• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Domostwa > Hampshire, Rowlands Castle > Stawy im. Edgara Avery'ego
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
10-27-2025, 13:50

Stawy im. Edgara Avery'ego
Stawy noszące imię pierwszego znanego przedstawiciela rodu znajdują się na pokaźnych terenach posiadłości, już za gracami ogrodów, w pierwszych partiach należących do rodziny lasów, przechodzących w New Forest. Na jednym ze stawów znajduje się wyspa, a na niej pokaźna budowla w stylu antycznym. Do wysepki prowadzi drewniany pomost, można więc dostać się na nią pieszo.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Cassius Avery
Śmierciożercy
Haunted spirits in my head, the thoughts themselves are the thinkers
Wiek
32
Zawód
badacz umysłów, pracownik MM, zaklinacz
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
25
OPCM
Transmutacja
11
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
10
5
Brak karty postaci
10-30-2025, 18:40
27 marca 1962r.

Unosił się w siodle do pólsiadu dosiadając najszybszego konia Averych, gdy ten cwałował przez tereny należące do rodzinnej posiadłości rodu. Czuł we włosach wiatr, w nozdrzach tę szczególną woń, gdy ostatnie podrygi zimy mieszają się z pierwszym oddechem nadchodzącej wiosny. Na policzkach rejestrował jeszcze ostre igiełki chłodnego powietrza, jednak wiszące wysoko na niebie słońce sprawiało, że najchętniej jednym ruchem pozbyłby się wierzchniej kurtki, która nieco krępowała mu ruchy. Nie oglądał się za siebie, chociaż jego śladem podążała dama, i to nie byle jaka, bo ta, w której żyłach również płynęła krew Averych. Przejażdżki konne od zawsze należały do jego ulubionych aktywności, nigdy nie przekonał się do gry w quidditcha. Opanował latanie na miotle, ale to właśnie w trakcie jazdy na wierzchowcu, cwałując przez bezkresne pola, czuł największą ekscytację, gdy wszystkie nogi zwierzęcia odrywały się od ziemi, gdy scaleni w jedno wznosili się w powietrzu w chwilowym zawieszeniu, trwając w kilkusekundowym poczuciu nieistnienia, eterycznej nieważkości. Podobnie uczucie dawało mu wnikanie w obce umysły, gdy zatracał się w nich na tyle, że niemal tracił kontakt z własnym ciałem, niekiedy swobodnie przechadzając się, innym razem przedzierając się przez korytarze labiryntów obcych myśli, które czasem nakładały się na powidoki pamięci.
Z jego gardła wyrwał się krótki okrzyk zadowolenia, gdy gwałtownie wyhamował przed pomostem prowadzącym na wysepkę mieszczącą się pośród stawów, Koń zatrzymał się przy samym brzegu i drobiąc w miejscu obrócił się w miejscu. Cassius pochylił się, muskając policzkiem szyję wierzchowca, przejechał dłonią po zwichrzonym włosiu zwierzęcia, na którym lśniły się kropelki potu. Sam otarł lekko wilgotne czoło, czekając aż kuzynka do niego dołączy. Nie pozostała daleko w tyle, kto wie, może specjalnie, wspaniałomyślnie pozwoliła mu wygrać. Od pierwszych dni życia wpajano mu istotę rywalizacji, wrósł w nią jeszcze bardziej w czasach pobytu w Durmstrangu, gdzie nieustannie powtarzano im, że ambicja oraz nie tyle pragnienie sukcesu, ale głębokie przekonanie, że jest im ono pisane, to podstawa. Wciąż tkwiło w nim pragnienia nieustannego wygrywania, bycia najlepszym, rozbudzały się one w nim niczym delikatnie tlący się w ciemnościach płomień, do którego ktoś dorzucił odrobinę dodatkowej podpałki.
