• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Północny Londyn > Klub "Luna 3”
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
06-10-2025, 15:37

Klub „Luna 3”
Schowany za tylnymi drzwiami sklepu płytowego, klub „Luna 3” to ciasna, surowa przestrzeń pełna energii północnego Londynu. Niskie sufity, ściany pokryte plakatami legendarnych rockowych zespołów i porozrzucane winylowe płyty tworzą klimat zbuntowanego miejsca. Na małej, podniesionej scenie grają lokalne zespoły rockowe, rozbrzmiewające elektrycznymi gitarami, pulsującymi basami i dynamicznymi bębnami. Dym papierosowy miesza się z zapachem taniego piwa, a migające, kolorowe światła pulsują w rytm muzyki. W kątach stoją stare wzmacniacze, a przy barze można znaleźć fanów w skórzanych kurtkach i glanach. „Luna 3” to azyl dla młodych buntowników, którzy chcą w muzyce znaleźć wolność i tożsamość.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Lizzy Evans
Zwolennicy Dumbledore’a
have a kind heart, fierce mind & brave spirit
Wiek
19
Zawód
Kadetka aurorska
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
mugolak
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
12
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
6
10
Brak karty postaci
08-27-2025, 20:29
2 III 1962



Nie mogła odpędzić od siebie tego okropnego wrażenia, że coś było nie tak. Gdy spoglądała na siebie w lustrze, nie potrafiła się rozpoznać. Nie potrafiła również przypomnieć sobie jakiejś rzeczy, którejś z decyzji, które mogłyby wpłynąć na jej postępowanie. Szukała wyrzutów sumienia, grzebała w swojej psychice tak intensywnie i mocno, że już następnego dnia po wybudzeniu się z ciężkiego snu wydawała się rozdrapać w swoim sercu naprawdę bezsensowną ranę. Zamartwiała się już kolejny dzień, nie mogąc dostrzec jakiegoś wzoru, przyczyny, początku. Aż wreszcie, w głowie zaświtała jej pewna myśl. Musiała to odreagować. W sposób taki, aby nie dowiedział się o tym nikt z kursu, a już na pewno nie aurorzy. Potrzebowała dyskrecji i — na Merlina — doskonale wiedziała, gdzie ją znaleźć. Była bowiem na tym świecie jedna osoba, która by jej nie oceniała, chyba. Której mogła powiedzieć wprost to, co leżało jej na sercu. Która zamiast odwieść jej od tego pomysłu — pójdzie z prądem. Dosłownie.
— Potrzebuję coś zmienić w swoim życiu — zwróciła się do Thalii, głos Liz zresztą ledwie wybijał się ponad dźwięki grającego zespołu. Na sekundę zsunęła spojrzenie z kobiety, nad szklanki uśmiechając się do wokalisty, choć nie wiedziała, czy w ogóle widział ją w tłumie bawiących się na granicy szaleństwa osób. — Wszystko wydaje się jakieś takie... — no właśnie, jakie? Nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów, aby opisać to, co czuła. Czy w ogóle kiedyś czuła coś podobnego? Zagryzła mocno wargę, trwając w zamyśleniu, póki ktoś nie popchnął jej łokciem. Zareagowała instynktownie, przeskoczyła do przodu, treningi w trakcie kursu przynosiły powoli rezultaty, ale dzięki nim również miała ręce obwinięte bandażem, który wystawał spod krótkich rękawów sukienki szytej na styl mugolski. Właściwie w tym jednym momencie, gdy przypomniała sobie o ich istnieniu, wymęczone tkanki i mięśnie pod bandażami postanowiły o sobie boleśnie przypomnieć. Skrzywiła się, jeszcze bardziej niezadowolona. Potrzebowała chwili, odliczenia do trzech, raz, dwa, trzy, nim jeszcze raz podniosła wzrok na kobietę, dmuchnięciem pozbywając się kosmyka ciemnych włosów z twarzy.
