praca. Mówił, że pływa statkiem handlowym Traversów. Nic więcej. Ci co mieli wiedzieć, wiedzieli jak dokładnie te rejsy wyglądają. Traversi też nie wnikali, póki robił to co do niego należy, a robił to dobrze. Morze było jego domem, kiedy wypływał w rejs czuł, że żyje. Nie potrafił zbyt długo usiedzieć na lądzie. Cieszył się, że zima odchodzi w niepamięć, ponieważ jak tylko większe lody puszczą będzie mógł znów pływać dalej.
Nie mógł narzekać na ruch, ale żniwa zawsze miał wiosną i latem. Byli tacy, co zawsze mieli mniejsze lub większe zlecenie i jak kiedyś brał każde jakie mu się nawinęło tak teraz dokonywał selekcji. Nie każda wyprawa była warta swojej ceny. Mógł sobie na to pozwolić, ale też nie był nadmiernie wybredny. Nadal musiał tworzyć swoją bazę klientów, którzy będą chętni zapłacić za jego usługi i możliwości. Fałszowanie dokumentów, omijanie szlaków, opracowywanie nowych map - to wszystko kosztowało. Jego załoga składała się z osób mu zaufanych i wiedział, że gdy zdecyduje się na wykup Łani, ruszą za nim. Co do tego nie miał najmniejszych wątpliwości.
Dlatego nie mógł powiedzieć wszystkiego. Musiał przemilczeć pewne aspekty swojej pracy, żeby chronić siebie i swoją załogę. Jedynie w powieściach wszyscy wiedzą kto jest piratem i czym się zajmuje, bo choć on wobec siebie tego słowa nie używał, tak inni mogli. Żeglował nie tylko po morzach, ale też na granicy prawa starając się umiejętnie manewrować. Patrzył przez chwilę jak mężczyzna delikatnie dotyka książek, jak przygląda się im z uwagą godną najcenniejszych skarbów. Bo tym właśnie były, a potem przyjął z krótkim skinieniem głowy książkę. Tak. Wiedział do kogo pójść, aby ją sprzedać i to z zyskiem. W kąciku ust zatańczył cień niepokojącego uśmiechu.-Nie powiedziałbym, że często, ale zdarza się. - Odpowiedział spoglądając przed siebie i krzyżując ramiona na piersi. -Schodząc na ląd lubię zajrzeć na lokalny pchli targ, do małych sklepików ukrytych w różnych częściach miasta, tam gdzie zaglądają ci, którzy wiedzą czego szukają. - A on wiedział gdzie szukać i gdzie zaglądać. To właśnie tam skrywały się często te najbardziej pożądane przedmioty. Te zakazane, których moc i wiek kusiły, wołając do siebie poszukiwaczy i ludzi zachłannych. Czarny rynek miał się bardzo dobrze, a on słono płacił za wiedzę o tym gdzie co się znajduje. Informatorzy brali sporo, ale też nie trzymał się tych, którzy generowali jedynie koszty. -Nie znam się aż tak na sztuce, ale czasami coś wpadnie mi w oko. - Kiedyś na był tani landszaft, teraz wisiał u niego w domu i cieszył oko. Lubił się otaczać pięknem, ale niekoniecznie drogim.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Clarence Sullivan
Czarodzieje
looking for the light
that's nowherе to be found
Wiek
32
Zawód
pisarz, twórca koszmarów
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
20
0
OPCM
Transmutacja
5
15
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
9
7
Brak karty postaci
08-12-2025, 09:00
Zdarzało się, że doceniał drzemiącą w nim melancholię której ospałe fale kołysały się uderzając miarowo o strome postrzępione wybrzeże jego świadomości. Wiedział, że gdyby tylko wykazał właściwe chęci, mógł spróbować ją zgładzić, pokrywać cętkami tuszu kolejnych form zatracenia, tych znanych mu doskonale, drażniących, wybitnie słodkich jak mdląca silnie trucizna. Mógł to znowu uczynić choć jeszcze nie miał pewności czy rzeczywiście obecnie o tym marzył. Odkąd opuścił szpital, trwał balansując po wątłej, niewyraźnej granicy nie czyniąc jeszcze nie złego, nic czym mógłby nadszarpnąć swoją wystrarczająco już potarganą moralność, sfatygowaną, brudną jak porzucony strzęp. Zadowalał się do tej pory poczuciem, samym namacalnym poczuciem że nikt w istocie nie byłby w stanie go powstrzymać. Wystarczyłby tylko impuls, kilka słów, kilka spojrzeń stanowczo zbyt zażyłych jak na początek znajomości w której dwa zagubione rozpaczliwie istnienia wgryzają się w siebie z nieznaną dotąd palącą ich łapczywością. Dysponował w końcu dość sporym inwentarzem możliwości, by ubarwić samotność i wstrętny, dojmujący go smutek… Teraz jedynie nie chciał, jeszcze nie, nie czuł się odpowiednio gotowy. W tym pozornym marazmie stał się szczególnie trudny do przewidzenia, ponury i nieostrożny. Ojciec patrzył na niego jak na zdziczałe zwierzę które w każdym momencie może zakrwawić sobie pysk, zderzając się z murem klatki. Nie miał jeszcze pojęcia co właściwie planował. Napisać kolejną powieść? Utopić się w alkoholu? Pogrążyć się w matni przyjęć? Odbudować właściwie swoje życie? Czasami wyobrażał sobie, że mógłby wychwycić głos który bezustannie go wołał, obudź się wreszcie, proszę, posłuchaj mnie, wyjdź z pułapki w którą samodzielnie się wpuściłeś. Nie było jednak takiego miękkiego głosu rozsądku, nie było najmniejszej troski i nie było też pragnień by wydostać się z błędnej, zaostrzonej spirali przyzwyczajeń. Istniała jedynie ostra, kalecząca bezwzględnie rzeczywistość, wyjęta jak ostrze noża pęczniejące pod ściskającym je sztywno, skostniałym wachlarzem palców. Świat jest jedynie bronią. Środkiem. Wykorzystaniem.