- Będziesz miała ochotę na kolejną rundę? - rzucił z nonszalanckim uśmiechem, starając się uspokoić oddech. Promienie słoneczne kładły się cieniem na jego twarzy, wyostrzając rysy, oczy zaświeciły się, gdy wbił spojrzenie w jej jasnoniebieskie tęczówki. Przerzucił nogę przez kłąb konia i z gracją zeskoczył na ziemię. Zatrzymał się obok i wyciągnął rękę, aby pomóc Vivien również postawić stopy na nieco wilgotnej trawie, która jeszcze nie zdążyła nabrać koloru intensywnej zieleni. Świat wokół, jeszcze nieco szary, pozbawiony barw, zaczynał powoli budzić się do życia z zimowego snu. - Tak właściwie nie miałem jeszcze okazji, żeby zapytać cię jak było w Egipcie? - Był naprawdę ciekaw tego, czego się nauczyła w trakcie swojej podróży. Już dawno odkrył, że każda kultura w inny sposób podchodziła do kwestii badania run, zgłębiania siły przekleństw i wyciąganie wniosków z ich historii. Poznał podejście skandynawskie, niemało czasu spędził na Bałkanach, jednak gałęź afrykańska, o której mówiono, że była kolebką wszelakiej sztuki czytania i posługiwania się starożytnymi runami, a więc i podejście do sztuki runicznej tamtego regionu dotąd pozostawało mu w wielu aspektach obce, nie zgłębione na tyle, aby mógł nazwać się ich znawcą.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#3
Vivienne Burke
Czarodzieje
Wiek
23
Zawód
Badaczka historii run
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
zamężna
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
10
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
7
12
15
Brak karty postaci
11-05-2025, 19:07
Dobrze było wrócić do domu. Odkąd zostałam żoną, pojawiałam się tu tylko na chwilę z okazji wspólnego obiadu z moimi rodzicami, lub podczas wizyty na popołudniową herbatę. Wpadałam i wypadałam, wracając do swojego nowego miejsca. Do swojego męża. Dzisiaj jednak pozwoliłam sobie na to, aby w Hampshire zostać trochę dłużej. Pospacerować po okolicy albo wziąć udział w wyścigu konnym, do którego zaprosił mnie mój kuzyn. Wiatr we włosach, lejce w dłoniach, mocno zaciśnięte uda na grzbiecie konia. Czułam się całkowicie wolna. Jazda konna, zaraz po tańcu, była moim ulubionym sportem. Całe szczęście, że nie zabrałam z domu wszystkich swoich rzeczy, ponieważ nie musiałam dosiadać teraz konia w długiej wyjściowej spódnicy, a szybko mogłam przebrać się w strój dostosowany do przejażdżki. Szybkiej przejażdżki. Bo jeśli ktoś myślał, że wraz z Cassiusem będziemy sobie jedynie spokojnie kłusować, to się grubo mylił. Spódnica powiewała na wietrze, wełniana jeździecka marynarka chroniła mnie przed wiatrem, a platynowe włosy skryłam pod zawiązanym pod szyją kapeluszem. Moje myśli swobodnie dryfowały, a jednocześnie miałam wrażenie, jakbym nie myślała absolutnie o niczym. Widok rodzinnych ziem, ogiera przede mną i zapach świeżego powietrza sprawiał, że zatraciłam się w tej chwili całkowicie.
Jego ogier był szybki, szybszy od mojej ulubionej klaczy, którą właśnie dosiadałam. Być może jeszcze kilka miesięcy temu bym go prześcignęła, ale po pierwsze ja dawno nie jeździłam, a po drugie mój koń był zdecydowanie zbyt rzadko dosiadany. Brakowało jej systematycznego ruchu, wyczułam to od razu. Swoją piękną, kasztanową klacz, znałam przecież bardzo dobrze. I doskonale wiedziałam, w jakiej jest formie. Aktualnie, bywało lepiej. Niemniej jednak uśmiech rozpromieniał moją twarz, gdy dotarłam do kuzyna. Równie gwałtownie zahamowałam, opanowując emocje klaczy, którą następnie z czułością poklepałam po grzbiecie. Była dobrym koniem. Jeszcze dzisiaj porozmawiam z ojcem, o możliwości zabrania jej do Burke Manor. Tam również była stajnia, mogłabym jeździć na niej częściej. Zwróciłam swoje spojrzenie na kuzyna, gdy zadał mi pytanie.
- Oczywiście, że tak - odpowiedziałam odważnie. - Pozwól nam jednak odpocząć, trochę wyszłyśmy z wprawy.