— Czułaś się tak kiedyś? — spytała wreszcie, na wpół zezłoszczona, na wpół uwięziona w wewnętrznej niemocy. — Jakbyś nigdzie nie pasowała? A wszystko, co próbowałaś kiedyś robić było zupełnie bezsensu? — dopytywała dalej, ciemne brwi marszczyły się przy tym gniewnie, choć tak naprawdę była zła tylko na siebie. Zapomniała już zresztą o tamtym wokaliście, może trochę o samej Thalii, wzrok skupiając w trzymanym przez siebie napoju. — Muszę się zabawić. Zapomnieć o tym. Nie ma chyba innej opcji — mruknęła wreszcie, gdzieś z boku mignęła jej para wywijająca w radosnym tańcu, poczuła nagłe, nieprzyjemne poczucie zazdrości. Nie miała czasu na takie zabawy. Jeżeli gdzieś wychodziła, to głównie z innymi kursantami, nigdy nie pozwalając sobie na przesadne szaleństwo. Wiedziała przecież, jak wiele znaczyła reputacja, nie chciała zawieść swoich przełożonych, gdyby pojawiła się na zajęciach jeszcze na kacu lub wciąż pijana, jak zdarzyło się to pewnemu chłopakowi. Nienawidziła smaku porażki. I pierwszy raz w życiu sądziła, że sok dyniowy, którego kubek miała teraz w dłoni, nie był lekiem na całe zło.
Potrzebowała czegoś znacznie, znacznie więcej.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Thalia Wellers
Zwolennicy Dumbledore’a
Out of the shallows and into the fathoms below
Wiek
32
Zawód
żeglarka, przemytniczka
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
10
15
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
11
13
7
Brak karty postaci
08-28-2025, 12:51
Czasem tak jak każdy potrzebowała zrobić coś głupiego. No dobrze, przeważnie robiła głupie rzeczy, czasem po prostu potrzebowała zrobić coś zupełnie głupiego, najlepiej z wykorzystywaniem swojego talentu. Lubiła być w centrum uwagi ale pracowała w zawodzie, gdzie to oznaczało przeważnie kłopoty, a już na pewno fakt że nie było się dobrym w tym, co się wykonywało. Kiedy więc Lizzy postanowiła się do niej odezwać, najpewniej przez sporą desperację, nie zamierzała mówić nie. Może potrzebowała też odetchnąć, bo chociaż strach związany ze snem zniknął, wciąż unikała schodów i okien. Teraz czekała na moment, w którym mogła z dawno pewnością zejść po schodach.
Teraz stała koło Lizzie, dziesięć lat młodsza – zasługa metamorfomagii – z sukienką pożyczoną od sąsiadki. Co prawda sąsiadka na co dzień przyjmowała u siebie mężczyzn, więc Thalia nie mogła być pewna gdzie ta sukienka dokładnie leżała, ale wydawała się na tyle czysta że postanowiła zaryzykować. Nie wiedziała za to, ile drinków już zdążyły wypić – przechodzący obok chłopcy i mężczyźni często je czymś częstowali, a ona nie mówiła nie, chociaż nie patrzyła, czy Lizzie coś pije – i chyba to spowodowało ten dziwny słowotok od Lizzie. Przynajmniej w pierwszej chwili Wellers zmarszczyła brwi, zastanawiając się, co powiedzieć jej na coś, co wyraźnie było jakimś lekkim kryzysem. Młodo zaczynali w tym wieku.
- Zmienić…coś konkretnego? – rozejrzała się po okolicy, zastanawiając się, czemu to akurat teraz na nią padło rozmawianie na ten temat. Nie mieli jakiś ludzi od głów w tym departamencie, czy po prostu nie płacili im wystarczająco? – Słuchaj, jeżeli potrzebujesz spędzić noc z przystojnym chłopcem to myślę, że jakiegoś ci tutaj znajdziemy. – Czasem nawet taka drobna (albo duża, zależy od konsekwencji) rzecz pozwalała oczyścić umysł, a skoro mężczyźni robili to cały czas, czemu kobiety by nie miały?
- W sensie, pytasz kobiety pracującej w typowo męskim zawodzie, która jest za to licznie krytykowana, czy czuła się nie na miejscu? Tak, ale czasem po prostu trzeba być gorszą osobą i nie dać na siebie wejść. Jak oni cię biją, kopnij ich gorzej. – Czyżby ktoś w pracy sprawiał jej problemy? Mogła sobie wyobrazić, że starsi stażem czasem wyżywali się na młodszych, ale nie powinno to być normą. Mógłby to być jeszcze inny kursant, ale młoda Evans nie wymieniła nazwiska, mogło więc się to okazać ślepą uliczką. Chyba musiała poczekać i pozwolić je opowiedzieć o tym, co dokładnie się wydarzyło.
