• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Północny Londyn > Biblioteka Holloway
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
06-10-2025, 14:54

Biblioteka Holloway
Zlokalizowana przy Holloway Road w północnym Londynie, Stara Biblioteka Holloway pełni funkcję akademickiej biblioteki London Metropolitan University. To jasna, dobrze wyposażona przestrzeń, w której mugolscy studenci szukają wiedzy i ciszy do nauki. Wnętrze biblioteki łączy klasyczne elementy — drewniane regały, stonowaną kolorystykę i miękkie światło — z kilkoma udogodnieniami, tworząc atmosferę skupienia i komfortu.
Jednak czarodzieje znają jej drugie oblicze. Za zabezpieczonym zaklęciem przejściem, ukrytym między regałami, znajduje się magiczne skrzydło — miejsce, gdzie przechowywane są rzadkie woluminy, księgi zaklęć i alchemiczne traktaty. Dostęp mają tylko wtajemniczeni, a mugole nie są świadomi jego istnienia. Umieszczone tam wiele lat temu magiczne woluminy przyciągają czarodziejskich czytelników, lecz ci dbają nieustannie o to, by nie skupiać na sobie niepotrzebnej uwagi.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
08-24-2025, 21:22
| 20 marca 1962

Nigdy tak naprawdę nie przestałam się uczyć. Nauka towarzyszyła mi przez całe życie, nim jeszcze poszłam do Hogwartu, a także po nim. Miałam wrażenie jednak, że ciągle rozwijałam się za mało. A chciałam więcej, zdecydowanie więcej. Tym bardziej teraz, gdy miałam ku temu możliwość i gdy byłam do tego zachęcana. Ostatnie wydarzenia sprawiły, że wiele krążyło mi myśli po głowie, wiele pomysłów, które mogłam zrealizować bez cienia niepokoju, że spotkam się z niepochlebnymi spojrzeniami, chociażby mojej matki. Wiem, że plan moich rodziców na moją przyszłość był zgoła inny, na szczęście nie byłam już pod ich dyktando. Oczywiście, nadal byłam im w pełni posłuszna, jednak był teraz nad nimi mój mąż. A jeśli mój mąż mówił mi, że mogę, to ja chciałam czerpać z tego pełnymi garściami.
Mogłam spędzać całe dnie w swoim gabinecie, krążyć pomiędzy regałami w bibliotece w Burke Manor, nawet korzystać z prywatnych zasobów Xaviera - tylko po to, aby poznać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Po powrocie z Norwegii od razu doszło do moich zaręczyn, a ja przez to nie miałam czasu, aby zająć się tymi wszystkimi skarbami, które przywiozłam. Teraz był okres, kiedy mogłam nadrobić ten stracony czas i każdą chwilę wolną, którą miałam i którą mogłam sobie pozwolić, przeznaczałam właśnie na to.
Dzisiejszego dnia zabrałam jeden ze zwojów, nad którym teraz pracowałam i wyruszyłam do biblioteki w Londynie. Miałam wrażenie, że przeszukałam już praktycznie wszystkie półki w rodzinnej bibliotece i niestety, nie znalazłam tam informacji, których potrzebowałam. Nie była to wiedza powszechna, bardziej niszowa i to sprawiało, że było zdecydowanie mniejsze prawdopodobieństwo na łatwe znalezienie odpowiedniej pozycji. Ale gdzież mogłabym szukać, jak nie właśnie w Bibliotece Holloway, która była biblioteką akademicką? Jeśli tu nic nie znajdę, to pozostaną mi już tylko listy i prośby wysyłane do profesorów i znawców tematu z nadzieją, że udzielą mi pomocy i tym samym swojej wiedzy.
