• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Londyn > Centralny Londyn > Horyzontalna > Knajpka "Ukośny Kielich"
Knajpka "Ukośny Kielich"
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
05-31-2025, 15:19

Knajpka "Ukośny Kielich"
„Ukośny Kielich” to niewielka, urokliwa knajpka wciśnięta w boczną alejkę, często pomijana i zdecydowanie niepopularna — ale raz odkryta, staje się miejscem, do którego wraca się regularnie. Wnętrze jest przytulne, zaledwie kilka stolików otoczonych różnorodnymi krzesłami i miękkimi pufami, a ściany zdobią ręcznie malowane pejzaże z magicznych krain: srebrzyste jeziora, porośnięte wyspy i lasy pełne czarodziejskich stworzeń.
To, co wyróżnia lokal, to jego naczynia — każdy napój podawany jest w innym, wyjątkowym kielichu, kuflu lub szklance. Jedne przypominają kryształowe kwiaty, inne — dmuchane szkło w pastelowych kolorach z delikatnym połyskiem. Niektóre szklanki mają uchwyty w kształcie węży,podwójnych psidwaczych ogonów lub finezyjnych piór gryfa. Atmosfera w „Ukośnym Kielichu” jest cicha, niemal intymna, jakby czas płynął tu wolniej.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta

Strony (2): « Wstecz 1 2
Odpowiedz
Odpowiedz
#11
Mitch Macnair
Śmierciożercy
Wiek
27
Zawód
Architekt i budowniczy
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
0
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
8
10
Brak karty postaci
09-17-2025, 13:40
Nie wiedziałem skąd jej się nagle w głowie pojawił pomysł z tymi całymi walkami. Nie trzeba było żadnego geniusza aby stwierdzić, że do walki to ja akurat nie jestem pierwszy. Oczywiście, jeśli nadeszła by taka chwila, że musiałbym sięgnąć po różdżkę w obronie najbliższych czy też w jakiekolwiek innej obronie, w żadnym razie nie uciekałbym od obowiązku. Nie zmieniało to jednak faktu, że dopóki nie było to naprawdę konieczne, wolałem unikać jakiekolwiek walki, no chyba, że słownej, o ile byłem na nią wcześniej przygotowany. Jak każdy, nie lubiłem przegrywać, więc jeśli już miałem brać udział w jakimkolwiek pojedynku to zawsze wolałem być do niego przygotowany.
Mimowolnie uśmiechnąłem się lekko pod nosem słysząc jej słowa o tym jaki jestem hojny. Oczywiście zdawałem sobie sprawę, że był to żart, bo z całą pewności ani ja, ani ona wcale tego tak nie postrzegaliśmy. Nie zmieniało to jednak faktu, że takie małe przekomarzanki były już po prostu wpisane w nasze rozmowy.
- Na początek zacznijmy po prostu od jednego. - odparłem spokojnie patrząc na nią łagodnie i na moment przeniosłem wzrok na nasze dłonie.
Miała racje, aktualne czasy były nadal niestabilne, a w każdym razie takie się wydawały. Chociaż sam nie do końca pamiętałem czas wojny, będąc wtedy raptem podlotkiem, to nadal dźwięczały mi w uszach opowieści starych czarodziejów i wiedźm z Nokturnu, które wcale nie napawały optymizmem. Wolałbym mimo wszystko uniknąć kolejnego konfliktu na taką skalę, a już na pewno nie chciałbym aby moje dzieci musiały doświadczać takich okropieństw jakie miały wtedy miejsce.
- Wcale też nie musimy się śpieszyć. To nie średniowiecze, że zaraz po ślubie musi się pojawić dziecko. - dodałem po chwili uśmiechając się łagodnie, jednak po chwili spoważniałem – Mildred… - zacząłem spokojnie – W żadnym razie nie będę od ciebie wymagał abyś porzuciła swoją karierę na rzecz rodziny. Wiem, że praca jest dla ciebie tak samo ważna jak dla mnie i dlatego nigdy w życiu nie kazałbym ci jej porzucać tylko dlatego, że w domu są dzieci. Zawsze można zatrudnić opiekunki, moja praca też nie jest ograniczona konkretnymi godzinami, więc ja również mam zamiar zajmować się w przyszłości dziećmi. Nie zrzucę ci wszystkiego na głowę. - powiedziałem jak najbardziej szczerze.