- Słuchaj, idziesz w zawód który będzie wymagał od ciebie wiele, więc jeżeli chcesz odetchnąć i pozwolić sobie na szaleństwo, zrób to. Czasem trzeba utonąć w tańcu, a czasem w szklance. Ale nie powstrzymuj się przed zrobieniem czegoś, co może ci przynieść radość, tylko dlatego, że wydaje się to niewłaściwe. Mężczyźni robili to od wieków, my też możemy. – Uniosła swoją szklankę w ramach toastu, rozglądając się po parkiecie. – Zacznijmy od tańca.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Lizzy Evans
Zwolennicy Dumbledore’a
have a kind heart, fierce mind & brave spirit
Wiek
19
Zawód
Kadetka aurorska
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
mugolak
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
12
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
6
10
Brak karty postaci
08-31-2025, 19:13
Czasami ciężko było przyzwyczaić się do wyjątkowości osób wokół. Myślała, że ma już to przepracowane. Że potrafiła uznać to za czyjeś błogosławieństwo, tak jak uczyli ją jeszcze w mugolskiej szkole czy kościele. Ale teraz, gdy obok niej stała odmłodzona Thalia, poczuła ukłucie zazdrości. Starość była pojęciem odległym, zazwyczaj wcale o niej nie myślała, ale teraz, postawiona przed faktem dokonanym myślała, że Thalia nawet w podeszłym wieku lat czterdziestu będzie mogła wyglądać na dwudziestolatkę, gdy tylko sobie tego zażyczy. I będzie mogła przyjmować kolejne drinki podawane przez zainteresowanych nią mężczyzn, gdy Lizzie pewnie dalej przyjdzie wieść los starej panny. Życie było jednak okrutne i cholernie niesprawiedliwe. Cień tej myśli przemknął po twarzy dziewczyny, która zmarszczyła na chwilę nos z niezadowolenia, do czasu aż nie dosłyszała przebijającego się ponad muzykę i okoliczne szumy głosu Thalii.
— Nie no, weź! — oburzyła się od razu, machinalnie napinając mięśnie, ale niedługo później rozejrzała się wokoło. Faktycznie było tu kilku całkiem przystojnych chłopaków, ale miała nadzieję nie trafić na nikogo znajomego. Chyba tylko to powstrzymywało ją przed podjęciem prawdopodobnie zupełnie głupiej decyzji, bowiem zaraz pozwoliła sobie na lekkie rozluźnienie, rozpoczynając je westchnieniem. — Chociaż może? Ale jak myślisz, ilu z tych chłopaków nie mieszka z rodzicami? Jeszcze tego by brakowało żebym miała uciekać oknem albo przyjść na rodzinne śniadanie. Co bym wtedy powiedziała? Dzień dobry państwu, ja to tylko do państwa syna, już więcej się nie zobaczymy? — tak, bo to był właśnie największy problem kotłujący się w głowie Lizzy. Reakcja rodziców jej potencjalnego kochanka. Poczuła, jak jej ciałem wstrząsa mimowolny dreszcz, chociaż... Nawet rozbawiła ją ta wizja. Tak zupełnie do niej nie pasowała, że wobec całego chaosu myśli, który jej towarzyszył wydawała się być najbardziej na miejscu.
— Nie jesteśmy od siebie takie różne, wiesz? — rzuciła, spoglądając na rudowłosą znad krawędzi szklanki z musującym alkoholem. Bo to, co właśnie powiedziała Thalia, mogła powiedzieć również Lizzy. — Dwie dziewczyny w męskim świecie. I niby łatwo jest powiedzieć, że trzeba kopać mocniej od innych, ale z drugiej strony... Wiesz, są rzeczy, których nie wypada nie przez płeć, a przez kodeks etyki. To kopanie, na przykład, zupełnie by nie przeszło. Są granice przymusu bezpośredniego i inne takie — nieświadomie wpadła w kolejny słowotok, coraz bardziej oddalając się od rozpoczętego przez nią tematu braku przynależności, schodząc — najwyraźniej z przyzwyczajenia — do regulacji, przepisów i norm, których uczyła się na pamięć.