Wsunęłam palce pomiędzy włosy na szyi swojej klaczy i rozczesałam kołtun, który stworzył się od silnego wiatru i intensywnego wysiłku. Rozwiązałam kapelusz, ściągnęłam go z głowy, pozwalając, aby włosy opadły mi na ramiona. Zdecydowanie się zgrzałam, chwila przerwy z pewnością dobrze mi zrobi. Cassius z gracją zeskoczył ze swojego wierzchowca i już również miałam do niego dołączyć, kiedy pojawił się tuż obok, podając mi swoje ramię do pomocy. Ujęłam więc go i równie gładko zeskoczyłam, stawiając stopy na wilgotnej trawie. Ciemnobrązowe, skórzane buty szybko pokryły się wodą. Wachlując się kapeluszem, spojrzałam na niego z błyskiem w oku.
- Jest to miejsce, które myślę, że zdecydowanie przypadłoby ci do gustu. Zdecydowanie zbyt ciepło, jak na nasze standardy, ale to, czego można tam doświadczyć, wynagradza wszystkie ewentualne nieprzyjemności czy długą podróż - odpowiedziałam z pełną szczerością, odwracając się w stronę stawu i wpatrując w pływające na środku jeziora kaczki. - Podróż tam, to był zdecydowanie bardzo dobry pomysł. Długie godziny spędzaliśmy wraz z Xavierem zwiedzając komnaty w piramidach czy buszując wśród starych ksiąg i zwojów. Mieliśmy znakomitego znawcę tematu, był naszym przewodnikiem, a jednocześnie dobrym znajomym mojego męża. Prowadził nas w miejsca, gdzie normalnie osoby z zewnątrz dostępu nie mają. Jednym słowem, było cudownie - podsumowałam, uśmiechając się radośnie. - Czy podczas mojej nieobecności, coś się zmieniło w domu? Wiesz, jaka jest moja matka, dość enigmatyczna, a ja tak rzadko jestem w domu. Czy coś mnie omija?
Z zainteresowaniem zerknęłam na Cassiusa, licząc na to, że kuzyn podzieli się ze mną jakimiś informacjami z życia rodzinnego. To, że miałam męża i moja rodzina była teraz gdzieś indziej, to nie oznaczało, że chciałam całkowicie zrezygnować z dotychczasowych relacji. Wręcz przeciwnie, nadal chciałam być częścią rodziny Avery, nawet jeśli sama należałam już do kogoś innego.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#4
Cassius Avery
Śmierciożercy
Haunted spirits in my head, the thoughts themselves are the thinkers
Wiek
32
Zawód
badacz umysłów, pracownik MM, zaklinacz
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
błękitna
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
0
25
OPCM
Transmutacja
11
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
10
10
5
Brak karty postaci
Wczoraj, 19:01
Nie potrafił powiedzieć, czy przepadał za Rowlands Castle, bo trudno mu było nazywać jakiekolwiek miejsce domem. Wspomnienia wtopiły się bezpowrotnie w każde pęknięcie tych murów, snuły się po ogrodzie niesione każdym kolejnym powiewem wiatru, wspinały się po spiralnych schodach prowadzących na piętra i niekiedy spoglądały na niego z ruchomych obrazów, bo niosły one w sobie cząstkę skrywanych w zdeformowanej pamięci skojarzeń. Wrócił w te progi na stałe już przed wielu laty, niekiedy jednak brakowało mu czasów nieustającej, zamierzonej tułaczki po Europie, gdy tak naprawdę nie wiedział, gdzie zmierzał, co było kolejnym celem jego wędrówki. Zdał się wtedy w pełni na decyzje mentora, wiedząc, że prowadzi go tam, gdzie skrywała się kolejna porcja wiedzy i nowych doświadczeń. Za każdym zakrętem czekały nowe rytuały do przyswojenia, nowe inkantacje i odmienne poglądy na temat ich wykorzystywania. Nasycał się tamtymi chwilami, zupełnie nie myśląc wtedy o powrocie do Anglii, o obowiązkach czekających na niego w domu, o decyzjach, które należało podjąć.
Brakowało mu tej beztroski. Może właśnie dlatego tak cenił sobie jazdę konną - bo każdy cwał, każde przebyte w szaleńczym galopie kilometry dawały mu podobne jak przed laty poczucie wolności, oderwania od teraźniejszości i napierającego ze wszystkich stron świata. Teraz był na powrót zamknięty w klatce codzienności, rutynowych obowiązków i zdarzeń - akceptował je dopóty, dopóki miał pewność, że mimo ich powtarzalności, wciąż posiada nad nimi władzę. To w cudzych jaźniach szukał podobnej jak przed laty bezcelowości wędrówek, bo prześlizgując się po obcych umysłach nigdy tak naprawdę nie wiedział, co tam znajdzie, na jakie odstępstwo od normalności uda mu się tym razem natrafić.