Nie wiem, ile czasu spędziłam już w tej bibliotece. Zajęłam jeden ze stołów, rozkładając się ze swoimi rzeczami. Owy zwój, który zabrałam z krypty podczas wykopalisk w Norwegii. Oprócz tego księgi, które znalazłam na półkach biblioteki, pergamin, oczywiście pióro i kałamarz. Wszystko to w magicznej części biblioteki, zdecydowanie oddzielonej od tej dostępnej dla przeciętnych mieszkańców Londynu. W tym odgrodzonym skrzydle, mogłam poczuć się swobodnie, z dala od ewentualnych spojrzeń mugoli. Siedziałam przy tym stole w pełni pochłonięta czytaniem jednej z książek, co jakiś czas piórem zapisywałam interesujące mnie fragmenty. Na oparciu krzesła obok leżał mój czarny płaszcz, miałam podwinięte rękawy koszuli, co bardziej spostrzegawczy mogliby nawet dostrzec pewne podobieństwo w tym momencie pomiędzy mną a moim mężem, gdy pracował. Natomiast włosy miałam spięte, kilka luźnych warkoczy zawiniętych w kok przy samym karku, po to, aby mi nie przeszkadzały.
Z cichym westchnieniem zmęczenia, a może niezadowolenia, przeciągnęłam się lekko. Spróbowałam rozmasować obolały od pochylania się kark i przerzuciłam kolejną stronę Byłam tak zajęta, że nie specjalnie zwracałam uwagę na to, co wokół mnie się dzieje. To, co czytałam, było po stokroć bardziej interesujące.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Drew Macnair
Śmierciożercy
the only way to get rid of temptation is to yield to it
Wiek
32
Zawód
zaklinacz, namiestnik Suffolk
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
40
OPCM
Transmutacja
14
2
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
12
2
Brak karty postaci
09-03-2025, 21:41
W Londynie rzadko szukałem ciszy. Zazwyczaj pochłaniał mnie ministerialny gwar lub ten spod karczm, z zaułków Nokturnu; podszyty gniewem, pijaństwem, rzadziej ambicją, z którego dało się czerpać równie wiele informacji co rozrywki. Dzisiejszy plan kompletnie odbiegał od przyzwyczajeń, bowiem unosząc wzrok dostrzegłem gmach biblioteki Holloway – miejsca, które choć odpychało swą dostępnością, to wciąż kryło tajemnice i zapiski, jakich na próżno było szukać w innych archiwach. Kilkudniowy wyjazd zbliżał się wielkimi krokami, dlatego potrzebowałem odpowiedzi i choć nikła była szansa na ich uzyskanie, to musiałem spróbować.
Znalezione na gruzińskich ziemiach manuskrypty spoczywały w skórzanej torbie przewieszonej przez ramię, gdy przekraczałem progi części budynku zabezpieczonej przed mugolskimi spojrzeniami. Przed ich obecnością i nijakością. Rozsiadłem się przy jednym z długich stołów zaraz po tym, jak udało mi się odnaleźć sędziwą księgę wypełnioną tamtejszą mitologią; wierzeniami oraz symbolami mogącymi pomóc mi rozszyfrować wyblakłe już znaki na przyniesionych pergaminach. Sam zapach starego tomu sprawił mi irracjonalną satysfakcję – niczym cofnąłbym się w czasie i wrócił do dni, gdy to właśnie podróże i runiczne cienie wytyczały drogę oraz priorytety. Wyznaczały cele, skryte pośród mrzonek chlubnie zwanych marzeniami; odważne, lecz niepozbawione racjonalności, świadomości własnych możliwości, które stawały się największym przeciwnikiem. Lecz każdego wroga, nawet tego okraszonego własnym nazwiskiem, można było pokonać. Melancholijnie można to było nazwać tęsknotą, pragmatycznie przeszłością, zaś obiektywnie – bliską przyszłością. Czasem jaki miał nadejść, a jednoczenie powrócić i tym samym zatoczyć koło.
Tylko uciekające minuty były mi świadkiem, że krótka wizyta, jaką pierwotnie miałem w zamiarze, zmieniła się w godziny. Wertując kolejne strony spisywałem istotne detale; poprawiałem kontur symboli przypisując im mitologiczne bóstwa, kreśliłem własne uwagi oraz – nieco rzadziej – streszczone legendy, które mogły przybliżyć nas do prawdy. Trudno jednak było szukać tutaj faktów, bowiem księga zawierała ledwie czyjąś opowieść, zapisaną starannie historię, jaka nigdy mogła się nie wydarzyć. Wiara nie była moją mocną stroną – ani w człowieka, ani jego dzieło. Fałszować można było nawet czyny, a co dopiero słowa.