— Niby tak, ale wiesz... Czasem to po prostu strasznie męczące, takie ganianie za mężczyznami. Jakbym była mugolką, to by mi nawet nie pozwolili pracować w takim biurze, no, może co najwyżej jako sekretarka, ale to też do czasu aż nie wyszłabym za mąż, a już na pewno jakbym miała być w ciąży — dalej mówiła z niechęcią, choć wolną dłonią odgarnęła długie, ciemne włosy z pleców, przenosząc je na klatkę piersiową. Tym samym ruchem wyeksponowała kontrastującą z czernią włosów jasną skórę karku, nieokrytą materiałem. — I to mógłby być nie wiem, porządek i spokój. A tak to jestem czarownicą i jutro rano mamy umówiony bieg z magicznymi przeszkodami, a jak znów usłyszę małe mandrygory, to chyba się porzygam od tego wszystkiego — burknęła jeszcze, chociaż spojrzenie miała wciąż zatrzymane na młodej twarzy koleżanki wznoszącej toast. Nie wahała się nawet chwili, wzniosła swoją szklankę i stuknęła nią o tą trzymaną przez rudowłosą, po czym upiła łyk ze swojej, zaraz zanosząc się śmiechem.
— Oho, moje przeczucie mi mówi, że tamtych dwóch nie może oderwać od nas wzroku — zniżyła głos do konspiracyjnego, niskiego szeptu, wskazując tylko głową w stronę dwóch młodych mężczyzn przyglądających im się od jakiegoś czasu. Byli wysocy, na pierwszy rzut oka dobrze zbudowani. Lekko opaleni, musieli pracować fizycznie, ale gdy tylko zorientowali się, że dziewczyny poświęcały im uwagę, jeden z nich natychmiast szturchnął drugiego i przeczesał dłonią swoje gęste, kręcone, ciemne włosy. Drugi z kolei natychmiast poprawił ułożenie koszuli, po czym spojrzał na swojego kompana, pewnie pytając, czy był gotowy na podejście do dziewczyn. — Faceci są jak wilki, niby udają samotników, a polują wspólnie — wyszeptała do ucha Thalii, nie odrywając wzroku od gotowych do rozpoczęcia podboju chłopaków.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Thalia Wellers
Zwolennicy Dumbledore’a
Out of the shallows and into the fathoms below
Wiek
32
Zawód
żeglarka, przemytniczka
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
10
15
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
11
13
7
Brak karty postaci
09-01-2025, 19:47
Wiedziała że metamorfomagia to spory atut i wcale temu nie zaprzeczała, niespecjalnie też kryjąc się tym przed znajomymi, zwłaszcza z kręgów gdzie mogło to się okazać przydatne. Nie powstrzymywała się też przed tym wybitnie, w zmienionej postaci wkradając się tam, skad ją wczesniej wyrzucili, przekupując kogoś uśmiechem kiedy pozowała jako inna osoba albo nawet zmieniając się w przyjaciół i członków rodziny dla uprzykrzenia komuś życia. Nie była w tym wszystkim wybitnie pozytywną personą – nawet jeżeli zmieniała się w celu pomocy – ale uważała, że przynajmniej to los jej był winny za zupełne zchrzanienie jej dzieciństwa. Dalej w jej duszy siedziało rozdraznienie na całą rodzine Blackwellsów, bo z „ojcem” i „matką” nie rozmawiała od kiedy opuściła Anglię po raz pierwszy. Pewnie nie przywtaliby jej ciepło, o ile spodziewali się, że dalej żyje. Pewnie tak, w końcu kobieta na statku równie dobrze mogłaby stać na burcie i rzucać zaklęcia, bo cały port od razu wiedział w ciągu pięciu minut. Każdy atut musiał się przydać, a w jej wypadku był wręcz niezbędny do pływania.
Parsknęła cicho kiedy Lizzie od razu zaprotestowała, niemal rozlewając gin po stole i chowając na chwilę twarz w dłoni. Zaraz jednak uśmiechęła się kieyd Evans wydawała się zmienić zdanie, rozważając potencjalnie wybranie partnera na jeden wieczór i podsunęła jej jeden z drinków. Pojęcia nie miała na jakiej decyzji się skończy, ale kiedy w końcu ktoś miał popełniać błędy jak nie w młodości? Wellers na przykład w ogóle się nie nauczyła i popełniała je do dziś, więc Liz mogła to robić już teraz. Najgorsze było dopiero przed nią!
