• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Szkocja > Hogsmeade i okolice > Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie > Zakazany Las
Zakazany Las
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
06-10-2025, 20:29

Zakazany Las
Nieopodal magicznej szkoły zwanej Hogwartem znajduje się głęboki las. Stare korzenie drzew wystają z wilgotnej ziemi, stając na drodze zbłąkanym wędrowcom. Powietrze ma specyficzny chłód – ciężkie, nasycone wonią mchu i butwiejących liści. Między gałęziami przemykają smugi księżycowego światła, na moment rozświetlając fragmenty mrocznej ścieżki. Co jakiś czas dobiegają odgłosy życia – subtelne szmery, szelesty, niepokojące trzaski gałązek. Magia w Zakazanym Lesie nie jest efektowna, lecz przenika każdy cień, każdą ciszę. Jest w cichym oddechu lasu, w milczeniu jednorożców przesuwających się bezszelestnie przez mgłę, w cichym spojrzeniu istot, których nikt nie powinien widzieć. Tajemnica przykrywa tajemnicę, czyniąc to miejsce jedną z największych niewiadomych w świecie czarodziejów.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta

Strony (3): « Wstecz 1 2 3
Odpowiedz
Odpowiedz
#21
Riven Thorne
Akolici
Feel the rain on your skin. No one else can feel it for you. Only you can let it in. No one else.
Wiek
23
Zawód
Barmanka
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
panna
Uroki
Czarna Magia
12
0
OPCM
Transmutacja
10
16
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
7
11
Brak karty postaci
11-12-2025, 21:07
| Lizzy

Spojrzałam na nią unosząc brew ku górze i z pełnym przekonaniem pokiwałam głową. Szybko jednak nie wytrzymałam z powagą i wybuchnęłam śmiechem,
- Taaaa, jaasne, wcale się nie boisz - znowu próbowałam odezwać się jak najbardziej spokojnym i poważnym tonem. - Nie patrz tak na mnie, przecież ci wierzę.
Oczywiście, że nie wierzyłam. Znałam Lizzy i wiedziałam, że wcale nie jest aż tak odważna na jakąś próbuje wyglądać. Może i była kursantką, cokolwiek to znaczyło, i niedługo zostanie aurorką. Ale to nie oznaczało, że nie bała się pójść do zakazanego lasu. Nawet ja się trochę bałam, ale ja tu bywałam wcześniej więc nie było to dla mnie aż tak duże wydarzenie. Zaskoczyła mnie za to trasa, jaką moja koleżanka wybrała. Nie gdzieś bokiem, z dala od wścibskich oczu innych gości. Wręcz przeciwnie, samym środkiem przez tłum i o dziwo absolutnie nikt nie zwrócił na nas żadnej uwagi. Wzruszyłam lekko ramionami, nie specjalnie widać przejmowali się tu dwoma młodymi pannami spacerującymi w stronę lasu. Dla nas to i lepiej.
- Czyli nie byłaś nigdy w zakazanym lesie? - Zaczepiłam ją znowu. - To żadne bujdy, tu naprawdę jest strasznie i można spotkać straszne stworzenia. Widziałaś kiedyś testrale? Są absolutnie okropne. Żyją tu też jednorożce, centaury i ponoć… sklątki tylnowybuchowe.
Zerkałam na nią kątem oka sprawdzając, czy wywołało to u niej dreszcze i uczucie niepokoju. Ja się nie bałam, najgorsze co mogliśmy spotkać to właśnie testrale, ale one były absolutnie nieszkodliwe. Nie zajdziemy przecież aż tak głęboko w las, żeby faktycznie spotkać jakieś niebezpieczne stworzenia. Zresztą, myślę, że skoro szkoła jest tak blisko, to wszystkie stworzenia już dawno nauczyły się, aby omijać brzeg lasu z daleka, aby nie natknąć się na grupkę rozwrzeszczanych dzieciaków. Albo ciekawskich dorosłych panienek.
- Idziemy - powiedziałam bez zawahania i weszłyśmy w głąb.
I nic się nie stało. Las jak las. Szłyśmy we względnej ciszy, dopóki słychać było jeszcze głosy z błoni, kiedy ustały zrobiło się dziwnie głucho. Przerywane jedynie dźwiękiem łamiących się gałęzi pod wpływem ciężkości naszego ciała. Nic nadzwyczajnego. Było ciemno, to fakt, ale absolutnie nic się nie działo. W pewnym momencie Lizzy zatrzymała się i szeptem poleciła i mi, abym się zatrzymała. Zamarłam w pół kroku.