Nie potrafiłem sobie wyobrazić, że kiedykolwiek mógłbym żądać od niej czegoś takiego. Może w jakiś mega starych rodach, gdzie ludzie byli zacofani względem rozwoju społeczeństwa i w ogóle, tak się robiło, ale nie u mnie. Nie zauważyłem aby odkąd urodził się Walden, Drew ograniczał w jakikolwiek sposób Lucindę. Nie było więc powodu aby ja miał ograniczać Mildred. Nie, to zdecydowanie nigdy nie będzie miało miejsca. Co do tego czy będzie dobrą matką czy nie, niestety nie miałem nic do powiedzenia. Chociaż ja wychodziłem z założenia, że sprawdzę się jako ojciec, lubiłem dzieci i w ogóle, to nie mogłem mówić za innych. Mildred musiała sama się przekonać.
Już otwierałem usta aby zaprzeczyć jej słowom kiedy dopowiedziała zdanie do końca. Żaden facet nie lubił być postrzegany jako wrażliwy, a ja już w ogóle. Od małego ojciec wpajał mi, że wrażliwość to słabość, a słaby nigdy niczego nie osiągnę i nigdzie nie zajdę. I nawet jeśli to słowo raczej nie koniecznie istniało w moim słowniku, tak musiałem przyznać racje Millie.
- No wiesz...wymyślanie czegoś co moim zdaniem jest dobre i pomoże nie znaczy, że tak właśnie będzie. Najpierw zawsze trzeba iść do ludzi, którym chce się pomóc, bo to oni mają największe pojęcie o tym co nie funkcjonuje, a co potrzebuje dopracowania. To właśnie taka współpraca przynosi owoce. - uśmiechnąłem się lekko, po czym spojrzałem na nią gdy się tak do mnie przysunęła.
Gdy oparła tak głowę o moje ramię, lekko ucałowałem ją w czubek głowy.
- Takie miękkie wnętrze mam tylko przy tobie. - powiedziałem cicho z lekkim rozbawieniem – Ta miękka strona jest zarezerwowana tylko dla ciebie, więc nikomu się nie chwal. - dodałem z uśmiechem zerkając na nią.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#12
Mildred Crabbe
Czarodzieje
Wiek
25
Zawód
Alchemik w św. Mungu
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
0
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
5
23
Siła
Wyt.
Szybkość
5
9
5
Brak karty postaci
09-23-2025, 15:30
Nie przypuszczałam, że rozmowa o dzieciach i ich liczbie nie tylko kiedykolwiek wydarzy się w moim życiu, ale i że przebiegnie tak naturalnie i bezproblemowo. Właściwie mogłam się tego spodziewać, skoro w naszym świecie posiadanie potomstwa było uznawane niemal za życiowe osiągnięcie, z czym sama niezbyt się zgadzałam. Nie przesadzałam, gdy mówiłam Mitchowi, że świat rozpalony wojną nie jest dobrym miejscem dla dzieci. Wszystko było takie niepewne i niestabilne, że przywoływanie kolejnych istnień wydawało mi się cokolwiek absurdalne. Ale z drugiej strony cieszyła mnie myśl, że jeśli miałabym mieć kiedyś dzieci, to ich ojcem będzie właśnie on.
- Masz zamiar zajmować się dziećmi? - spojrzałam na niego sceptycznie. Nie dlatego, że nie wierzyłam, że z chęcią by to zrobił, w końcu sama nazwałam go wrażliwym, ale dlatego, że ciężko było mi wyobrazić sobie, jak nie ucieka po pierwszej próbie zmiany pieluchy. Chęci a realizacja to jednak dwie różne rzeczy. - Przewijać je, nosić, gdy będą miały kolkę, wstawać co nich do trzy godziny w nocy? - Uniosłam wymownie brew, a potem na moich ustach pojawił się cwany uśmiech. - Trzymam cię zatem za słowo, mój drogi. - Poklepałam go po dłoni, jakby ten gest miał być symbolem wieczystej przysięgi, którą mi właśnie złożył. Niech tylko potem spróbuje się wymigać.
