• Witaj nieznajomy! Logowanie Rejestracja
    Zaloguj się
    Login:
    Hasło:
    Nie pamiętam hasła
     
    × Obserwowane
    • Brak :(
    Avatar użytkownika

Serpens > Wielka Brytania > Anglia > Domostwa > Londyn, Pokątna 20/6 > Salon
Odpowiedz
Odpowiedz
#1
Mistrz Gry
Konta Specjalne
Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.
Wiek
999
Zawód
Mistrz Gry
Genetyka
Czystość krwi
czarodziej
mugol
Sakiewka
Stan cywilny
bezdenna
wdowiec
Uroki
Czarna Magia
OPCM
Transmutacja
Magia Lecznicza
Eliksiry
Siła
Wyt.
Szybkość
Brak karty postaci
09-26-2025, 21:15

Salon
Przytulny pokój z wysokimi, ciemnymi ścianami i wielkim kamiennym kominkiem, w którym cicho trzaska ogień. Stare dywany w głębokich barwach, aksamitne fotele i zapach herbaty z magicznych ziół tworzą atmosferę tajemniczej elegancji. To idealne miejsce na rozmowy przy świecach i szeptane zaklęcia.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Odpowiedz
Odpowiedz
#2
Melusine Rookwood
Czarodzieje
żeby był, żeby chciał być, żeby nie zniknął
Wiek
26
Zawód
urzędniczka, asystentka, pośredniczka
Genetyka
Czystość krwi
czarownica
czysta
Sakiewka
Stan cywilny
stabilna
zaręczona
Uroki
Czarna Magia
10
0
OPCM
Transmutacja
15
0
Magia Lecznicza
Eliksiry
7
0
Siła
Wyt.
Szybkość
4
14
11
Brak karty postaci
11-03-2025, 10:45