Też kucnęłam starając się wypatrzeć to, co zauważyła Lizzy. Mrużyłam oczy, jakby to miało pomóc mi dostrzec szczegóły. W końcu moje spojrzenie zlokalizowało to wgłębienie. Kiwnęłam głową.
- A mówiłam, że w lesie żyją też… olbrzymy? - Zapytałam konspiracyjnym szeptem. Tym razem w pełni poważnie.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#22
Morgan Warren
Czarodzieje
Oh, honey, I ain't your savior
Wiek
30
Zawód
Właściciel pubu
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
11
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
5
0
Siła
Wyt.
Szybkość
15
15
5
Brak karty postaci
11-12-2025, 23:29
- Aha... - odezwał się przeciągle, z pewnym zastanowieniem. Czerwona lampka zapaliła mu się w momencie gdy Melusine wspomniała o ochronie... Bo przecież wszyscy zawsze powtarzali, że wystarczy trzymać się tej strony linii drzew, aby uniknąć nieszczęśliwych wypadków. Może już wtedy powinien zareagować, złapać Almyrę za rękę, przeprosić towarzystwo, poinformować ich o potrzebie rozmowy z siostrą, a potem oddalić się we dwoje. Postąpił jednak wbrew swojemu przeczuciu, posyłając kobiecie tylko podszyte podejrzliwością spojrzenie. Tak, całe życie był protektorem Almyry i nie zamierzał zmieniać swojej postawy tylko dlatego, że oboje byli już dorośli. Nie dbał o to, jak inni go postrzegają. Wykazywał się typową dla ludzi morza szorstkością - nawet jeśli spędził na pokładzie zaledwie kilka lat. Nie przysparzało mu to zbyt wielu przyjaciół. On jednak tak właśnie preferował. Przynajmniej miał dzięki temu mniej problemów.
Uścisnął dłoń mężczyzny ruchem machinalnym, niemal bezwiednym. Przywitać się przecież należało, Morgan nie przywiązywał jednak specjalnej uwagi do osoby Francuza. Nie spodziewał się go już nigdy zobaczyć na oczy, podejrzewając że mężczyzna lada dzień wróci do swojego kraju. Na pewno nie widział go w swojej codzienności - szczególnie biorąc pod uwagę oburzenie z jakim został przez niego podjęty temat baletu.  Jasnym wiec było że należeli do dwóch zupełnie innych światów. To Almyra prędzej mogłaby znaleźć z nieznajomym jakiś wspólny język.
- Morgan Warren - także się przedstawił, choć myślami już skupiał się ponownie na tematach związanych z Zakazanym Lasem. Zanim jednak otworzył szerzej usta, uprzedziła go Melusine. Nie był całkowicie zielony w kwestii sprzedaży dóbr z niekoniecznie legalnych źródeł. Zazwyczaj podobne tematy nie były jednak poruszane głośno. Jeśli miałby więc obstawiać, kto z ich grona miał jakąkolwiek szansę na zobaczenie jednorożca, to, zważywszy na bardzo wybredną naturę tego mistycznego stworzenia, raczej nie byłaby to panna Rookwood. - Jak raz informacje Francuzów są zbieżne z prawdą, nie zaś bzdurną plotką wyssaną z palca. I z tego co wiem to nie, mieszkańcy lasu trzymają się raczej granic kniei. Może jednak działa tu jakaś bariera, taka od wewnątrz? A może po prostu byle nieśmiałek ma więcej rozumu niż byle pierwszoklasista. - podsumował, rozważając kilka opcji. Wcale by się nie zdziwił, gdyby otwarte przestrzenie faktycznie po prostu odstraszały magiczne stworzenia. Centaury szczególnie ponoć posiadały ponadprzeciętną inteligencję, nic więc dziwnego że unikały skupisk ludzkich jak ognia. Na ich miejscu robiłby pewnie tak samo.
Natura nie obdarowała go hojnie jeśli chodzi o wyobraźnię, ale nawet on potrafił sobie zwizualizować jakie okropieństwa czekać mogły ich za linią drzew.