Schowawszy pergaminy do skórzanej torby odłożyłem księgę i ruszyłem w kierunku wyjścia. Praca pochłonęła mnie na tyle, że dopiero zbliżając się do wysokich na kilka stóp drzwi, dostrzegłem dziewczynę – młodą i skupioną, niemal wtopioną w ciszę regałów. W pierwszej chwili jej nie rozpoznałem; okazji do rozmów nie mieliśmy wiele, lecz może winna była temu proza codzienności, która czyniła twarze obce, nawet jeśli przewijały się obok nas od lat. Piersiówka spoczywająca w kieszeni płaszcza zdawała się palić od kilku dłuższych chwil, ale pozwoliłem sobie na to cierpienie i zdecydowałem się zajść ją od strony pleców. Oparłszy dłoń o blat stołu, po prawej od jej ramienia, nachyliłem się nad opracowywaną literaturą.
-Oghamy, święte znaki Celtów, i runy starego Futharku. Razem tworzyły inskrypcje, których nie odważyli się zapisywać nawet najstarsi kronikarze. Połączenie dwóch odmiennych systemów nie było zapisem, lecz bramą, w której drgała moc zdolna wypaczyć umysł- odczytałem wolno jedne z pierwszych zdań, a brew powędrowała ku górze. Pozostawało pytanie, czy gest ten był podyktowany ciekawością, czy raczej ignorancją wobec tak odważnej tezy.
-Teraz rozumiem, dlaczego czytasz o tym tutaj. Czyżby za tą tajemnicą krył się oręż przeciwko Xavierowi?- wygiąłem wargi w kpiącym wyrazie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
09-04-2025, 12:20
Nawet nie zauważyłam, że ktoś znajdował się za moimi plecami. Pochłonięta czytaniem pozwoliłam sobie na całkowite zatracenie w interesującym mnie temacie. Byłam w magicznej części biblioteki, zajmowałam swoje miejsce od dłuższego czasu i nikt nie miał powodu, aby mnie niepokoić. Pozwolono pracować w ciszy i spokoju. Nie wszyscy jednak chyba znali słowo prywatność. A także fakt, że nie powinno się zachodzić, niczego niespodziewającej się kobiety, od tyłu.
Najpierw dostrzegłam męską dłoń, która oparła się o blat stołu po mojej prawej stronie. Myślałam, że mi się wydawało, ale gdy zerknęłam na nią ponownie, to zdałam sobie sprawę, że ktoś naprawdę wisi mi nad ramieniem. Wtedy usłyszałam głos, niemal nad moim uchem. Zlękłam się i niemal podskoczyłam na siedzeniu, uderzając kolanem o blat od spodu. Narobiłam hałasu. Nie zwróciłam jednak na to uwagi, mimo że kilka głów zwróciło się w moją, naszą, stronę. Skupiłam się na głosie, który zwracał się do mnie jak do bliskiej znajomej. Odwróciłam głowę, aby spojrzeć, z kim mam do czynienia.
Drew Macnair, namiestnik Suffolk, przyjaciel mojego męża. Nie wiedziałam zbyt wiele, ponieważ dane było nam poznać się na moim i Xaviera ślubie. Poznałam jego i jego żonę. Szybko jednak z Xavierem wyjechaliśmy w podróż, a gdy wróciliśmy, nie spotykaliśmy się z żadnymi znajomymi. Więc chociaż wiedziałam kogo mam nad sobą, był mi to zupełnie obcy mężczyzna. Dlatego byłam tak bardzo zdziwiona, że pozwolił sobie na coś takiego. Nie przywitał się ze mną, nie usiadł obok, pierw zapytawszy, czy może. Zawisł nad moim ramieniem, stawiając mnie w bardzo niekomfortowej sytuacji. Wzięłam głębszy wdech.
- Nie… to znaczy… to nie tak - zaczęłam się tłumaczyć, chociaż nie do końca wiedziałam dlaczego. - Wysuwa pan bardzo śmiałą tezę, panie Macnair - dodałam w końcu cichym głosem, starając się brzmieć pewnie.