- Myślisz, że któryś z nich zabierze cię do domu, jeżeli mieszka z rodzicami? Słońce, wynajmą wtedy pokój. A przynajmniej powinni, łóżko to jednak podstawa jak na pierwszy...raz? – zawahała się nieco przy słowie pierwszy, unosząc lekko brwi jakby potrzebowała potiwerdzenia. Dla panny Evans takie tematy raczej nie były normalnością, ale wstyd był czymś co w duszy Thalii zazwyczaj się nie znajdowało. Może to też kwestia bycia rudym, coś tam mówili że się wtedy czegoś nie posiadało. – A jeżeli nie mieszkają to tym lepiej, zdążysz mu jeszcze wyjeść coś ze spiżarni i zniknąć rano. W najlepszym wypadku nie spotkacie się już nigdy. – Dłonie wsunęła w kieszenie aby szybko wyłuskać z nich papierosa i zaoferować go towarzyszce, następnie zapalając nieco tytoniu dla siebie. Może nie dożyje starości bo zabiją ją nałogi przed tym wszystkim.
- I za to moge wypić – sknęła głowa, zaraz poważniejąc na chwilę. – Słuchaj, wiem że wy tam macie lepsze rzeczy do robienia niż słuchanie jakiś „starych” bab, i to jedyny moment kiedy się tak nazwę, więc nie licz na powtórkę. Ale powiem ci coś, co by mi się przydało lata temu i być może pomoże ci w twoich przejściach i drodze do celu. Jesteś młoda, bystra i, jak zauważyłaś, w męskim świecie. Nieważne, ile słów będziesz używać, mężczyźni i tak nie będą ich słuchać, dopóki nie będą sądzić że to popiera ich argument. Dlatego nie marnuj czasu na uważanie, że powinnaś im się przypodobać i że zmienisz ich zdanie mówiąc cokolwiek – a co za tym idzie, nie marnuj swoich sił na rozważanie, jak możesz im teraz udowodnić że się starałaś. Szukaj innych kobiet które mogą cię wspierać, jeżeli takie są, trzymaj się swoich znajomości. Pracuj ciężko, ale pracuj też sprytnie, bo to mężczyźni często zaniedbują. I jak co, daj znać, może kogoś tam przez zupełny przypadek obiję. – Mrugnęła jeszcze do niej, uderzając szklanką o szklankę. Przez chwilę, nagłą i niezrozumiałą, miała ochotę zapytać ją o inne osoby w departamencie, jak Conrada, powstrzymała się jednak szybko, wzrok kierując w stronę mężyzn, których ta jej wskazała.
- Stawiam galeona na to, że zaczną nam opowiadać o niebezpieczeństwach które napotykają na co dzień. – Przyjrzała się mężczyznom, którzy nawet zdążyli jeszcze nieco poprawić koszulę, co niespecjalnie pomogło im w nabraniu lepszego wyglądu, ale przynajmniej mogli się zdobyć na lepszą odwagę, więc przynajmniej w tym wszystkim plus. – Bierz ich, chcę zobaczyć jak ci pójdzie! Może i polują stadnie, ale czasem to sarny potrafią zasadzić solidnego kopniaka. – Była gotowa usłyszeć jak Lizzy da sobię radę, ale czy sama kursanta też? To się miało okazać.
- Cześć dziewczyny. Ja jestem Arni, a to mój przyjaciel Ingor. Często tu się pojawiacie dziewczyny? Wyglądacie na nowe w okolicy. – Arni przystanął bliżej Lizzy, pachnąc zdecydowanie jedną z tańszych wód kolońskich, podczas kiedy Ingor przeniósł cztery drinki na obecnie „wspólny” stół.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Lizzy Evans
Zwolennicy Dumbledore’a
have a kind heart, fierce mind & brave spirit
Wiek
19
Zawód
Kadetka aurorska
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
mugolak
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
12
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
6
10
Brak karty postaci
10-26-2025, 17:22
Wśród wszystkich impulsów, które towarzyszyły im w klubie, czuła się momentami zagubiona. Może to alkohol częściowo postanowił stępić jej przeczucia i czujność, utrudniając odczytywanie emocji, które towarzyszyły Thalii. Widziała jednak ten uśmiech, uśmiech, który połączony z podsunięciem kolejnego drinka, normalnie prawiłby, że Lizzy zatrzymałaby się w swoich zamiarach i chociaż na chwilę zastanowiła, czy robi dobrze. Dziś jednak, będąc pod aurą niedawno przespanego snu, nie było na to miejsca. Postanowienia i działania stojące w kontrze do jej zwyczajowego postępowania wydawały się być nie tylko na miejscu; przede wszystkim zdawały się zapełniać pełną pustkę, o której istnieniu nie miała nawet pojęcia. Chwyciła więc za podaną jej szklankę, znów upijając z niej łyk. Alkohol przyjemnie łaskotał gardło, dodawał jeszcze większej otuchy i odwagi, której nawet na trzeźwo jej nie brakowało. Czy zbliżała się więc do brawury?