Oparłam policzek o jego ramię, pozwalając sobie na moment ciszy. Ciepło bijące od Mitcha zawsze miało w sobie coś uspokajającego. Wiedziałam, że nie będzie łatwo, bo niełatwe były czasy, w których żyliśmy. Wojna mogła odejść w przeszłość, ale jej echo wciąż odbijało się od ścian naszych myśli. To, że dziś mogliśmy siedzieć w spokoju, nie znaczyło, że jutro nie obudzimy się w chaosie.
- Gdybyś mi w szkole powiedział, że kiedyś dojdziemy do takiego etapu – powiedziałam, nie kręcąc z niedowierzaniem głową tylko dlatego, że przyjemnie było się wtulać w męskie ramię – pewnie zdzieliłabym cię książką przez głowę, by wybić takie głupoty. A teraz proszę, gdzie jesteśmy. - Nasza przyszłość układała się w moich myślach w obrazach: dom pełen światła, korytarze, po których odbija się echo małych stóp; wspólne wieczory z kubkiem herbaty albo kawy, której nie znosiłam, ale którą on mógł pewnie pić hektolitrami, naznaczone jego notatkami rozłożonymi na stole i moimi pergaminami z recepturami alchemicznymi, które wbrew obietnicom zawsze zabierałam z pracy.
Wierzyłam, że nie będzie wymagał ode mnie rezygnacji z pracy, zwłaszcza że powiedział to dziś z taką stanowczością, że nie sposób było mu nie wierzyć, ale miałam też swoje sposoby, aby wyegzekwować od niego tę obietnicę. Objęłam go wolną ręką, kładąc dłoń na jego boku, ale było mi zbyt niewygodnie. Mruknęłam z dezaprobatą i zsunęłam dłoń niżej, opierając ją na męskim udzie. Tym razem z moich ust wyrwało się mruknięcie absolutnej aprobaty i musiałam sobie przypomnieć, że byliśmy w miejscu publicznym.
- Nie zamierzam o tym nikomu rozpowiadać. Jestem zbyt zajęta, by odganiać od ciebie potencjalne rywalki, które by się wtedy zleciały. - Wciągnęłam powietrze, a potem bardzo powoli je wypuściłam, kierując jego ciepły strumień w stronę męskiej szyi. Od niechcenia zacisnęłam lekko palce na materiale jego spodni. - Nikomu ani słowa, ale pod warunkiem, że jeszcze raz mi pokażesz, jaki potrafisz być twardy. - Prawie zachichotałam jak pensjonariuszka, która opowiada sprośny kawał swojej przyjaciółce, ale mnie bynajmniej nie interesowało samo opowiadanie. - Zabierz mnie do siebie, Mitch. Teraz. - Zażądałam, nie pozostawiając mu wątpliwości, że naprawdę b a r d z o chcę, abyśmy już stąd poszli, bo w przeciwnym razie wywołam skandal, z którego długo się nie otrząśniemy.
Czułam, że przy Mitchu nie muszę niczego udawać. Mogłam być ambitna i roztrzepana, mogłam się bać i mogłam śmiać się do rozpuku. Mogłam wątpić w siebie i mówić mu wprost, że nie wiem, czy nadaję się na matkę – a on nigdy nie odpowiadał wyrokiem, tylko wsparciem. I w końcu mogłam wypowiadać na głos swoje najbardziej nieprzyzwoite pragnienia – jak to teraz – i mieć pewność, że nie tylko ich nie wyśmieje, ale od razu spełni.
No, może nie tak od razu na środku kawiarni.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#13
Mitch Macnair
Śmierciożercy
Wiek
27
Zawód
Architekt i budowniczy
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczony
Uroki
Czarna Magia
15
0
OPCM
Transmutacja
0
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
8
10
Brak karty postaci
10-06-2025, 08:53
Widząc jak na mnie patrzy mimowolnie zaśmiałem się cicho pod nosem.