Ostatnie czego chciałam, to aby ktokolwiek posądził mnie o to, że mogę coś knuć. A tym bardziej knuć przeciwko mojemu mężowi. Była to ostatnia rzecz, która przyszłaby mi do głowy. U boku Xaviera żyło mi się na tyle dobrze, póki co, że nawet nie miałam ku temu żadnego powodu. Po chwilowym spięciu rozluźniłam się lekko, ponieważ dotarło do mnie, że Drew może przecież po prostu żartować. Może chciał być zabawny, może chciał mnie zaczepić? Nie znałam go, a może po prostu był mężczyzną śmiałym w swych czynach i bezpośrednim, dla którego takie zaczepki były czymś naturalnym? Zaczesałam prawą ręką luźny kosmyk włosów za ucho, który uwolnił się z upięcia i ponownie spojrzałam na książkę, którą czytałam. Znalazłam wzrokiem zdanie, które mężczyzna przeczytał i delikatny uśmiech zabłądził na chwilę na mojej twarzy. Czy to było właśnie to, czego szukałam? Obróciłam stronę na wcześniejszą, a potem dwie do przodu. Znalazłam ilustrację, a właściwie zdjęcie kawałka skały z fragmentem zapisu runicznego, z wykorzystaniem właśnie Ogham i starego Futharku. Zawiesiłam na nim swoje spojrzenie. Odetchnęłam lekko.
Chociaż obecność mężczyzny nad moim ramieniem nadal nie była dla mnie komfortowa i nie miałabym nic przeciwko, aby się odsunął, myśl ta została zastąpiona przez ogromną chęć szybkiego sprawdzenia czegoś. Sięgnęłam po zwój, który tu dzisiaj ze sobą przyniosłam. Rozwinęłam go i dość sprawnie znalazłam odpowiednie miejsce. Zwój był oryginalny, zachowany w nie najgorszym stanie, natomiast niektóre elementy były mocno wytarte. Niektóre fragmenty run, które były na nim zapisane, nie przetrwały zbyt dobrze próby czasu. Ale mnie interesował konkretny fragment.
- Jest! - Szepnęłam z zadowoleniem, nie wiem, czy bardziej do siebie, czy do Drew również. - Czy to i to - wskazałam na ilustrację z książki i bardzo podobny znak na zwoju. - Czy to nie wygląda podobnie? Nawet bardzo podobnie?
Przechyliłam znowu głowę, aby spojrzeć na mężczyznę. Widząc go nad sobą, delikatny rumieniec wpełzł na moje policzki, odwróciłam wzrok i odchrząknęłam lekko. Pan Macnair nie powinien tak stać nade mną. Były przecież wolne krzesła, a jeśli chciał przeczytać coś więcej z książki, którą miałam przed sobą, mogę mu ją przecież podać.
- Może… może pan usiądzie? - zapytałam cicho, trochę nieśmiało.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#5
Drew Macnair
Śmierciożercy
the only way to get rid of temptation is to yield to it
Wiek
32
Zawód
zaklinacz, namiestnik Suffolk
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
40
OPCM
Transmutacja
14
2
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
12
2
Brak karty postaci
09-19-2025, 21:00
Niekomfortowe, irytujące, zawstydzające i najpewniej nieodpowiednie – wielokrotnie przyszło mi słyszeć od kobiet podobny opis, zwłaszcza gdy usta opuszczał kolejny, niewybredny komentarz. Zawsze zastanawiało mnie to pragnienie zachowania dystansu, jakby to odległość miała pewne aspekty definiować; jakby to jeden zbyt długi krok padał cieniem na dobre wychowanie, a szczere słowo sączyło przesiąknięty stereotypami umysł. Polityczna scena nauczyła mnie ostrożności, lecz nie pozbyła osobowości – charakteru, który nijak pragnąłem zmieniać. Dostosować się, nauczyć i wyzbyć przyzwyczajeń; zapewne właśnie tego ode mnie oczekiwali, jednak nie mogłem zaproponować niczego więcej poza maską – skrytą pod lekkim, fałszywie życzliwym uśmiechem pozorem tejże przemiany. Skryty pośród akademickich murów, daleki od oceniających spojrzeń, nie zamierzałem temu ulegać, bowiem noszony tytuł ciążył i droczył, rozgrywał ze mną grę, w jaką nigdy dla własnej przyjemności bym nie zagrał. Dzierżyłem jednak to brzemię, niosłem w imię większej sprawy i wiedziałem, że tylko czas dzielił mnie od powrotu do szczenięcych marzeń; wielkich dla mnie, lecz miałkich dla świata.