Można było to sprawdzić tylko na jeden sposób.
— Nie wiem — odparła zupełnie szczerze, chyba za szczerze, obnażając tym samym to, co Thalia mogła tylko podejrzewać. Jeżeli Lizzy miałaby tej nocy znaleźć nieznany sobie rodzaj ukojenia w męskich ramionach, tak — zrobiłaby to po raz pierwszy. Miała pewne wyobrażenia o tym, jak miało się to dziać, odnośnie całej, towarzyszącej otoczki, ale... Thalia postawiła ją przed rzeczywistością, na którą Evans chyba nie była gotowa, patrząc na to, jak rozchyliła usta w zaskoczeniu, gdy dowiedziała się o wynajmowaniu pokoju. — Wynajmą? Od kogo? Gdzie? — pochyliła się w kierunku Thalii, oczekując od niej odpowiedzi z zaskakującą intensywnością. Chyba spośród wszystkich scenariuszy, które miała dotychczas przygotowane w głowie, przywitanie się rano z mamą takiego lub innego delikwenta nie wydawało się wcale taką najgorszą opcją. Gorsze były karaluchy, które szmerały po podłodze wynajętej speluny. Może przed przeniesieniem znajomości na taki nowy poziom powinna upewnić się, że będzie go stać na przynajmniej czysty pokój? A co, jeżeli ktoś zobaczy ją, jak z niego wychodzi? Jeżeli to znany przybytek, nie będzie nawet jak utrzymać pozoru przypadkowości. — Jeny... —westchnęła wreszcie, wyraźnie sfrapowana całą rozmową. Na myśl przychodziło jej tylko jedno podsumowanie, które powinno pozostać tylko w jej głowie, ale alkohol wystarczająco rozluźnił obyczaje. Mogła wypowiedzieć to na głos. — Jak już mam się komuś oddać, to niech chociaż ma stałą pracę — westchnęła głośno, odbierając tym samym zapalonego papierosa, którego od razu wsunęła między usta. Ten pomógł chwilowo uspokoić się i opanować nerwy, które podstępnie naruszyły jej dotychczasowy dobry humor. Wydawało jej się, że z każdą chwilą, gdy rozmawiały o technikaliach pierwszego zbliżenia, cała odwaga i animusz, którym zazwyczaj się kierowała, wyparowywała gdzieś, dokąd nie miała dostępu. Stan ten nie zmienił się, gdy Thalia znów zabrała głos, tym razem zupełnie już poważnie. Głowa Lizzy opadła nieco, teraz przypatrywała się kobiecie nieco spod byka, ale tylko dlatego, że wśród otaczających je hałasów pragnęła wychwycić każde wypowiadane przez nią słowo. Wydawało jej się, że mówi coś ważnego. Że powinna to zapamiętać na dłużej, niż tylko podlaną ginem noc.
Bo w istocie — tak właśnie było. Nigdy wcześniej nie rozmawiały z Thalią aż tak od serca. Czy to kwestia wymuszonej przez alkohol, większej otwartości i bezpośredniości, czy może Thalia również cierpiała — w sposób równie nieświadomy, co Lizzy — na jakiś kryzys? Trzydzieści lat to chyba jeszcze nie wiek średni, choć Liz mogła snuć podobne przypuszczenia.
— Dzięki, Thals — objęła ją mocno jednym ramieniem, tym, w którym dalej trzymała szklankę z ginem. Papierosy lepiej było trzymać z daleka od włosów, jeżeli chciało się je dalej posiadać. Niemniej jednak przemytniczka musiała czuć ciepło inherentnie wypływające z tego gestu, ukrytą w nim wdzięczność, której młoda czarownica nie było w stanie jeszcze wyrazić przez odpowiednie słowa. Odsunęła się od niej dopiero wtedy, gdy Thalia postanowiła rzucić ją na głęboką wodę, zobaczyć, jak sama Evans radzi sobie w roli uwodzicielskiej.
A było to zadanie dość trudne, zwłaszcza gdy ponad woń ginów i papierosów wybił się zapach taniej wody kolońskiej.