Where fate stumbled
08 kwietnia 1962

Biada jej ― i biada światu, który w swej zuchwałej strukturze postanowił rozgrywać tragedię kobiet na wzór partytury, w której każdy takt wyznacza męska dłoń. Zadrżała w środku, jak struna rozpięta między wolą a obowiązkiem, drgająca w rytmie wyimaginowanego buntu. Szkarłat myśli krążył w jej głowie, rozlewając się niczym żywica z pękniętego drzewa ― lepki, gęsty, trudny do opanowania. Wewnątrz pulsowało coś, co przypominało pierwotny jęk natury ― głos tego, co od wieków tłumione, a jednak nieśmiertelnie obecne w kobiecych trzewiach. Nie znała już łagodności własnych gestów, gdy pergamin postanowień drżał w jej dłoniach jak skóra zdradzonego kochanka. Nazwiska, pieczęcie, daty ― wszystko to tworzyło sieć, w którą zaplątano ją niczym bezwolne zwierzę. Wokół unosił się zapach zastałego atramentu, jakby sama historia próbowała przypomnieć, że jej los nie należy do niej. A jednak ― wbrew tej martwej ciszy dokumentu ― coś w niej rosło, rozwijało kolce, łamało korę dawnego posłuszeństwa.
Zbyt długo kazano jej wierzyć, że krew Rookwoodów powinna składać się z uległości i maniery, że dłoń kobiety winna zdobić kielich, a nie miecz. Lecz oto, w tej jednej chwili, zdała sobie sprawę, że zrodziła się z innego rdzenia ― bliższego ziemi, ogniowi, fermentowi walki. Że jej ciało, choć skrojone pod gorset konwenansu, nosi w sobie pamięć pradawnych bogiń, które stawiały światy na barkach, a nie kłaniały się im w pas. I w tymże zrozumieniu ― w tej cichej, skrytej erupcji ― zaczęła rodzić się nowa forma bluźnierstwa: kobieta, która nie zgadza się być posagiem, lecz siłą sprawczą. Cicha jak nocne tchnienie, a jednak zdolna do burzenia tronów jednym ruchem rzęsy.
Zapanowała cisza ― ciężka, rozżarzona jak rozstrojony dzwon pośród katedry upadłych myśli. W niej właśnie rozlewał się sens wszystkiego, co miało przepaść; echo ojcowskich słów, twardych niczym odłamek granitu, odbijało się o ściany głowy z okrutną precyzją młota. Każde z nich, wycyzelowane i chłodne, wbijało się w duszę jak klin w szczelinę marmuru, rozsadzając wnętrze w niewidzialnym wybuchu. Czuła, jak cała ta przestrzeń, niegdyś ułożona w ascetyczny porządek pracy, topnieje w bezładzie, jakby żałoba miała formę rozrzuconych notatek, odkręconych flakonów i wypalonych resztek myśli. Popielnica parowała nikotynową melancholią, powidokami chwil, które jeszcze kilka dni temu niosły pozory normalności. W powietrzu unosił się zapach spalonej decyzji ― tego, co już nie do cofnięcia, nie do oczyszczenia. Szkło po karminowej szmince patrzyło z wyrzutem, jakby przypominało jej, że jeszcze niedawno potrafiła się uśmiechać; że miała odwagę zasiadać naprzeciw ludzi i karmić ich wizją opanowania, które teraz znikło bez śladu.
Zadrżała dłonią, przesuwając nią po krawędzi biurka, po stertach papierów, których sens dawno wyblakł w świetle nowej niewoli. Litery wydawały się zdeformowane, jakby niechętnie trzymały się znaczeń ― a przecież wszystko tu miało niegdyś rytm, porządek, nienaganność. Teraz pozostała tylko elegia zniszczenia: rytmiczne uderzenia serca w piersi, zlewające się z miarowym stukotem stopy o podłogę.
― Cholera... ― dźwięczne poirytowanie przemknęło w powietrzu, gdy kolejny raz ktoś miał czelność atakować jej lokum. Nie chciała nadzwyczajne nikogo widzieć, słyszeć i czuć. Nie chciała czuć, jedynie zniknąć. Zabić, rozszarpać w etiudzie samozadowolenia, szaleństwie rodzinnych porywów udręczenia. ― Nie ma nikogo w domu.
Niechybnie zginie― pomyślała, wsuwając bose stopy w chłód podłogi, gdzie każdy klapek zdawał się oddychać napięciem. Dźwięk kolejnego uderzenia w drzwi wdarł się w jej kręgosłup jak echo złowróżbnego werbla; rytm zwiastujący nieznane. W powietrzu zawisła mgła domowego zapomnienia, zapach czarnej herbaty spleciony z nikotynową nutą dawno zgasłego papierosa. To wszystko drżało, jakby przestrzeń przeczuwała nadchodzącą burzę. Zbliżyła się. Złapała za klamkę z ostrożnością godną alchemika dotykającego ołowiu, z którego pragnie wydobyć złoto. Myśl przemykała po jej karku niczym cień kota ― a może to tylko przeciąg, niepewność? Przylgnęła uchem do drewna. Cisza. Tylko serce łomotało, jakby chciało się wyrwać, zanieść ją w dal, tam, gdzie świat nie upomina się o konsekwencje.
― Czego... ― Stał w progu, wypełniając sobą przestrzeń jak cień, który wymknął się spod władzy światła ― gęsty, milczący, obcy. W powietrzu zawisł zapach deszczu i niepokoju, ciężki, zbyt cielesny, by był tylko wspomnieniem burzy. Przez krótką chwilę zdawało się, że czas rozlał się po ścianach niczym rtęć, błyszcząca i zdradliwa; każde drgnienie, każdy oddech przybierał wagę czynu. Ona zaś stała — w pozie nie tyle przestraszonej, co oszołomionej, jak zwierzę, które instynktem przeczuwa, że oto spotkało kogoś, kto nie przyszedł przypadkiem. ― Czego pan... szuka? ― wyszeptała, a jej głos zabrzmiał dziwnie ― nie do końca należał do niej.
    Odpowiedz
  • Odpowiedz na posta
Starszy wątek | Nowszy wątek


Skocz do:

Aktualny czas: 11-17-2025, 14:25 Polskie tłumaczenie © 2007-2025 Polski Support MyBB MyBB, © 2002-2025 MyBB Group.