-Czyżby?- mruknąłem wyginając wargi w ironicznym wyrazie. - W istocie, byłaby śmiała, gdyby była tezą. Ale śmiałe bywają i pytania – a one, droga pani Burke, nigdy nie rodzą się bez powodu.- zastukałem lekko palcami w blat drewnianego stołu. Drążyłem, dość celowo, zwłaszcza gdy na jej twarzy dostrzegłem swego rodzaju niezrozumienie, być może nawet oburzenie. Najwyraźniej mało wybredny żart nie przypadł Vivienne do gustu lub – z bardzo prostej przyczyny – uznała, iż mówiłem poważnie. Nie znaliśmy się dobrze, właściwie to praktycznie wcale, a zatem nie mogła wiedzieć, że moje komentarze tudzież uwagi zwykle utkane były z ironii i nierzadko lawirowały na granicy dobrego smaku. Ubodło ją nawiązanie do Xaviera i knucie przeciw niemu? Niewykluczone, jednak nie zamierzałem pytać wprost; analizowanie domysłów i doszukiwanie się w nich prawdy było równie fascynującym zajęciem, co lektura o wypaczaniu umysłów.
Z lekkim rozbawieniem obserwowałem jej zaabsorbowanie; wertowana książka zapewne niosła wiele odpowiedzi, choć nie zamierzałem być częścią ich odkrycia. Właściwie nawet nie miałem pojęcia co było przedmiotem równie wielkiego zaintrygowania. Zapiski na starym pergaminie? Czy może jednak obudził się we mnie skrywany od lat dar jasnowidzenia? Sięgnąłem spojrzeniem w stronę zwoju, który drżał lekko pod jej palcami – czy to ze względu na starość pergaminu, czy subtelnie wyrażany dyskomfort, pozostawało nieważne.
-Podobieństwo jest wyraźne- przyznałem, nachylając się niżej. -Ale nie w tym tkwi sedno. Runa sama w sobie bywa jedynie kierunkiem, a dopiero zestawienie, odpowiedni kontekst, nadaje jej znaczenia. Pojedyncze bywają półsłówkami, niczym nuty zapisane na pergaminie; same w sobie są ciche, bez znaczenia, dopiero ułożone we właściwej kolejności stają się melodią, która potrafi koić lub siać zniszczenie. Każda runa to pojedynczy ton, lecz dopiero ich harmonia budzi moc zdolną porwać, wznieść albo doprowadzić do szaleństwa lub pogrzebać- odparłem sięgając dłonią po piersiówkę. Gdzieś z tyłu głowy przeczuwałem, że jednak nie dane mi będzie nader szybko opuścić biblioteki i udać na zasłużoną kolejkę ognistej. -Ale to już jakiś początek- dodałem nim rozsiadłem się naprzeciw dziewczyny.
Przez krótką chwilę patrzyłem na wyblakły rękopis, później znów na nią; zbyt wolno skryła twarz, by zdołać ukryć rumieniec. -Z chęcią- odparłem po czasie częstując ją kolejnym ironicznym uśmiechem. -Czego tak naprawdę szukasz, Pani Burke?- zaakcentowałem ostatnie słowa dość wyraźnie; niepozbawione kpiny, choć podszyte zrozumieniem, bo przecież błękitnokrwiści lubowali się w tytułach z per.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#6
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
09-25-2025, 18:34
Zastanowiłam się nad jego odpowiedzią. Czy naprawdę czytana przeze mnie pozycja aż tak bardzo wskazywała na moją chęć wypaczenia czyjegokolwiek umysłu? A tym bardziej mojego męża? Spoglądałam na mężczyznę z pewnego rodzaju niezrozumieniem, straciłam na chwilę pewność siebie. Jego pytanie nie wzięło się znikąd, może próbował mi dać do zrozumienia, że powinnam uważać na pozycje, które czytałam w miejscu publicznym? Czy może droczył się ze mną po prostu, a jego słowa nie miały drugiego dna? Ot, zaczepka, aby rozpocząć rozmowę. Odetchnęłam cicho, skupiając swoją uwagę na wystukiwanym rytmie przez jego palce.