Nawet pomijając magiczne stworzenia, starczył byle zbłąkany wilk by zagrozić ich zdrowiu, a także życiu. Jakie z resztą mieli prawo naruszać spokój tego miejsca? Istotnie, Zakazany Las był miejscem dzikim, niebezpiecznym, mrocznym i tajemniczym. Miał swoje sekrety, a zanim ich czwórce udałoby się odkryć chociaż jeden z nich, z pewnością srogo pożałowaliby zapuszczania się na to chronione terytorium. Czy więc był sens? Ulegać tym prymitywnym pokusom, irracjonalnej potrzebie udania się ku nieznanemu? Morgan nie bał się, ale uważał wkraczanie do lasu za wybitną głupotę. W noc tak czarną jak ta absurdalnie łatwo było o przypadkowe rozdzielenie się. Światła rozpalone z okazji uroczystości momentalnie znikną im z oczu, a byle iskierka na końcu różdżki za nic nie była w stanie rozproszyć mroku, który zaległ wsród drzew.
Oczywiście w momencie gdy Melusine nagle zagłębiła się w las, ciągnąc za sobą Almyrę, Morgan nie przedstawił na głos wszystkich tych argumentów. Wyrwało mu się tylko jedno głośne "Nie!", a zaraz potem drugie, nieco bardziej stłumione "Do ciężkiej cholery...!", kiedy sam wyciągnął różdżkę, przywołał na jej końcu światło i podążył ich śladem. Bo oczywiście że to zrobił. Jego siostra nie musiała nawet patrzeć na niego tymi sarnimi oczami. Z drugiej strony, byłby zdecydowanie bardziej zadowolony, gdyby dziewczyna jednak choć w minimalnym stopniu oparła się zapędom swojej porywaczki.
- Na takie atrakcje się nie godziłem! - warknął za dwójką kobiet, próbując między krzakami wymacać dłoń siostry. Gdyby tylko wiedział jakie absurdalne myśli krążyły teraz w jej głowie! Wtedy by się dopiero nasłuchała... chociaż i tak ją to czekało.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#23
Morty Dunham
Akolici
L'ennemi, tapi dans mon esprit, fête mes défaites
Wiek
26
Zawód
muzyk - wiolonczelista, wróżbita
Genetyka
Czystość krwi
jasnowidz
półkrwi
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
kawaler
Uroki
Czarna Magia
0
15
OPCM
Transmutacja
0
20
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
5
11
10
Brak karty postaci
11-15-2025, 02:42
Odpowiedź dla Cassius Avery

Pamięć - nietrwałe tworzywo – lub może mechanizm - kotłujące się w ludzkim umyśle, lecz Cassius wiedział, za jakie struny pociągnąć, by właściwie trybiki wskoczyły na swoje miejsce. I teraz, dzielił ich dystans kilkunastu kroków, Morty zrozumiał, że przeszłość, przez którą uciekał, nie tylko deptała mu po piętach, ale też go dopadła. Nie potrafił jednak przesądzić, czy tego żałował. Po części tak, po części nie, lecz nadal nie chciał odzyskać odłamka duszy, którą wcisnął mu do rąk, w nadziei, że się o nią skaleczy. Czuł wstręt do siebie, że w tym wiszącym w powietrzu napięciu było coś z oczekiwania. Do czego Cassius jeszcze się posunie, by przypomnieć Mortiemu o swoim istnieniu? Wiedział, że stać było go na wiele. A teraz, obecnie, może na dużo więcej i kiedyś mu to nie przeszkadzało. Polubił jego zachłanność od pierwszej chwili, jaka połączyła ich te prawie dziesięć lat temu. Karmił ją swoją pozorną uległością i jeszcze bardziej obłudnym oddaniem, teraz jednak nie gwarantował ani jednego, ani drugiego. Teraz nie wiedział, czy wolałby pamiętać, czy zakryć wszystko kurtyną zapomnienia.
- Oczywiście, że wiem. Jego mechanizm jest podobny do moich przeczucia. - Niekontrolowany, nieokrzesany, mający w sobie coś zwierzęcego. Impuls pełznący pod skórą podpowiadał mu, że subtelny grymas, jaki zamarł na wargach Cassiusa, był czymś więcej niż utkaną z pozorów imitacją, był prawdziwy. Taki, jak wtedy, gdy zaprosił go do swojego łóżka. – Przypadła mi zupełnie inna rola.