— Liz, miło poznać — zwróciła się do Arniego, zaraz po tym zaciągając się papierosowym dymem. Wypuściła go powoli, przełożyła papieros do lewej ręki, a prawą, powoli i z odrobiną kokieteryjnej pompatyczności wysunęła w stronę chłopaka. Czy uściśnie ją, czy może ucałuje, miało mieć kluczowe znaczenie później. Tymczasem wargi rozciągnęły się w szelmowskim uśmiechu, gdy puściła oczko w kierunku odstawiającego drinki Ingora. — Jesteśmy nowe, przydadzą się nam przewodnicy — skłamała gładko, powstrzymując się przed spojrzeniem w stronę Thalii. Czy robiła to dobrze? Nie miała pojęcia. Oby tylko Wellers nie postanowiła zostawić jej samej, na pastwę losu Arniego i Ingora.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Thalia Wellers
Zwolennicy Dumbledore’a
Out of the shallows and into the fathoms below
Wiek
32
Zawód
żeglarka, przemytniczka
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
panna
Uroki
Czarna Magia
5
0
OPCM
Transmutacja
10
15
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
11
13
7
Brak karty postaci
11-05-2025, 22:09
Nie umiała powstrzymać się aby nie zachęcać Lizzy…do czego w zasadzie? Czy nie dziwnym było wpychanie jej w objęcia jakiegoś mężczyzny? Problemem było to, że nie zawsze potrafiła to ocenić negatywne, a i młodość nigdy nie kojarzyła jej się z przesadnym wstrzymywaniem się przed przekroczeniem pewnych linii. Prawda, istniały konsekwencje które szły daleko, ale w nich Lizzy również nie miała być samotna, jakąkolwiek decyzję by nie podjęła. Społeczeństwo było niezwykle twardym orzechem do zgryzienia jeżeli mowa była o wyciąganiu ludzi z ich uprzedzeń, a jeżeli młoda panna Evans wydawała się gotowa na coś więcej tego wieczora, nawet jeżeli to miał być tylko pocałunek, było to już znacznie więcej niż możnaby podejrzewać po „dobrze wychowanej” osobie, ale przecież świat się miał nie zawalić i nie spłonąć.
Jej twarz złagodniała i na chwilę odstawiła drink aby przycisnąć do siebie Lizzy, może mało dyskretnie ale za to z dużą dozą otuchy. Chociaż nie wątpiła w fakt, że panna Evans wychowywała się w domu, w którym była ceniona (a przynajmniej taką miała nadzieję!), miała wrażenie że świat tak bardzo nie umiał poradzić sobie z przygotowaniem młodych dziewczyn na to, czy mają na coś chęć czy nie.
- Lizzy, moja słodka, są hotele w których nikt nie zapyta, co tam robisz, jeżeli galeony się posypią. – Wiedziała o osobach które uciekały ze świata magicznego do tego, w którym magia była jedynie iluzją. Jej nie trzeba było aż takich szaleństw, ale różnie można było sobie radzić z unikaniem spojrzeń od innych. Westchnęła lekko, niesforny kosmyk zakładając za ucho młodej dziewczyny. – A dodatkowo…nie czuj, że do czegoś chcę cię tu zmusić. Jeżeli się nie czujesz gotowa, nie powinnaś działać bo masz wrażenie że jesteś dziś poddenerwowana i tak wypada. A jednocześnie, świat wmówi ci winę nawet jeżeli to mężczyzna się będzie narzucał. Więc zdecyduj się na to dziś, jutro, nie ma znaczenia. Ale cokolwiek postanowisz, nie powinnaś się siebie wstydzić. A jeżeli ktoś ci się będzie narzucać, to zdolna panna jesteś, dasz sobie radę. – Mrugnęła jeszcze do niej, puszczając ją z objęcia i wracając do przerwanego drinka, zerując szklankę w znacznie szybszym czasie niż wypadało komukolwiek.
- I to jest bardzo dobry wyznacznik! – Machnęła ręką, zamawiając kolejny napitek, a gdy Lizzy przygarnęła ją na nowo, pozwoliła sobie zostać na chwilę w tym objęciu, tak jakby jej również przynosiło to komfort. Może tak właśnie było, bo na statku ciężko było o szczere konwersacje (a zwłaszcza jak się było kobietą, z którą rozmawiać mało kto chciał). I być może to właśnie takie drobne gesty jak ten pozwalały jej na znalezienie chwili spokoju.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 15:35 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.