- Co w takim razie skłoniło pana do zadania tego pytania? - zapytałam.
Nie wiedziałam jaką odpowiedź otrzymam. Właściwie, to nie wiedziałam czego się po mężczyźnie spodziewać, więc zrodziła się we mnie ciekawość. Z niecierpliwością oczekiwałam jego odpowiedzi, zastanawiałam się, jak mnie tym razem zaskoczy.
Gdy pokazywałam mu interesujący mnie fragment, spodziewałam się krótkiej odpowiedzi. Tak lub nie. W zamian za to otrzymałam bardzo ciekawy wywód na temat istotności rozważania run nie pod względem ich jednostkowego występowania a całości zapisu. Sama, pojedyncza runa często była niczym. Pojedynczym ziarenkiem. Ziarenko do ziarenka i można było usypiać wielką górę, która miała wpływ na świat dookoła. Parę razy, słuchając go uważnie, kiwnęłam głową, zdecydowanie zgadzając się z jego słowami, a uśmiech zadowolenia zagościł na mojej twarzy. Szybko zastąpiony przez rumieniec. Gdy siadał naprzeciwko mnie czułam, jak mi się przygląda, wodził wzrokiem to na mnie to na pergamin, który trzymałam w dłoni, a gdy odpowiedział, że z chęcią obok mnie usiądzie, na jego twarzy pojawił się uśmiech, ale… nie czułam w nim szczerości. Był rozbawiony albo kpił ze mnie? Zacisnęłam usta, przez chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią. Sama zaprosiłam go, aby usiadł. Nie chciałam, aby tak nade mną wisiał. Jednak jego obecność naprzeciwko mnie wcale nie była mniej komfortowa. Nie czułam tego, gdy widzieliśmy się po raz pierwszy, ale nie oszukujmy się, byłam wtedy zajęta świętowaniem u boku męża. Nikt w takiej chwili nie zwraca uwagi na energię bijącą od obcego sobie człowieka. Musiałam sobie jednak z tą sytuacją poradzić, uprzejmością i odpowiednio dobranymi słowami odwrócić tę sytuację na swoją korzyść. Musiałam jedynie odzyskać odrobinę pewności siebie, która wyparowała nagle pod wpływem słów mężczyzny.
- Szukam informacji na temat właśnie tej runy - zaczęłam szczerze. - Podczas badań w Norwegii pojawiała się ona w dziwnym zestawieniu innych znaków, zapiski mówiły o bramie, ale nie precyzowały, o jaką bramę chodziło. Zaintrygowało mnie to. To wszystko…
Wyczułam ten nieprzyjemny ton, który pojawił się w jego głosie, gdy zwracał się do mnie per pani. Nie do końca rozumiałam, skąd u niego ta złośliwość pod przykrywką miłych i uprzejmych słów? Czyżby myślał, że nie zauważę? Uniosłam podbródek wyżej i spojrzałam na niego z zaciętością.
- Przepraszam, ale szczerze nie pamiętam, czy zostaliśmy sobie przedstawieni. Podczas uroczystości tyle się działo - zwinęłam zwój i wyciągnęłam w jego kierunku rękę. - Vivienne. Wyczuwam dość dobrą, jak nie bardzo dobrą znajomość run, prawda?