Rola jego słabości. Tej, której nie mógł wypędzić ze swojego życia. Nigdy nie był bowiem zabawką w jego dłoni. Czystą rozrywką, zupełnie bezużyteczną, gdy już się nią znudził. Nigdy nią nie był, bo do takich zabawek już się nie wraca - wyrzuca się je, gdy są już popsute, a wiec niepotrzebne, jednakże Avery nigdy nie dokonał dzieła zniszczenia. Zwyczajnie nie mógł, nie zdążył. Morty już wtedy był skrzywiony. Już wtedy czuł się wybrakowany, niekompletny. Już wtedy znał kształty zła. I już wtedy wiedział, jak to jest walczyć o każdy oddech.
Znowu o krok skrócił dzielący ich dystans. Nie bał się, że przerwie jego przestrzeń. Bał się tego, co stanie się potem – co wróci, a czego już w nim dawno nie było.
- Otóż nie - zaprzeczył, niemal parsknął udawanym rozbawieniem, chociaz czuł przecież, jak kark mrowieje mu od napięcie i jak palce strachu zaciskają się na szyi. Nie bał się Cassiusa. Czuł podskórnie, że go nie skrzywdzi. Przynajmniej nie bardziej niż był już skrzywdzony. To był zupełnie inny rodzaj strachu. Ten, który osiadał na samym dnie duszy i przypominał Dunhamowi o tym dzieciaku, którym kiedyś był. – Zostawiłem cię - porzuciłem – bo byłem pewny, że - bo niczego nie byłem pewny, nawet tego, czy to, co do ciebie czuje jest prawdziwe – ścieżki naszego przeznaczenia znowu spotykają się w jednym punkcie. Nie pomyliłem się.
Zostawił go bez słowa, bo bał się - bał się rodzącego się między nimi uczucia. Bał się tego "kocham cię", które wyprzedziło myśli byłego kochanka, zaraz po tym, jak ich ciała połączył wspólna rytm oddechów i pragnień. Bał się ciężaru każdego westchnienia, jakie wówczas opuściło jego wargi. I tego napięcie, które spięło jego mięsnie paraliżem. A nawet tego, jak jego dotyk parzył go w skórę. Oraz uczuć wymykający się spod kontroli.
Miał być chwilową zachcianką. Słabostką, która niknie w gęstwinie innych pragnień. Pokusa, który znika razem z iskrą, gdy ta przestaje tlić się pod skórą. Zakazanym owocem, który kusi do momentu, aż nie posmakuje się jednego kęsa, bo kolejny już nie smakuje tą samą słodyczą, co wcześniej. Lecz w pewnym momencie stał się wszystkim, co miał. I wszystkim czego mieć nie powinien.
Długo myślał, że Cassius był już tylko przeszłością, powidokiem dawnych dni, ale dopiero niedawno - dzięki klątwie, którą na niego rzucił - zrozumiał, że był też teraźniejszością, ale czy mógłby stać się także przyszłością?
- Chcesz, żebym go zamknął raz na zawsze, a może liczysz na to, że doczeka swoje kontynuacji? – Czego pragniesz, Cassiusie? O czym śnisz?
Usłyszał wyrzut w jego głosie. Jedną, zdradziecką nutę, która przesądzała o wszystkim. I która sprawiła, że tylko cud sprawiał, że nie podszedł do niego bliżej, aby się przekonać, jak Avery zareaguje na nagłą bliskość, której zapewne się nie spodziewał, chociaż to nie w interesie Mortiego leżało utrzymanie dystansu.
- Skąd wiesz, może już uległem tej woli? - prowokacja to wszystko, co mógł mu teraz zaoferować, chociaż wiedział przecież, że grunt, po którym stąpał, był grząski, a śmiech, który ugrzązł w męskim gardle zbyt czytelny, by go przeoczyć. – Może już nie ma czego ratować? Mając tą świadomość, nadal chciałbyś czule pielęgnować naszą relacje? - w kącikach ust pojawił się blady uśmiech, gdy wyrzucił z siebie te słowa, okraszając je fałszem szyderstwa. – Nadal chciałbyś być tym, kto mnie uratuje? - drążył. –Lecz jak uratować kogoś, kto nie oczekuje pomocy, ani nie chce jej przyjąć? Wiesz jak tego dokonać?
Chciał, by te słowo zagłuszyły ostatnie pytanie, jakie jeszcze przez chwile wybrzmiało w przestrzeni jego czaszki - czy nie dlatego tak bardzo cię fascynowałem?