- Czemu tak ciężko ci w to uwierzyć? – uniosłem brew ku górze patrząc na nią z lekkim uśmiechem wymalowanym na twarzy – Oczywiście, nigdy nie zastąpię im matki, nakarmić ich nie nakarmię z oczywistych powodów, ale jeśli moje wstawanie co trzy godziny będzie ułatwiać ci potem funkcjonowanie w czasie dnia to nie widzę żadnych przeciwwskazań żebym to robił. – odparłem spokojnie patrząc na nią.
Urodzenie dziecka samo w sobie nie było łatwe, a przecież to było tylko preludium do całej reszty. Potem trzeba było tym dzieckiem się zajmować, wychować i dawać mu dobry przykład aby wyrosło na dobrego człowieka. Miałem postanowienie aby nigdy nie zmienić się w swojego ojca, chciałem aby moje przyszłe dzieci czuły się kochane, aby wiedziały, że mogą na mnie liczyć i, że zawsze przyjdę im z pomocą. Należało to robić od samego początku, od najmłodszych lat aby wywiązała się odpowiednia więź między dzieckiem, a ojcem. Nie było to łatwe zadanie, bo przecież z matką dziecko zawsze ma nierozerwalną więź już od początku, a ja jako ojciec, będę musiał na nią zapracować.
- Jakby mi ktoś w szkole powiedział, że tak to się skończy to bym nie uwierzył. – pokręciłem głową z rozbawioną miną – Chyba żadne z nas wtedy nie brało tego pod uwagę. Łączyła nas przyjaźń oparta na rywalizacji, ale też wspólnych tematach do rozmowy, jednak raczej żadne z nas nie rozważało drugiego jako partnera na życie...nie wtedy. – spojrzałem na nią kiedy tak opierała głowę o moje ramię i sam lekko oparłem policzek o jej głowę – A teraz siedzimy tutaj, rozmawiamy o dzieciach, a ślub zbliża się wielkimi krokami. – uśmiechnąłem się sam do siebie.
Podobała mi się ta wizja, bardziej niż sam przed sobą bym przyznał. Wspólne życie, chwilę spędzone we dwoje czy też z dziećmi, wspólna starość w otoczniu wnuków. Naprawdę mi się to wszystko podobało. I pomyśleć, że jeszcze rok temu zarzekałem się, że nie będę brał żadnego ślubu, że życie kawalera mi odpowiada. Zaśmiałem się wewnętrznie sam do siebie na tą myśl. Jakieś to życie bywa przewrotne.
Czując jej dłoń na swoim udzie tym razem uśmiechnąłem się pod nosem. Przechyliłem lekko głowę by móc na nią spojrzeć i zdecydowanie podobało mi się to co widziałem.
- Nie sądzę abyś musiała się martwić o jakiekolwiek rywalki. – pokręciłem lekko głową – Mnie inne kobiety nie interesują. Mam już tą swoją jedyną. – mrugnąłem do niej, a kiedy zacisnęła palce na moim udzie, a jej oddech owiał skórę na mojej szyi, przeszedł mnie przyjemny dreszcz i sam wziąłem głęboki wdech aby się uspokoić, chociaż na chwilę.
Jękną ręką objąłem ją w pasie, a drugą sięgnąłem do kieszeni. Wyciągnąłem z niej kilka monet, które położyłem na blacie stołu, upewniwszy się, że kwota za nasze drinki jest odpowiednia.
- Ze mną jak z dzieckiem panno Crabbe, mówisz i masz. – uśmiechnąłem się patrząc jej w oczy.
Nie musiała mi dwa razy powtarzać, to życzenie spełniałem z przyjemnością. Cieszyłem się, że Mildred czuła się przy mnie swobodnie, zależało mi na tym aby nie musiała się hamować, nie musiała obawiać się krytyki. Mogła być sobą i to było dla mnie najważniejsze. I to właśnie dlatego kiedy tylko wyraziła swoją prośbę, chwilę później już wychodziliśmy z kawiarni by moment później przenieść się do domu.

ztx2
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (2): « Wstecz 1 2


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:27 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.