Uniosłam lekko brew ku górze i oczekiwałam jego reakcji. Nie spodziewałam się co prawda zbicia z tropu… ale może jednak?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#7
Drew Macnair
Śmierciożercy
the only way to get rid of temptation is to yield to it
Wiek
32
Zawód
zaklinacz, namiestnik Suffolk
Genetyka
Czystość krwi
metamorfomag
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
pełna
żonaty
Uroki
Czarna Magia
0
40
OPCM
Transmutacja
14
2
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
8
12
2
Brak karty postaci
10-13-2025, 16:44
Potęga starożytnych run była bezkresna i nie sposób było poznać jej możliwości przy pomocy zniszczonych zębem czasu ksiąg czy pergaminów. Mistrzowie tej sztuki stawali się niejako strażnikami tajemnicy, przeciwnikami rozpierzchnięcia nauki, której powzięcie kosztowało ich lata podejmowanego ryzyka tudzież badawczych podróży. Niejeden zabrał swą wiedzę do grobu pozostawiając ślady kunsztu wyłącznie w postaci runicznych mozaik, tworząc tym samym zagadkę na wzór gordyjskiego węzła. I my – ledwie adepci – stąpamy ich śladem łudząc się rychłym odnalezieniem odpowiedzi, wmawiając sobie, że prawda leży blisko, wręcz na wyciągnięcie ręki, lecz był to jedynie pozór, zagłuszenie krzyczącego ego. Na swej drodze spotkałem wielu rzekomych znawców, wielu tytułujących się jakże znamienitym mianem niepodważonego eksperta, którego głos był tylko plątaniną słów spisanych na manuskryptach, tych samych, do jakich dostęp miał każdy inny czarodziej. Kto zatem, wedle nich, był Arcaną? Każdy, kto pojął wiedzę powszechną?
Może właśnie świadomość własnej niedoskonałości budziła we mnie ciekawość za każdym razem, gdy spotykałem innych – mniej lub bardziej – spragnionych poznania tychże tajników. Krótka opinia, historia doświadczeń tudzież trawiące pytania często stanowiły dla mnie coś więcej niż wymianę zdań. Były nauką, niekiedy wnoszącą więcej niżeli kolejny lichy pergamin, utrwalający błędne, a nierzadko irracjonalne założenia. -Kto wie- odparłem w teatralnym zastanowieniu, nijak mającym się do rzeczywistości. Moja uwaga podyktowana była wyłącznie charakterem; naturą, jakiej nie tolerowało wielu, lecz ostatnie co pragnąłem uczynić, to ją zmienić. -Może zacznijmy od troski o wiernego towarzysza, a zakończmy na kompletnie nieudanym pragnieniu zwrócenia na siebie uwagi?- spytałem, choć w głosie na próżno było szukać zwątpienia. -Może nie wiedziałem, jak Panią zagaić, Pani Burke- dodałem, ale wtem nie byłem już w stanie powstrzymać kolejnego, ironicznego uśmiechu. Co jak co, ale nigdy nie miałem problemów w kontaktach towarzyskich.
Przystałem na przylgnięte do mnie łatki. Pogodziłem się z nimi i poniekąd, ale z pewnością świadomie, je umacniałem, niby na przekór, niby dla własnej wygody. Byłem metamorfomagiem i można rzec, że maski były nieodłączną częścią mojego życia, wpisane w genealogię i metaforycznie płynące w żyłach, ale gardziłem nimi, odkąd tylko pamiętam. Dlatego praca polityka była dla mnie wyczerpująca, lecz, na szczęście, bytność w tym świecie pozostawała kwestią czasu – byłem o tym przekonany. Ludzie lubowali uwić się w gniazdkach pełnych pozorów, kłamstw i obłudy, gdzie każdy kolejny dzień zbliżał ich do uformowania nowej prawdy. Rzeczywistości kruchej, miałkiej, po prostu fałszywej. Za murami domostwa frywolni, pełni zapału i entuzjazmu, zaś w towarzystwie wycofani i skromni, ograniczający się tylko do grzecznego powitania. I tak – miałem na myśli zwłaszcza kobiety. Charaktery tłumione nie przez osobowość, lecz społeczny ostracyzm, który wciąż był ważniejszy niżeli własne ja.
-A pamięta Pani jak brzmiał cały runiczny zapis?- spytałem spoglądając to na nią, to na księgę. -To Pani prowadziła te badania?- zaciekawiony uniosłem brew. Norwegia była mi obca, podobnie jak skandynawska kultura i wierzenia – nigdy nie miałem okazji zjawić się w jej granicach choć na jeden dzień.