Fascynował go z wielu powodów. Na początku to, jak na Mortiego paczył i ile uwagi mu dawał. Czuł głód jego spojrzeniu, gdy kark palił go od jego ciężaru. Pragnął jego uwagi, więc kradł ją tak często, jak często nadarzała się ku temu okazja. Pławił się nią, igrając z wynaturzeniem, który się za nią skrywało. Miał świadomość, jakie to, biorąc pod uwagę błyski obrączki na palcu i tym, kim była dla niego Elena, było nieprzyzwoite, lecz dylematy moralne ginęły w sile rodzącego się uczucia - tego, który na chwile całkowicie go obezwładnił i osłabił.
Nie chciał się już nigdy więcej czuć, jak wtedy. Nie powinien z im igrać. Nie powinien go podjudzać. Nie powinien, ale przecież rzadko robił to, co powinien. I teraz też nie zachowywał się właściwie - tak jak powinien.
Obecnie fascynowało go to, jak daleko może się posunąć, by obnażyć Cassiusa z prawdziwości intencji. Zajrzeć, co skrywa za maską wykreowaną z pozorów obojętności.
Z lekko spod przymrużonych powiek obserwował, jak jego sylwetka wnurzyła się z cienia i zaczyna wokół niego krążyć - jakby był drapieżnikiem, który najpierw zwęszył ofiarę, potem ją okrążał, a teraz, wywołując tym presje, obmyśla, gdzie ukąsić, by zadać jak najboleśniejszy cios. Morty zatem celowo, z premedytacja, wbrew instynktowi, który podpowiadał mu, żeby zachował ostrożność, odsłonił się, podchodząc o krok bliżej i tym samym pozwalając, by kurtyna srebrzystej poświaty zalała jego ciało.
- Już dawno rzuciłeś na mnie klątwę - podarował mu jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów; ten, którym uraczył go tamtego dnia, w godzinne ich pierwszego spotkania i którym wybudził głęboko ukryte emocje, jakie tliły się w Averym. – Tamtego popołudnia, kiedy się poznaliśmy. Klątwą pamieci, pamiętasz?
Gdy raz spojrzysz złu prosto w oczy, nigdy nie oderwiesz już od niego spojrzenia, lecz kto był tym złym - on czy Cassius? A może oni obaj, zanurzeni w szaleństwie, które ich połączyło, a potem też rozdzieliło, bo jeden nie mógł znieść przejmującej dominacji drugiego?
Morty kiedyś wierzył, że razem mogli spopielić cały świat. Ile pozostało z tej wiary?
- Ukrywasz się w cieniu, jakbyś się czegoś bał.
Czego się boisz, Cassiusie? Tego, co do mnie czułeś i tego, co nadal tętni pod twoją skórą?
Nie miał pojęcia, czy to prawda. Nie miał pojęcia, czy człowiek, którego znał nadal drzemał w sylwetce, którą otaczał półmrok, lecz podskórnie czuł, że nie przemawiała przez niego czysta nienawiść, ale jak nie ona, to co?
- Wyjdź do światła, podejdź. To przecież właśnie tu, gdzie stoję, skrywa się tajemnica, którą chcesz poznać. I której tak bardzo się obawiasz, że aż chowasz się za obcymi szeptami, a tymczasem jedyny szept, jaki chciałbym słyszeć, należy do ciebie.
Mów do mnie, Cassiusie. Językiem, którego znamy tylko my. Językiem, który w cudzych uszach, brzmiałby obco, lecz nie w naszych, dodał w myślach, igrając z obłędem tłoczącym się w klatce żeber.
Kiedyś przecież właśnie tak się komunikowali. Avery wypowiadał swoje życzenia na głos, Dunham ukrywał je w krętych zakątkach swojego umysłu i czekał, aż mężczyzna, zanurzając się w tych korytarzach, w końcu złapie trop i odnajdzie cel. Czy teraz równie chętnie i ochoczo zajrzałby do jego myśli, by rozebrać je na czynniki pierwsze? A może to, co powstrzymywało go, by podejść do wiolonczelisty i objąć jego skórę ciepłem swojego oddechu, sprawiało też, że nie był w stanie zajrzeć tam, gdzie kiedyś zerkał z takim zapałem i oddaniem?
Nie wiedział, czy w ciele dawnego kochanka nadal drzemały tamte namiętności, ale wiedział, że to nie las skrywał przed nim sekrety, lecz jego własna, przebita kolcami czerni dusza.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#24
Axel Devereaux
Czarodzieje
Wiek
25
Zawód
Tancerz, Złodziej, Kelner w Białej Wiwer
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
zakurzona
kawaler
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
5
5
Magia Lecznicza
Eliksiry
0
0
Siła
Wyt.