Nie wierzył w opinie wielkich, wyniosłych koneserów sztuki. Niekiedy irytowała go duma z jaką wygłaszali tyrady, pudrując się swoją wiedzą. Nie sądził, by rozległe pojęcie na temat dzieł i twórczości oznaczało ich słuszny i doskonały odbiór, w jego odczuciu sztuką była w stanie przemówić do każdego kto jedynie przejawiał chęć oraz podstawowe zrozumienie.
- …więc masz w sobie jakąś wrażliwość - ocenił po części żartobliwie. - Czasem zazdroszczę ci, że tak dużo się przemieszczasz. Podróże wydają się takie - zastanowił się przez ułamek chwili - niezwykle oczyszczające. Jakby człowiek przez chwilę mógł odzyskać tę namiastkę wolności, do której został stworzony.
We could fly if you let me in
Feel the weight lifting from our limbs
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Kenneth Fernsby
Czarodzieje
Wiek
31
Zawód
Kapitan "Złotej Łani", przemytnik
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
11
11
12
Brak karty postaci
08-21-2025, 11:06
Morze było jego wolnością i domem. Choć na lądzie posiadał własne cztery kąty, to nie potrafił usiedzieć na miejscu dłuższy czas. Zew wody był zbyt silny, szumiąc w uszach wołał swojego niesfornego syna. On zaś nigdy nie odmawiał. Kiedy lina cumownicza w końcu ześlizguje się z nabrzeża, a ciężkie, ospałe uderzenia fal zaczynają przytulać się do burty, czuł znajome drżenie pod stopami – jakby sam statek budził się ze snu i cicho wzdychał z ulgi. To chwila, którą nigdy nie potrafił się nasycić. Port, z całym swym zgiełkiem, nawoływaniami dokerów i skrzypieniem wózków, zostawał za rufą, a wraz z nim pył codzienności i ciasnota lądowych murów. Przed nim otwierał się horyzont – szeroki, chłonny, obiecujący. Powietrze pachniało inaczej niż na lądzie: świeżością soli, ostrym dreszczem przygody, lekkością, która unosi serce. Ramiona prostowały mu się same, a spojrzenie nabierało jasności. To był moment, w którym nie należał ani do portu, ani jeszcze do otwartego morza – zawieszony między bezpieczeństwem a nieznanym. Ten krótki oddech przejścia był jego ulubionym. Cisza, która kryje się pod zgrzytem łańcucha kotwicznego, puls statku wtapiający się w rytm fal – to jak pierwsze nuty melodii, którą zna na pamięć, a która za każdym razem brzmi inaczej. To właśnie wtedy czuł się najbardziej sobą: panem kierunku, uczniem morza i równocześnie podróżnikiem stojącym u progu tajemnicy. Każda wyprawa niosła ze sobą nieznane, choć wiedział po co i gdzie płynie.
Zerknął na znajomego z ukosa kiedy zażartował. -Łatwiej oceniać mi piękno morza. - Odparł po chwili, bo choć kobiece nie było mu obce, tak morzu oddał całe swoje serce. Przysiadł nonszalancko na murku, na ustach zatańczył cień uśmiechy ni to rozbawionego ni to intrygującego. -Chcesz, to wybierz się ze mna na jeden z krótszych rejsów. Nie takich żółtodziobów miałem na pokładzie. - A tych bywało sporo kiedy chcieli nauczyć się żeglugi to nie odmawiał. Zabierał ze sobą dwóch czy trzech, co to nie wiedzieli jak liny trzymać, a potem gdy wracali na ląd - stawali się innymi ludźmi. Zdobywali swoje miejsce na innych łajbach lub pracę w porcie, bo wiedzieli z czym się wiąże rejs. -Tylko czy masz dość odwagi? - Trochę go podpuszczał, a trochę sugerował pewne rozwiązanie czy też możliwość poczucia tej wolności, tak bardzo wyczekiwanej przez wszystkich. I choć wielu o niej mówiło to mało kto miał odwagę po nią sięgnąć. Większość pozostawała w sferze marzeń i tworzenia wizji, które trochę ich napędzały do życia, ale przede wszystkim budowały frustrację, że ich życie nie wygląda tak jak sobie tego życzyli.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 12:14 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.