-Fakt- odparłem opierając się wygodniej o oparcie drewnianego krzesła. -Wiele się działo, wiele dzbanów wina opróżniło- dodałem z przekąsem nie potwierdzając, ale też nie zaprzeczając wcześniejszemu przedstawieniu się. Te, rzecz jasna, z mej strony, miało miejsce. -Drew- odparłem lekko ściskając jej dłoń. Mogłem pokusić się na większą grzeczność, aczkolwiek uznałem, że nieformalne spotkanie nie wymagało nadgorliwości. -Czy to komplement?- spytałem na moment skupiając spojrzenie na jej oczach, po czym ponownie upiłem zawartości piersiówki.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#8
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
10-26-2025, 14:20
Nie byłam do końca przekonana, co myślę na temat pana Macnair. Słuchałam jego słów, słuchałam jego próby wyjaśnienia mi, dlaczego wysnuł taką teorię, a nie inną. Ale nie podobał mi się goszczący na jego twarzy uśmiech, wyczuwałam w nim brak szczerości. Dlatego na ostatni komentarz już nie zareagowałam. Czułam, że wcale nie kieruje nim troska o przyjaciela, ani tym bardziej próba zwrócenia na siebie mojej uwagi. Przez chwilę przez myśl przeszło mi, że może niepotrzebnie zaprosiłam go, aby usiadł obok mnie. Ale szybko wyrzuciłam to z głowy, zakładając, że po prostu mi się wydaje. Bo przecież nie mógł mieć w stosunku do mnie żadnych podejrzanych intencji. Z jakiego powodu?
Gdy zapytał mnie, jak brzmiał cały runiczny zapis, zastanowiłam się na chwilę. Zastanawiałam się, czy powinnam mu pokazywać ten zapisek. Przecież przed chwilą miałam wątpliwości co do szczerości jego intencji. Co jednak miałam do stracenia? Nie byłam jedyną osobą, która nad tym pracowała. Oprócz mnie byli też inni, bardziej doświadczeni naukowcy, którzy próbowali rozwikłać zagadkę. Dla mnie było to głównie hobby, zajęcie, przy którym mogłam spędzić swój czas, nauczyć się czegoś. A może, przy odrobinie szczęścia, być tą, co odkryje znaczenie tych słów? Sięgnęłam po stary zwój, który przed chwilą zwinęłam i przez chwilę się zawahałam.
- Nie, podczas podróży brałam udział w badaniach archeologicznych na jednym ze stanowisk. Profesorowie, którzy prowadzili tam badania byli na tyle mili, że dali mi dostęp do dokumentacji. Wiem, że nad tym problemem pracują też inni naukowcy - opowiedziałam, przesuwając zwój w jego stronę i pokazując mu odpowiedni fragment. - Runy Futharku rozmieszczone po łuku. Zapis można odczytać jako “z przymusu granicy powstaje wymiana słowa - otwórz i połącz świat z dziedzictwem przodków”. Na środku, mamy Oghamy, które można odczytać jako “droga przez las” i ten ostatni znak, który jest poniżej centralnie - wskazałam palcem. - To jest duir, oznacza “dąb”.
Nad zwojem przedstawiliśmy się sobie, a skoro grzeczności mieliśmy już za sobą, mogliśmy wrócić do rozmowy nad runami. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnęłam się delikatnie.
- Być może - odparłam. - A także nadzieja, że pańskie… twoje świeże spojrzenie pomoże mi rozwikłać zagadkę. Niby wszystkie runy są odszyfrowane, ale zobacz. Ten jeden, który ci przed chwilą pokazywałam, znajduje się także tutaj - wskazałam znowu na zwój. - To runa wiązana, bardzo skomplikowana. Musiałabym ją rozszyfrować i tu w książce, sugerują, że może oznaczać właśnie bramę. Czy to nie jest interesujące?
Zwój ponownie zwinęłam i odłożyłam na bok, do rąk ponownie biorąc książkę, którą przed chwilą czytałam. Co prawda ta brama, o której czytał Drew, nachylając się nade mną, nie była tą bramą, która mnie interesowała. Jednak sam zapis runy, był niezwykle podobny. Może wręcz taki sam? Zaczęłam przeglądać kolejne strony szukając, czy gdzieś nie ma rozpisane, z jakich run powstała ta runa wiązana. Zdecydowanie ułatwiłoby mi to pracę. Jeśli jednak nie, nic nie stoi na przeszkodzie, abym spróbowała sama rozpoznać, co składa się na ten zapis. Na pewno dostarczyłoby mi to wielu godzin rozrywki.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 15:40 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.