Szybkość
11
12
16
Brak karty postaci
Wczoraj, 14:55
Francuskie salony opływały wręcz w strumieniami jadu, sarkazmu i ironii. Axel wychował się na tych grach słownych, bardzo szybko odróżniał tych, którzy byli obyci z etykietą fałszu od tych, którym po prostu dobrze patrzyło z oczu z powodu ich prostolinijnego i poczciwego pochodzenia. Melusine w tej grupce wybijała się ponad Almyrę i Morgana właśnie pod tym względem. Od razu przyjęła odpowiednia pozę i ton głosu, a jego wręcz uderzyło to, jak bardzo żywe były dla niego jeszcze wspomnienia z Paryża. Nie spodziewał się, że trafi w takim miejscu jak to, na gierki salonowe.
Jej przeprosiny sprawiły, że Axel uniósł odrobinę podbródek przymykając oczy, słodycz jej słów cuchnęła obłudą i widział w jej oczach jak bardzo nieszczere były to słowa. Musiał je przyjąć z godnością i cierpki uśmiech zawitał na jego ustach. Lecz kiedy dodała kolejne słowa, Axel opuścił spojrzenie wprost na pannę Rookwood i zmrużył lodowe ślepia. Zagotowało się w nim tak mocno, że ledwo powstrzymał się przed wybuchem.
- Owszem, jest to trudna i wymagająca sztuka. - Odparł lodowatym tonem, dodając w myślach wiele inwektyw na temat ignorancji panny Rookwood. Nie zdobył się na histerię, która na pewno znalazła tutaj swoje uzasadnienie. O nie, nie dal jej tej satysfakcji po prostu przyjmując jej słowa chłodno, bez emocji. Może i był Francuzem z krwi i kości, to jednak prawie dekada życia z dala od salonów zahartowała go odpowiednio, by nie brzmiał jak nadęty francuzik. Chociaż musiał się pilnować, by właśnie odgrywać rolę takiego kogoś a nie, to kim był na codzień.
Bo i na ten temat po prostu nie było sensu się tutaj rozwodzić, skoro towarzystwo raczej nie było zainteresowane tym tematem. Druga dziewczyna postanowiła załagodzić spór wkładając pomiędzy Axela i Mel rozsądne słowa. Axel przeniosł na nią spojrzenie i odrobine łagodniej się uśmiechnął.
Postanowił puścić mimo uszu jadowite słowa Mel, by nie psuć ogólnej atmosfery. A kiedy się przedstawiła, wyrył sobie w umyśle jej imię, by nie zapomnieć i kiedy odebrać swoja zemstę. Uśmiechnął się kiedy lekko ściskając jej dłoń i nawet musnął ustami. Czego nie udało mu się dokonać w przypadku drugiej kobiety, która nie zdążyła się przestawić. Mel znudzona pytaniami Axela po prostu złapała Almyre i czmychnęła w las jak lania.
„Warren” wybrzmiało w głowie Axela, kiedy Morgan uścisnął mu dłoń bez większego przejęcia. Pamięć uruchomiła się i wszystkie puzzle wpadły na swoje miejsca, a zwłaszcza te, które ukaldaly się w obraz twarzy Almyry sprzed ponad siedmiu lat. Warren, ta dziewczyna miała takie nazwisko, mówiła o tym, że ma brata, Morgana. Francuz powiódł wzrokiem po twarzach swoich towarzyszy, który mówili na temat zwierząt, jednorożców, lasu i barier, ale juz nie powiedział nic. Jednak nie musiał, bo zaraz kobiety znikły w gąszczu, a głośne „Nie!” wypowiedznae przez Morgana wyrwało Axela z zamyślenia. Czyli jednak Zakazany Las musiał być niebezpieczny.
Axel jeszcze spojrzał szybko w kierunku zamku i uznał, że przygoda to też niezłe przeżycie.
- Warren! - Krzykął za ryżym mężczyzną i zaraz do niego dołączył. Nie zapalał różdżki, by w razie potrzeby mógł szybko cisnąć zaklęcie z własnej. - Wy wyspiarze jesteście jednak szaleni. - Dodał z rozbawieniem przeciągając „r” celowo, by wybrzmiało to złowrogo i zabawnie. Bo jak na razie nie czuł w pełni zagrożenia, które na nich tutaj czyhało. Rozejrzał się uważnie wokół, dotrzymując Morganowi kroku bez problemu.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek
Strony (3): « Wstecz 1 2 3


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:27 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.