- Dobrze, nie licz jednak na łagodne traktowanie. - Poklepał swojego ogiera po grzbiecie, przejechał dłonią pod włos jego szorstkiej, czarnej sierści. - Wariant ani odrobinę nie osłabł. Już gotuje się na kolejną rundę. - W jego głosie nie wybrzmiewało przywiązanie, raczej nuta dumy z tego, jak dobrze udało mu się zwierzę wytrenować. Cenił go jedynie ze względu na osiągane rezultaty, a nie budowaną przez lata relację. Do zwierząt przywiązywał się jeszcze mniej chętnie niż do ludzi. Może gdyby poszperał przez moment w odmętach pamięci, pojawiłyby się w nich strzępki wspomnień, w których matka karała go za oddanie odczuwane wobec zwierząt, gdy jeszcze miał w sobie odrobinę chęci, aby w żywych stworzeniach dostrzec więcej niż tylko kolejną ofiarę, czy środek do osiągnięcia jakichś konkretnych celów. Gdy więc przesuwał dłonią po ciele zwierzęcia, w jego geście nie kryła się czułość, raczej rozkaz. Koń wyczuwał w tym dotyku bezwzględność swego właściciela, dobrze wiedząc, że jakiekolwiek potknięcie opłaci uderzeniem szpicruty.
- Brzmi rzeczywiście niesamowicie. Miałaś może okazję przestudiować jakieś... jaki oni je nazywają... papirusy? - Wygrzebał z pamięci to słowo, wzdrygając się lekko, bo rzadko przyznawał się nawet najmniejszej znajomości aspektów świata niemagicznych. Natknął się jednak na ten termin przed wieloma laty w jednej z książek przechowywanej w szkolnej bibliotece. - Jestem przekonany, że wszystko, co udało się im stworzyć. Piramidy, złożone wierzenia i rytuały, które niemagiczni uważają za podwaliny własnego świata, że to dzięki nam, czarodziejom, udało im się ukształtować ich dzisiejsza cywilizację. Wyobrażasz sobie, aby zdolni byli zbudować piramidy bez udziału magii? - W jego głosie pobrzmiewała kpina. Roześmiał się lekko. - Cieszę się, że podróż przyniosła owoce. Wygląda na to, że naprawdę spełniła twoje oczekiwania.
Zamyślił się na moment, zastanawiając się jak w paru słowach podsumować zmiany w rezydencji, do których doszło od momentu jej wyprowadzki. Wcale nie było to takie łatwe, bo na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się takie jak dawniej.
- Musieliśmy zwolnić starą niańkę, Mildred. Już zupełnie oślepła. Nie mogliśmy już dłużej jej u nas trzymać. - powiedział po chwili, chociaż nie był pewny czy Vivienne kiedykolwiek trafiła pod jej skrzydła. Sam pamiętał jej ramiona jak przez mgłę, gdy matka pozwalała sobie na chwilę oddechu. Miał wrażenie, że były to jedyne ramiona, w których odczuł coś na kształt matczynego przywiązania. Jednak to uczucie Talitha również zatarła w wątłej pamięci tamtego okresu. - Blake w grudniu skończy dziesięć lat... Kto by pomyślał, że minęło już tyle czasu. - Syn nie zajmował w jego sercu szczególnego miejsca, jego wychowanie pozostawił piastunkom i matce, doskonale znając model wychowania, który wcielała w życie. Głębsza refleksja, które spowodowała świadomość przemijającego czasu, wiązała się raczej z tym co było potem. Nieprzewidzianymi spotkaniami, emocjami, które na krótki moment sprowadziły życie Cassiusa do równi pochyłej. Miał to już jednak za sobą, niepotrzebnie zaprzątał sobie głowę podobnymi myślami. Dobrze było wrócić do równowagi. - A ty jak odnajdujesz się w nowej rezydencji? Czy znalazłaś tam już dla siebie miejsce?
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 12:13 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.